Wojciech Stanisławski o pamiętnikarzach I wojny światowej

Zapiski czworga pamiętnikarzy czasu Wielkiej Wojny czyta się jak rozpisany na głosy scenariusz prequelu filmu o listopadzie 1918 roku.

Aktualizacja: 11.11.2016 19:20 Publikacja: 10.11.2016 23:01

Foto: materiały prasowe

Ludwika Ostrowska, pani na Małuszynie w pobliżu Radomska; Janka Gajewska, rezolutna biuralistka z Warszawy; Władysław Tarczyński, stroiciel fortepianów i społecznik z Łowicza, oraz Józef Gabriel Jęczkowiak – urwis, skaut, a wreszcie peowiak z Poznania.

Cztery relacje, które można – wrócimy jeszcze do tego – tasować na różne sposoby. Co je łączy prócz tego, że dały początek serii wydawniczej „Wielka Wojna – codzienność niecodzienności"? Są to niepublikowane dotąd, zachowane w lokalnych archiwach (nie przypadkiem wydawcą serii jest Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych) relacje czworga Polaków, którzy rozpoczęli prowadzenie zapisków z chwilą wybuchu wojny w lecie 1914 r., pełni ciekawości – choć i niepokoju – tego, co te zmagania mogą znaczyć dla sprawy polskiej.

Trudno w ich przypadku mówić o „doświadczeniach pisarskich": nawet pamiętnikarstwem parały się przed 1914 r. tylko panie – Ludwika, spisując kronikę dworu, Janka jako podlotek. Władysław Tarczyński notował dzieje Łowicza, Józef Jęczkowiak jako jedyny w tym gronie spisał swoje wspomnienia dopiero pod koniec życia (jego doskonała pamięć szczegółów sprawiła jednak, że zachowały one plastyczność codziennej relacji).

W dwóch przypadkach autorzy wywodzą się z zubożałych rodzin drobnej szlachty: Ludwika Ostrowska jest ziemianką, Józef Jęczkowiak to homo novus, wybijający się w życiu własnymi siłami. Wszyscy czworo należą do polskiego „narodu politycznego" przełomu XIX i XX wieku, pielęgnującego pamięć przeszłości rodzinnej, ale przede wszystkim – narodowej.

Wszyscy czworo jednak kultywują ją, w wersji łagodnej, zrezygnowanej i bezkrwawej: ani oni, ani ich rodzice czy dziadkowie nie doświadczyli poważniejszych represji zaborców (tu pewien wyjątek stanowi Jęczkowiak, relegowany w roku 1913 z gimnazjum za manifestację patriotyczną pod pomnikiem Mickiewicza). Czytają Przyborowskiego iSienkiewicza (najbardziej egzaltowana Janka napisze nawet po jego śmierci „fantazję pogrzebową", którą wyśle do „Kuriera Warszawskiego") i krytycznie patrzą na współczesne mundury: coś mało ci legioniści podobni do napoleońskich i listopadowych ułanów, znacznie chętniej zresztą wspominanych niż spiskowcy 1863 roku, by nie wspomnieć już o późniejszych: taki to patriotyzm bezpieczny i antykwaryczny.

Żadne z nich nie było przed wojną zaangażowane politycznie (pewien wyjątek stanowi tu Ludwika Ostrowska, której krewni i znajomi ziemianie czynni byli w polskich stronnictwach zachowawczych zaboru rosyjskiego), również w trakcie wojny nie dokonali wielkich czynów (tu znów wyróżnia się Józef Jęczkowiak, który stał się bohaterem chwili, odgrywając kluczową rolę w pierwszej fazie rozbrajania żołnierzy niemieckich w Warszawie 11 listopada 1918: ale też był to epizod, poprzedzony trzema laty karnej służby w armii niemieckiej na zachodnim froncie).

Również w II RP nie działali na wielką skalę, ani zaznali sławy: najdalej zaszedł Jęczkowiak, jako oficer i lokalny działacz sanacyjny w Gdyni: Władysław Tarczyński, jak wspomnieliśmy, zmarł, nie doczekawszy niepodległości, Ludwika Ostrowska i Janka Gajewska powracają do swej wcześniejszej anonimowości (w przypadku tej drugiej nie znamy nawet daty śmierci). Nie mają nawet zbyt wyrazistych poglądów politycznych: jeden Jęczkowiak jest od początku mocno antyniemiecki, najpierw prowadząc dość amatorskie dywersje na własną rękę, potem nawiązując kontakt z legionistami i ostatecznie stając się współzałożycielem elitarnej, mocno nieznanej struktury, jaką była POW Zaboru Pruskiego. Pozostała trójka potrafi godzić pamięć Sybiru i lekturę wieszczów z pisaniem o wojskach rosyjskich per „nasi", żywą niechęcią do „Prusaków" i sceptycznie-pobłażliwym stosunkiem do Legionów.

Dodajmy do tego, że ich zapiski są rzeczywiście niemal bez reszty pogrążone w codzienności: to kroniki życia, śniadań i kolacji, fuksji i wycieczek za miasto, podróży pociągiem i fiakrem. Najbliżej realiów wojny na ziemiach polskich są Łowiczanin i dziedziczka z Małoszyna, przez których małe ojczyzny w pierwszym roku wojny front przetacza się dobrych kilka razy: to ważne, bo w potocznej pamięci zmagań wojennych w Polsce mieszczą się pewnie walki w Galicji, wzięcie Warszawy przez Niemców w roku 1915 i zastosowana przez odstępujących Rosjan taktyka spalonej ziemi, rzadko natomiast zdajemy sobie sprawę, że niemiecko-rosyjski front między Kujawami a Częstochową w pierwszym roku wojny przypominał zmagania nad Sommą i Marną – z dziesiątkami kilometrów okopów, lasami i miasteczkami zrównanymi z ziemią przez huraganowy ostrzał artyleryjski, przesuwaniem się linii walk nieraz o kilkaset metrów i pierwszym w dziejach nowoczesnej wojny atakiem gazowym pod Bolimowem. Jance Gajewskiej trafił się łagodniejszy los: w pierwszych tygodniach wojny towarzystwo warszawskie podąża spacerem „do nowo wybudowanego domu na rogu Polnej i Leopoldyny, skąd jest rozległy widok z balkonu siódmego piętra" i tam podziwia „widnokrąg trochę mglisty (...), przebłyskujące ogniki szrapneli i (...) nagle wypływające w górę coś, niby wielka lampa elektryczna" (18 października 1914).

A jednak. Nie wiem, jak doświadczałoby się lektury każdej z tych relacji z osobna, ale cały „kwartet wojenny", trzy relacje z Kongresówki i jedną rozpiętą między Poznaniem, frontem zachodnim a Warszawą z jesieni roku 1918, czyta się z rosnącym przejęciem. Nie sądzę, by autorzy relacji kiedykolwiek się spotkali, choć mogli mijać się na ulicach Warszawy; ich emocje i doświadczenia życia codziennego rozmijają się i zbiegają, czasem w sposób groteskowy (Janka stopniowo przekonuje się do legionistów, pan Władysław pozostaje nieprzejednany wobec tej „kaiserowskiej prowokacji"), czasem nieoczekiwanego paralelizmu: tego samego dnia Niemcy konfiskują mosiężne kotły w gorzelni pani na Małoszynie i klamki w mieszkaniu państwa Gajewskich na Polnej.

Można czytać te relacje niczym „Kwartet aleksandryjski" Durella, głos po głosie. Można, kto ma obszerniejsze biurko, kartkować je równolegle. Wrażenie jest to samo: brnąc przez codzienność – wojenna dieta, wiadomości ze zbombardowanego Kalisza, zdjęcia do wprowadzonych przez Niemców paszportów, strajk tramwajarzy, kłopoty z naftą, konfiskata koni, wieczorek taneczny, herbata z jabłkowych obierzyn – nasi narratorzy zmierzają do finału, nam już znanego, przez nich tylko domniemywanego i wymarzonego: do niepodległości. Pisząc „fantazje pogrzebowe", maszerując w procesjach i ukrywając zbiegłych po kryzysie przysięgowym legionistów, zmierzają ku niecodzienności: jak Pan Cogito, który

chciałby być pośrednikiem wolności

trzymać sznur ucieczki

przemycać gryps

dawać znak

Ale, jak deklaruje w ostatnim słowie wiersza, nie będzie mieszkać w historii.

„Trochę się zazdrości tym, co nie dożyli tych czasów..." Dziennik Ludwiki Ostrowskiej z Maluszyna (I tom serii)

„Ta wojna zmieni wszystko..." Dziennik Janiny Gajewskiej (II tom serii)

„Był czyn i chwała!..." Józef Gabriel Jęczkowiak, Wspomnienia harcerza 1913–1918 (III tom serii)

„Nie wybiła godzina wybawienia z otchłani nieszczęść..." Kronika dziejów Łowicza Władysława Tarczyńskiego (IV tom serii)

W ciągu najbliższych dwóch lat ukażą się jeszcze dzienniki żołnierza armii austro-węgierskiej Kazimierza Filara oraz zapiski Ignacego Boernera, ważnego działacza niepodległościowego i współpracownika Józefa Piłsudskiego.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ludwika Ostrowska, pani na Małuszynie w pobliżu Radomska; Janka Gajewska, rezolutna biuralistka z Warszawy; Władysław Tarczyński, stroiciel fortepianów i społecznik z Łowicza, oraz Józef Gabriel Jęczkowiak – urwis, skaut, a wreszcie peowiak z Poznania.

Cztery relacje, które można – wrócimy jeszcze do tego – tasować na różne sposoby. Co je łączy prócz tego, że dały początek serii wydawniczej „Wielka Wojna – codzienność niecodzienności"? Są to niepublikowane dotąd, zachowane w lokalnych archiwach (nie przypadkiem wydawcą serii jest Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych) relacje czworga Polaków, którzy rozpoczęli prowadzenie zapisków z chwilą wybuchu wojny w lecie 1914 r., pełni ciekawości – choć i niepokoju – tego, co te zmagania mogą znaczyć dla sprawy polskiej.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów