Kiedy patrzę na obraz Jacka Łozińskiego, który stał się okładką debiutu duetu Duchy, widzę wiele różnych elementów. Parująca studzienka ściekowa w wielkomiejskim wąwozie – zamknięta ceglaną elewacją, stanowiącą zaplecze sklepów bądź knajp – wygląda niczym klisza z nowojorskich filmów z lat 80. i 90. Z wejścia bije ciepłe światło i chociaż w tle widać zarys zakapturzonej postaci, trudno mówić o niepokoju. Jest po prostu niezwykle. Za to w splątanych kablach zwisających z hotelowego neonu jest coś dystopijnego, jakby górą miał przelecieć dron, a zza rogu wyłonić się zbuntowany android.