To, co napiszę, jest już w wielu krajach Zachodu uznawane za „mowę nienawiści": są tylko dwie płci, a na ich predyspozycje, wybory życiowe i mentalność duży wpływ mają czynniki biologiczne. To właśnie biologia determinowała ewolucyjne strategie przetrwania obu płci oraz ich tradycyjne role społeczne. To ona też sprawiała, że kobiety często traktowano jako „zasób strategiczny". Choć wielokrotnie się zdarzało, że kobiety odgrywały marginalną rolę w kreowaniu cywilizacji (czego sztandarowym przykładem jest starożytna Grecja), to jednak bez ich zdolności rozrodczych i poświęcenia w opiece nad dziećmi i ogniskiem domowym cywilizacja nie mogłaby przetrwać. Kobiety były też cennym łupem wojennym. I to nie tylko dla koczowniczych ludów z Wielkiego Stepu. Wszak jednym z mitów założycielskich Rzymu było porwanie Sabinek (kobiet z plemienia Sabinów). W dostępie do tego „dobra strategicznego" zawsze istniały nierówności. Władcy, wodzowie i plutokraci otaczali się haremami i kochankami, a dla biedaków zostawała monogamia, tanie prostytutki lub samotność. Rządzący zdawali sobie sprawę, że istnienie dużej liczby sfrustrowanych seksualnie mężczyzn grozi niepokojami społecznymi. Tolerowano więc, a często nawet wspierano prostytucję.
Jedną z najlepiej ocenianych przez lud reform ateńskiego prawodawcy Solona, było stworzenie taniego domu publicznego, w którym zatrudnione były wyłącznie cudzoziemki. Prostytucja kwitła też w starożytnym Rzymie i w chrześcijańskim średniowieczu, w tym też w Państwie Kościelnym. Pewną tolerancję dla tego zjawiska widać choćby w pismach św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Może się wydawać, że to zamierzchła przeszłość, a problem łagodzenia frustracji seksualnej mężczyzn nie powinien już istnieć – przynajmniej na względnie bogatym Zachodzie. Jesteśmy przecież przekonywani, że żyjemy w świecie „powszechnej wolności", „tolerancji" oraz „równości". Nie ma już małżeństw aranżowanych (przynajmniej poza społecznością islamską oraz ortodoksyjnie judaistyczną), każdy może swobodnie się wiązać z kim chce, a internet ułatwia kontakty międzyludzkie. A jednak wielu młodych mężczyzn deklaruje się jako incele, czyli osoby żyjące w wymuszonym celibacie. Co więcej, w mainstreamowych mediach często przedstawia się ich jako źródło zagrożenia dla społeczeństwa, jako potencjalnych terrorystów. Czy mamy do czynienia z rozdmuchanym problemem i demonizowanym zjawiskiem, czy też z kwestią, która powinna być potraktowana przez państwo z odpowiednią powagą i troską?
Kto panuje nad narracją
Słowo „incel" powstało ze zbitki angielskich wyrazów „involuntary celibacy" („niedobrowolny celibat") lub „involuntary celibate" („żyjący w niedobrowolnym celibacie"). Za inceli są więc uznawane osoby, które chcą wejść w związek miłosny lub uprawiać seks, ale z różnych przyczyn tego nie mogą zrobić. Choć teoretycznie incelami mogą być kobiety, to określenie to stosuje się niemal wyłącznie wobec mężczyzn. Często bywa ono nadużywane. Jeśli więc swoimi argumentami w internetowej dyskusji doprowadziliście feministkę do łez, to nazwie was ona incelem. Inceli szufladkuje się również politycznie, niejako z automatu przypisując ich do skrajnej prawicy. W polskojęzycznej Wikipedii hasło „incelizm" jest więc napisane w nieco stalinowskiej poetyce i możemy się z niego dowiedzieć choćby tego, że incele „głoszą reakcyjne postulaty na temat stosunków damsko-męskich".
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że pojęcie „incel" zostało stworzone przez kobietę. W 1993 r. po raz pierwszy użyła go studentka kanadyjskiego Uniwersytetu Carleton o pseudonimie Alana. Stworzyła to pojęcie w dobrej intencji. Obserwowała, z jakim niezrozumieniem traktowani są studenci nieaktywni seksualnie lub mający pecha w związkach, i postanowiła stworzyć projekt dający im wsparcie psychiczne. Założyła pierwszą listę mailingową a później stronę internetową dla inceli. Na początku XXI w. zaczęły powstawać kolejne witryny, a wraz z dynamicznym rozwojem internetu incele tworzyli swoją specyficzną subkulturę i filozofię.
„Incel (...) to osoba, która chce być w kochającej relacji, jednak nie może odnaleźć partnera pomimo swoich największych starań. Incele chcą być kochanymi oraz kochać. Bycie incelem to »stan bycia«, nie identyfikacja. To nie ruch, ideologa lub zachowanie. Nie ma w niej nic politycznego" – czytamy na stronie Incels.co, jednej z głównych incelskich witryn. I jak tu nie czuć do tych ludzi sympatii? Lektura ich świadectw i przemyśleń bywa jednak depresyjna. Na incelskich forach możemy przeczytać głównie o porażkach. Są więc relacje ludzi, którzy seryjnie są odrzucani przez kobiety na portalach randkowych. Niektórzy dostali już „kosza" po kilkaset razy.