Bardzo nie chciałem tak zaczynać swojej recenzji. 11 maja internetowa gazeta „The Times of Israel" podała, że „grubo ponad pół miliona żydowskich ofiar Zagłady zginęło na skutek działania ze strony nieżydowskich Polaków". Dziennik powołuje się na niedawno wydaną w Polsce książkę „Dalej jest noc" oraz jej autorów, twierdzących, iż dwóch na trzech Żydów uratowanych z niemieckiej zagłady zginęło z polskich rąk.
„The Times of Israel" nie jest medium marginalnym: co miesiąc czyta go 3,5 mln internautów na całym świecie. Jedni bezkrytycznie uwierzą w oszczerstwo, inni potępią rzekome źródło, nawet do książki nie zaglądając. A nawet gdy zajrzą, trudno im będzie przebić się przez podany na 1700 stronach dwutomowego dzieła gąszcz faktów.
Co zatem naprawdę mówi nam „Dalej jest noc"? Wbrew sensacyjnie brzmiącym interpretacjom jest to bezsprzecznie najsolidniejsza jak dotąd, choć tylko częściowa, dokumentacja żydowskich losów na okupowanych przez Niemców polskich terytoriach. Równie bezsprzeczny jest fakt dużego udziału „sąsiadów" – Polaków, Ukraińców i Białorusinów – w wyniszczeniu tej części żydowskiej populacji, której udało się zbiec z likwidowanych przez hitlerowców gett. To najważniejszy i najmocniejszy przekaz tej pracy, w dodatku, niestety, prawdziwy. Ale tylko na najbardziej ogólnym, sformułowanym jak wyżej poziomie. Każda próba jego uszczegółowienia potyka się o jakieś „ale" lub nawet zdecydowane „nie".
W tej książce – co dla czytelnika jest już chyba oczywiste – nie znajdziemy uzasadnienia kłamstwa powielanego przez „The Times of Israel". Rzetelnie udokumentowana liczba niemieckich, a także polskich ofiar „Judenjagd", „polowania na Żydów", czyli ostatniej fazy Zagłady, efekt pracowitej kwerendy zespołu badaczy-autorów w krajowych i zagranicznych archiwach, jest znacznie niższa. W tym miejscu jednak następuje najciekawsza część konkluzji: ona jest znacznie niższa również od tej, którą sugerują w samym opracowaniu, jak również w medialnych wywiadach, inicjatorzy projektu, jego współautorzy i redaktorzy całości: profesorowie Jan Grabowski i Barbara Engelking.
Trudno w to uwierzyć, a jednak to prawda. By do niej dojść, trzeba zadać sobie trud uważnego przeczytania tych dwóch grubych i treściwych tomiszcz, a także wyciągnięcia i analizy zawartych w nich danych liczbowych.