[b]Rz: O czym marzy człowiek, który po trzech latach pobytu w Stanach dostaje nominację do Złotego Globu?[/b]
Najbliższe marzenie dotyczy tej niedzieli, kiedy wręczone zostaną Globy. Kolejne 2 marca – to ceremonia rozdania Oscarów. A tak naprawdę, nawet gdyby wszystko się udało, to jest dopiero początek drogi. Wielka przygoda życiowa, której towarzyszy świadomość, że nie płynę z nurtem, lecz próbuję walczyć. I że życie jest w moich rękach. Bardzo chciałbym zachować tę świadomość jak najdłużej.
[b]Czym jest dla pana muzyka w filmie i spektaklu?[/b]
Szybko zrozumiałem, że wszelkie definicje, całe to myślenie o muzyce i jej funkcji w kinie czy teatrze, w praktyce się nie sprawdzają. Każdy film jest inny. W sztuce trzeba być elastycznym i umieć postępować wbrew założeniom. A czasem przyznać się do błędu, pójść w innym kierunku. Taką lekcję dostałem od Jarockiego w „Fauście”. Przedstawienie było gotowe, gdy on jeszcze burzył pierwotną koncepcję i wszystko zmieniał. Dlatego nie robię żadnych założeń. Staram się, żeby moja muzyka za każdym razem była inna.
[b] Ale uważa ją pan za ilustrację i dopełnienie czy byt niezależny?[/b]