Ta ponura wizja dotyczy eksperymentów i nowatorskich realizacji, na które coraz trudniej będzie znaleźć sponsorów. Tradycja i tandeta zawsze jakoś się przetelepią.
Z centrum miast zniknie wiele galerii prywatnych, bo koszty utrzymania przerosną ich dochód. Zamknięte zostaną śródmiejskie salony na państwowym garnuszku – bo wnętrza można praktyczniej wykorzystać. W kilku co ważniejszych muzeach i centrach sztuki zmienią się szefowie (emerytury, koniec kadencji) i będzie to roszada po linii ministerialnej: radykalnych zastąpią bardziej ugodowi, przychylni sztuce środka, czyli nijakiej.
Dziedzina zwana krytyką sztuki zostanie wyeliminowana z czołowych mediów i będzie funkcjonować głównie w niszowych wydawnictwach. Rynek sztuki oklapnie, choć rzecz jasna nie spadnie do zera. Ogólnie zainteresowanie twórczością wizualną w RP ograniczy się do młodzieży (ma czas, zapał i wierzy w ideały) oraz grup związanych z tą dyscypliną zawodowo.
A teraz prognozy optymistyczne. Najbardziej utalentowani artyści wyjadą z kraju na stałe lub ograniczą u nas aktywność, koncentrując się na zagranicznych ofertach. To dobra wiadomość, bo dzięki temu czasem będziemy mogli zobaczyć owoce ich kreatywności. Przykładem Polska! Year, manifestacja naszej kultury na Wyspach Brytyjskich. Organizatorzy przedstawili program o wiele bardziej zróżnicowany i wyższej jakości niż to, co serwują ostatnio nasze galerie.
Rozkwitnie rodzimy design – również poza granicami, jako że w Polsce nie ma kontrahentów na nietradycyjne produkty. Wróżę wielką przyszłość naszym projektantom lamp (Puff-Buff, Tomek Rygalik) oraz wzornictwa z folklorystycznymi motywami (wycinanki!).