Weźmy choćby powieść jednego z najlepszych współczesnych brytyjskich prozaików Martina Amisa „Dom schadzek" albo „Matki" nagrodzonego Angelusem i popularnego u nas Pavla Rankova – w obu wypadkach czytelnika nie opuszcza poczucie, że wiedza pisarzy o funkcjonowaniu sowieckiego systemu opresji jest czysto książkowa.
Dlatego nagrodzona powieść Zachara Prilepina „Klasztor" mogła budzić wielkie nadzieje. Prilepin oczywiście na Sołowki się nie załapał, ale przewinął się przez nie jego pradziadek. Różnicę między autorem „Patologii" a Amisem i Rankovem czuć zresztą od pierwszego zdania. Nieprzypadkowo bohaterowie rozmawiają ze sobą po francusku (wyraźny ukłon w stronę początku „Wojny i pokoju"), nieprzypadkowo roi się tu od nawiązań do rosyjskiej klasyki (Puszkin, Turgieniew, Czechow, Dostojewski), nieprzypadkowo wreszcie akcja rozgrywa się na Sołowkach, czyli tam, gdzie narodził się późniejszy Archipelag Gułag.
Od razu widać, że „Klasztor" miał być w dorobku Prilepina pozycją szczególną ze względu na rozmach i ciężar gatunkowy. Czy pisarzowi udało się jednak sprostać celowi? Nie do końca. Dzieje Artioma i 12. roty łagierników być może są materiałem na wielką rosyjską powieść rozliczeniową, ale brak tutaj problemów moralnych na miarę Dostojewskiego czy panoramy epoki na miarę Tołstoja, choć „Klasztor" – jak się zdaje – miał być właśnie czymś na kształt współczesnych „Biesów". Problem także w tym, że o ile Prilepin świetnie radzi sobie w dialogach i scenach symbolicznych, jak ta z królikami, które nie zwracają właściwie uwagi na to, że jeden z ich towarzyszy został przed momentem rozszarpany przez kota, o tyle „Klasztor" zbyt wyraźnie ciąży ku powieści popularnej, momentami wręcz przygodowej, co w zderzeniu ze scenami przesłuchań i rozstrzelań ma w sobie coś niestosownego.
Twórczość Prilepina nierzadko budzi poważne wątpliwości natury etycznej, choć raczej niesłusznie. Bardziej wpływają na to poglądy pisarza (należy do antysystemowej Partii Narodowo-Bolszewickiej, krytykuje współczesne liberalne społeczeństwo) niż jego świetne powieści. Trudno bowiem dopatrywać się nacjonalistycznego rysu w poświęconych wojny w Czeczenii „Patologiach" czy rehabilitacji władzy sowieckiej i sołowieckiej w „Klasztorze". Owszem, jedną z najokrutniejszych postaci w ostatniej powieści Prilepina jest białogwardzista Burcew, ale komendant obozu Eichmanis (wzorowany na Fiodorze Eichmansie) nie wypada na jego tle wiele lepiej. „Klasztorem" co prawda Prilepin pomnika sobie nie postawił, ale też Sołowkom pomników nie trzeba. Wystarczy pamięć.
PLUS MINUS