A u wybrzeży Bikini kontekstu nie było. Tak jak ofiar, bólu i ruin. Byli za to dziennikarze z aparatami i kamerami filmowymi, gotowi do uwiecznienia przebłysku mocy i piękna atomowego imperium. Hiroszima, ledwo rok wcześniej, była dokumentem, Bikini stało się teatrem. W niecały rok po pierwszej nuklearnej próbie operacja o chwytliwym kryptonimie „Crossroads", „Rozstaje", stała się hitem sezonu. Przez cztery dni. Bo gdy pewien francuski inżynier samochodowy usłyszał o niej w radiu, doznał olśnienia. Ciało stało się wreszcie słowem; kostium kąpielowy jego autorstwa znalazł odpowiednie imię. I komu jeszcze dzisiaj, zakładając, że nie jest seksualnie zaburzony, na dźwięk słowa „bikini" przed oczami staje monstrualnych rozmiarów atomowy grzyb? Zabawa w skojarzenia między eksplozją a modą, próbą nuklearną a testem zderzeniowym na opinii publicznej, dobiegła końca. Huk obu wybuchów przebrzmiał dekady temu. Tylko radioaktywne cząsteczki unoszą się jeszcze w powietrzu. Podobnie jak groźba zagłady.