Weźmy choćby powieść jednego z najlepszych współczesnych brytyjskich prozaików Martina Amisa „Dom schadzek" albo „Matki" nagrodzonego Angelusem i popularnego u nas Pavla Rankova – w obu wypadkach czytelnika nie opuszcza poczucie, że wiedza pisarzy o funkcjonowaniu sowieckiego systemu opresji jest czysto książkowa.
Dlatego nagrodzona powieść Zachara Prilepina „Klasztor" mogła budzić wielkie nadzieje. Prilepin oczywiście na Sołowki się nie załapał, ale przewinął się przez nie jego pradziadek. Różnicę między autorem „Patologii" a Amisem i Rankovem czuć zresztą od pierwszego zdania. Nieprzypadkowo bohaterowie rozmawiają ze sobą po francusku (wyraźny ukłon w stronę początku „Wojny i pokoju"), nieprzypadkowo roi się tu od nawiązań do rosyjskiej klasyki (Puszkin, Turgieniew, Czechow, Dostojewski), nieprzypadkowo wreszcie akcja rozgrywa się na Sołowkach, czyli tam, gdzie narodził się późniejszy Archipelag Gułag.