Dopingowe chmury nad grupą kolarską Sky

Kolarski zespół Sky stworzono pod hasłem: będziemy wygrywać czysto, pokażemy nową drogę. Zwycięstwa przyszły szybko, ale wiara w dopingową niewinność brytyjskiej grupy właśnie legła w gruzach.

Aktualizacja: 13.10.2016 18:31 Publikacja: 13.10.2016 15:54

Sir Bradley Wiggins – to od niego zaczął się skandal

Sir Bradley Wiggins – to od niego zaczął się skandal

Foto: AFP, Yorick Jansens

O rosyjskiej grupie hakerów Fancy Bears krążą pogłoski, że działa na zlecenie Kremla. Poszkodowana przez nią Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) wysłała nawet do rządu rosyjskiego prośbę, by zakazał on funkcjonowania pirackiej organizacji. Odpowiedzi nie otrzymała, a żadnych podejrzanych związków do tej pory nie udowodniono.

Hakerzy mieli jednak jasne intencje, tożsame z rosyjską – sportową – racją stanu. Chcieli pokazać, że WADA, postulując wykluczenie z igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro Rosjan, działała z pobudek politycznych, bo inni wcale nie są lepsi. Na publikowanej na raty liście sportowców biorących – za zezwoleniem lekarzy – zakazane środki znaleźli się głównie Amerykanie, ale też zawodnicy z innych krajów o znanych nazwiskach. W spisie pojawił się więc hiszpański tenisista Rafael Nadal, brytyjski lekkoatleta Mo Farah i jego rodacy kolarze Christhoper Froome i Bradley Wiggins. O ile jednak przedstawione przypadki Nadala, Faraha i Froome'a nie spowodowały medialnej burzy, bo nie budziły z punktu widzenia przepisów antydopingowych wątpliwości, o tyle sprawa pierwszego brytyjskiego zwycięzcy Tour de France wywołała lawinę podejrzeń i pytań.

Czytaj więcej

36-letni Wiggins w tym roku definitywnie kończy karierę. Ma wystartować jeszcze w wyścigu szosowym w Abu Zabi i sześciodniówkach na torach w Londynie i Gandawie. Nie wiadomo jednak, czy z nich nie zrezygnuje. Zamieszanie, jakie wzbudzają ujawniane coraz to nowe fakty z jego biografii, kwestionowanie uczciwości kolarza i jego otoczenia, to nie jest dobry klimat, by w spokoju zejść ze sceny.

Przez kilkanaście lat kariery Wiggins wyrobił sobie spory kredyt zaufania, szczególnie w ojczyźnie. W 2012 roku jako pierwszy Brytyjczyk wygrał Tour de France. Kilka tygodni później dołożył do tego złoto w jeździe na czas podczas igrzysk olimpijskich w Londynie. Jeszcze w tym samym roku królowa Elżbieta obdarzyła go tytułem szlacheckim. Na igrzyskach zdobył osiem medali, z czego pięć złotych. W tej klasyfikacji nie ma sobie równych wśród Brytyjczyków. Do dziś należy do niego rekord świata w jeździe godzinnej (54,526 km). Rodacy zawsze cenili również jego daleki od gwiazdorstwa sposób bycia, osobowość wyluzowanego rockmana.

Sir Bradley Wiggins traci jednak tę naturalną wiarygodność. Materiały „Fancy Bears" wykazują, że Brytyjczyk szczególnie chętnie korzystał z tzw. TUE (Therapeutic Use Exemptions), czyli pozwolenia na stosowanie zakazanych substancji lub metod dopingowych, gdy wymaga tego choroba, wypadek, rekonwalescencja. Jeden z najlepszych kolarzy ostatnich lat posługiwał się tym przepisem od 2008 roku, trzykrotnie w drużynie Garmin i trzy razy w brytyjskim Sky. Pierwsze trzy zastosowania dotyczyły inhalacji przeciw astmie wysiłkowej, kolejne trzy – kuracji lekami przeciw alergii na pyłki. I tu zaczynają się kłopoty Brytyjczyka.

Nigdy wcześniej ani później podczas wywiadów i w żadnej z czterech autobiografii Wiggins nie skarżył się na uczulenie, tym bardziej na to, że trzeba je intensywnie leczyć. Tymczasem przyjmował – poprzez domięśniowe zastrzyki – lek Kenalog, w którego skład wchodzi triamcynolon, niezwykle silny kortykosteroid. Sportowcy mogą go stosować poza zawodami, ale aby później wystartować muszą mieć ośmiodniową przerwę. W pewnych formach, ale nie zastrzyków, mogą zastosować kortykosteroidy w czasie zawodów. Potrzebna jest do tego zgoda lekarza Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI).

Luka w prawie

To wygląda jak alergia na wielkie toury – 29.06.2011 r., 26.06.2012 r., 2.04.2013 r., choć wiem, że jest to wielki problem ze zdrowiem" – napisał na Twitterze były niemiecki kolarz Joerg Jaksche, analizując daty przyjęcia przez Anglika leków. W dwóch pierwszych przypadkach Wiggins poddał się kuracji przed rozpoczęciem Tour de France, a w 2013 roku przed Giro d'Italia.

Jaksche sam przyznał się do stosowania dopingu, był też świadkiem koronnym w procesie doktora Fuentesa faszerującego kolarzy w pierwszej dekadzie XXI wieku. Niemiec rozwinął myśl o Wigginsie, wypowiadając się dla jednego z portali kolarskich. „Żeby być szczerym, korzystaliśmy z tego tłumaczenia. Sam to też robiłem. Mówiliśmy, że mamy ten sam problem, tę samą alergię, ale robiliśmy to po to, żeby się dopingować. Sądzę, że wielu ludzi miało nagle alergię na tour".

Niemiec też stosował kortykosteroidy. Przyznał, że podczas pierwszego tygodnia jednego z Tour de France lek pozwolił mu zrzucić dwa kilogramy bez utraty siły w mięśniach. Takich też rezultatów oczekiwał Wiggins. Brytyjczyk zaczynał karierę na torze, był kolarzem silnym, za ciężkim do jazdy w górach, musiał zrzucać wagę. Do tego potrzebne były pozwolenia na stosowanie triamcynolonu tuż przed największą imprezą sezonu, w której ściganie się na wysokościach jest kluczowe, by odnieść końcowe zwycięstwo.

Teoretycznie Wiggins nie naruszył istniejących reguł, ale problem pozostaje bardzo delikatny. – Mimo że jest to etycznie złe, przepisy to dopuszczają – powiedział Irlandczyk Nicolas Roche. Światowa Federacja Kolarska (UCI) w opublikowanym w ubiegłym roku raporcie zwróciła już uwagę na nadużycia dotyczące TUE. Kolarze często wykorzystują tę lukę w prawie. Drugi w tegorocznym Tour de France Francuz Romain Bardet apeluje o większą kontrolę korzystania z tego przepisu, a nawet upublicznianie wszystkich chorób. – Jeśli sportowiec potrzebuje TUE, to znaczy, że jest chory, a jeśli jest chory to powinien powstrzymać się od pracy – zaproponował rozwiązanie problemu francuski biatlonista, dwukrotny mistrz olimpijski Martin Fourcade.

Wzór czystości

W sprawie Wigginsa nie chodzi tylko o niego. Przez pięć lat jeździł on w grupie Sky, od jej początków w 2010 roku. Był jej ukochanym dzieckiem, symbolem i produktem.

Wielki projekt pod nazwą Sky powstał, by rozruszać brytyjskie kolarstwo, jako prywatna część programu olimpijskiego i w pewien sposób z nim powiązana. Na Wyspach doszli do wniosku, że kolarstwo – zwłaszcza torowe – daje najwięcej medali na igrzyskach olimpijskich, w dodatku jest dosyć popularne, a przy tym zdrowe. Zainwestowano w tę dyscyplinę ogromne pieniądze. Tylko w latach 2013–2017 kolarstwo otrzymało ze środków rządowych ponad 30 milionów funtów dotacji. Po wioślarstwie (32 mln) jest drugim tak dopieszczanym przez państwo sportem. Powstał ośrodek szkoleniowy w Manchesterze, a z czasem w każdym regionie. Z Rio de Janeiro Brytyjczycy przywieźli sześć złotych medali z toru na dziesięć rozegranych konkurencji. Na szosie Chris Froome zdobył brąz w jeździe na czas.

Siedziba grupy Sky znajduje się w Narodowym Centrum Kolarskim przy torze w Manchesterze. Pracują w niej trenerzy, którzy byli albo nadal są zatrudnieni także w krajowej federacji. Medialna firma jest oficjalnym sponsorem reprezentacji, także na odbywających się właśnie w Dausze mistrzostwach świata. Gdy Sky powstawał, założenie było takie, by w zespole jeździli wyłącznie brytyjscy kolarze, ale ponieważ to rzadkość we współczesnym kolarstwie na wysokim poziomie, więc zespół szybko uległ globalizacji. Od tego roku zawodnikami Sky są także Polacy, były mistrz świata Michał Kwiatkowski i Michał Gołaś. Plan zakładał zwycięstwo Brytyjczyka w Tour de France w ciągu pięciu lat. Wygrana Wigginsa przyszła już w drugim roku funkcjonowania zespołu. Na ostatnich pięć edycji Wielkiej Pętli kolarze brytyjskiej drużyny wygrali cztery.

Sukcesy sportowe to nie wszystko. W czasach, gdy kolarstwo przeżywało kryzys po ujawnianiu kolejnych afer dopingowych, zdemaskowaniu przez amerykańską agencję dopingową oszustw Lance'a Armstronga, brytyjska grupa miała świecić przykładem – być wzorem uczciwości, przejrzystości i nowoczesności w znaczeniu bezwzględnej walki z niedozwolonym wspomaganiem. – Chcemy być w awangardzie czystych zespołów – mówił dyrektor sportowy Dave Brailsford.

Na dowód tego zespół usuwał wszystkich zawodników, trenerów, lekarzy „mających coś za uszami". Tak pracę stracił – już jako szkoleniowiec – Bobby Julich, były współpracownik Armstronga, po ujawnieniu afery z udziałem amerykańskiego kolarza. Mit Wigginsa, który ciężką pracą, wysiłkiem całej grupy przy realizacji założenia zero tolerancji dla dopingu doszedł do zwycięstwa, we Francji idealnie pasował do polityki grupy należącej do medialnego multimilionera Ruperta Murdocha.

Doping umysłu

Dziś ten wizerunek jest w gruzach. Brytyjska Agencja Antydopingowa wszczęła właśnie śledztwo w sprawie tajemniczego leku, który Wiggins przyjął prawdopodobnie 12 czerwca 2011 roku w sabaudzkiej miejscowości La Toussuire podczas wyścigu Criterium du Dauphine. Produkt został dostarczony z Wysp Brytyjskich przez trenera pracującego w brytyjskiej federacji kolarskiej, związanego także ze Sky, Simona Cope'a. Zaaplikował go kolarzowi w autobusie grupy doktor Richard Freeman, pracujący wtedy i dla Sky, i dla związku kolarskiego. Co to był za lek? Nikt tego nie chce ujawnić. Co więcej dyrektor Brailsford plącze się w zeznaniach. Tłumaczył, że autobus odjechał bez Wigginsa, bo zawodnik uczestniczył w ceremonii dekoracji i kontroli antydopingowej. Problem w tym, że istnieje zapis wideo, w którym przyszły zwycięzca Tour de France stoi przy autokarze i udziela wywiadów, a potem do niego wchodzi. Brailsford twierdził też, że Cope opiekował się w tym dniu kolarką Emmą Pooley. Ona sama przyznała, że startowała wtedy w Hiszpanii.

Brytyjska federacja nie wysłała Freemana na trwające właśnie mistrzostwa świata do Dauhy. Cope – obecnie jest trenerem w Wiggins Team – pytany przez dziennikarzy twierdzi, że nie wie, jaka była zawartość paczki, którą przywiózł na wyścig do Francji. Oddał się do dyspozycji federacji, będzie zeznawał przed specjalną komisją.

Do studia BBC został niedawno zaproszony były kolarz Sky Jonathan Tiernan-Locke, wyrzucony z grupy za anomalie w biologicznym paszporcie. Tacy ludzie podczas wywiadów są bardziej odważni, nie mają nic do stracenia. Przyznał, że podczas mistrzostw świata w 2012 roku doktor Freeman zalecał stosowanie silnego środka przeciwbólowego Tramadolu. – Nie potrzebowałem tego, a musiałem brać – powiedział Locke. To silny lek, który ma podobne właściwości jak morfina, działa jak narkotyk. Wywołuje euforię, pozwala nie odczuwać bólu, co przy upadkach częstych w kolarstwie zapewnia wysoki komfort startu. Nie jest uznawany za doping.

Wpisuje się to w kontrowersyjną politykę szefa sportowego teamu – Dave'a Brailsforda. Działa on na granicy legalności, stosuje niezabronione, ale kontrowersyjne metody albo leki. Niedawno przyznał, że eksperymentował z elektrowstrząsami tzw. TCS (od angielskiego Transcranial Current Stimulation). To sposób na poprawienie wyników sportowych znajdujący się jeszcze w fazie eksperymentu przez niektórych zwany „Brain doping". Znów pytania dotyczą etyki, a nie działania niezgodnego z literą prawa, bo to metoda nieinwazyjna, niezabroniona przez WADA. Podczepione do czaszki elektrody wywołują minimalne wstrząsy o sile 1–2 miliamperów.

Brailsford w ubiegłym roku odwiedził w Kalifornii kilka stosujących TCS placówek badawczych. – Taka stymulacja mózgu pozwala sportowcowi przekroczyć kolejne granice w chwili, kiedy on mówi, że nie da już rady – tłumaczył dyrektor sportowy Sky w wywiadzie dla „Guardiana". Kolarze są po takich działaniach odważniejsi, co szczególnie ważne jest na zjazdach, podczas których prędkość dochodzi do 100 km na godz. Elektrowstrząsy redukują również ból i zmęczenie. Spostrzeżenia Brytyjczyka potwierdza magazyn „Nature", powołując się na badania, jakie przeprowadzono na skoczkach narciarskich, którzy po elektrowstrząsach poprawiają wyniki o kilka metrów, ryzykując upadkiem. Taka terapia jest jednak droga. Jedna sesja kosztuje od 5 do 12 tys. euro i tak naprawdę metoda znajduje się jeszcze w „fazie rozruchu".

Gwiazdka przy nazwisku

Dla Brailsforda takie poszukiwania, stosowanie różnych nowinek to po prostu poszukiwanie przewag nad rywalami. Łatwiej się to robi, gdy ma się do dyspozycji budżet w wysokości 30 milionów euro, najwyższy w zawodowym peletonie.

Przy okazji sprawy Wigginsa okazało się, że wbrew pierwotnym założeniom, wciąż bardziej liczy się zwycięstwo niż zasady. Nawet w grupie Sky. Widać to teraz, kiedy trzeba tłumaczyć się z niewygodnych faktów. Znany angielski dziennikarz, były kolarz Paul Kimmage mówi: – Ta cała tolerancja zero dla dopingu to jeden wielki show.

„To naprawdę źle wygląda, Brad. Źle. Grupa chciała być bielsza od bieli, a jest w szarej strefie" – napisał David Walsh, człowiek który zdemaskował Armstronga, zanim uczyniły to amerykańskie służby antydopingowe. Walsh w ramach programu uwiarygodnienia Sky był zapraszany przez grupę na wyścigi, spędził wiele godzin w klubowym autobusie, zapoznał się z kulisami pracy w teamie. Bronił grupy, ale wobec nowych faktów staje się coraz bardziej sceptyczny. Zaproponował, żeby przy nazwisku Wiggins, zwycięzcy Tour de France 2012 roku, pojawiła się gwiazdka z adnotacją, że cztery dni przed rozpoczęciem wyścigu przyjął zastrzyk z kortykosteroidów. To i tak lepiej niż przekreślone nazwisko Armstronga w rubryce zwycięzca w latach 1999–2005.

Wiggins broni się mało wiarygodnie. Nie zdobył się na wystąpienie w programie sportowym, nie odpowiedział na prośby o wywiad dla znającej się na rzeczy prasy, ale skorzystał z zaproszenia do programu, w którym odpytywał go dziennikarz polityczny niezadający niewygodnych pytań. Bardziej wylewny i otwarty był Brailsford. – Mogę spojrzeć w lustro, nigdy nie wdałem się w doping i nie zrobię tego. Będę walczył, by ludzie nadal w to wierzyli – przekonywał dyrektor sportowy Sky.

Ale właściciele grupy już są niezadowoleni z powodu „zbyt wielkiego hałasu" wokół zespołu. Trudno się dziwić: pada mit o dopingowej przejrzystości grupy Sky. Niebo się chmurzy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy