CNN podał informację o 28-latku z USA, któremu udało się złapać wszystkie pokemony, jakie można znaleźć w Stanach Zjednoczonych. Mniej więcej w tym samym czasie szef resortu obrony Rosji Siergiej Ławrow oświadczył, że Rosja w ciągu trzech lat sformowała nowe jednostki wojskowe o łącznej sile całej polskiej armii. Która wiadomość bardziej zainteresowała internautów? Oczywiście ta pierwsza.
Fakt, iż CNN zajmuje się wynikami osiąganymi przez użytkowników aplikacji na smartfona, to dowód na to, że Pokemon Go po zaledwie miesiącu od wejścia na rynek stało się fenomenem społecznym o skali niespotykanej dotychczas w świecie gier i aplikacji komputerowych (więcej o tym, jak wygląda łapanie pokemonów w praktyce, można przeczytać w artykule Piotra Kościelniaka, który ukazał się w „Plusie Minusie" z 23–24 lipca).
Kieszonkowe potwory na olimpiadzie
I na razie popularność gry nie maleje – przeciwnie, wchodzi ona na kolejne rynki, a tam, gdzie pokemonów łapać nie można, pojawiają się apele, by stan ten zmieniono jak najszybciej. Pokemonów (podobnie jak wody w łazienkach) nie ma m.in. w wiosce olimpijskiej w Rio de Janeiro. I dla wielu sportowców jest to problem najwyraźniej porównywalny z niezbyt wysokimi standardami wyposażenia ich pokoi. „Nie ma pokemonów na obiekcie olimpijskim Deodoro! Ani w Brazylii!??" – pisał na Twitterze brytyjski kajakarz Joe Clarke, umieszczając przy swoim wpisie ikonkę „złamane serce". Clarke nie był jedynym sportowcem, któremu na igrzyskach będzie brakować pokemonów, więc burmistrz Rio de Janeiro Eduardo Paes zaapelował do twórców gry, aby sprawili, żeby pokemony dotarły na olimpiadę.
Władze odnotowały obecność pokemonów również w tych krajach, w których owe „kieszonkowe potwory" łapać już można. Szwajcarski Urząd ds. Lotnictwa Cywilnego zaapelował, by nie łapać pokemonów w trakcie lotu helikopterem, ponieważ rozprasza to pilotów i może stwarzać zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu.
Z kolei w amerykańskim Phoenix policja zaczęła umieszczać w mediach społecznościowych komunikaty, iż pogoń za pokemonami nie usprawiedliwia wtargnięcia na teren czyjejś posesji. Mało tego – pytanie o pokemony agencja Reuters skierowała nawet do chińskiego MSZ. Powód? W mediach społecznościowych w Chinach popularność zaczęła zdobywać teoria spiskowa, według której aplikacja została stworzona z inspiracji władz USA i Japonii, by ustalić położenie chińskich baz wojskowych przed przyszłym konfliktem zbrojnym z tym krajem. Bazy mieli „odnaleźć" gracze szukający po całym kraju pokemonów ze smartfonami w dłoniach (a Amerykanie i Japończycy mieli przechwytywać obraz z ich telefonów). Rzecznik chińskiego MSZ odpowiedział jednak, że nie ma czasu zajmować się aplikacjami na smartfona.