Rzeczpospolita: Czy Polacy są bardziej rozpolitykowani niż inne nacje?
Nie wydaje mi się. Co prawda twardych danych na ten temat nie mam, ale sądzę, że w każdym człowieku tkwi naturalna potrzeba rozmowy o sprawach publicznych i społecznych, politycznych. Takie rozmowy prowadzą zarówno Polacy, jak i mieszkańcy Afryki czy ludzie w innych zakątkach globu. W czasach PRL debata publiczna była stłumiona, toczyła się w domach prywatnych, a w latach 80. w kościołach. Ale w przełomowym roku 1989 ta sfera aktywności publicznej zaczęła się natychmiast odbudowywać. Toczyła się w parlamencie, w uwolnionych od cenzury mediach, a zwłaszcza w ruchu komitetów obywatelskich. W dyskusjach tych artykułowano – bardzo nieraz odmienne – opinie i oceny bieżącej sytuacji politycznej i społecznej. W ślad za tym pojawiały się pewne postulaty działania. Dla ich realizacji ludzie się zbierali, powstawały środowiska, które przyjmowały konkretną postać organizacyjną. Tak w największym skrócie można opisać genezę demokratycznej sceny politycznej w Polsce po 1989 roku. Na początku lat 90. obserwowaliśmy wielki wysyp partii politycznych.