Przed popularną jadłodajnią serwującą szybkie dania zatrzymuje się nagle kolumna czarnych, pancernych samochodów. Wyskakują z nich uzbrojeni po zęby agenci Secret Service. Z limuzyny wysiada ubrany w koszulę i krawat – bez marynarki – uśmiechnięty od ucha do ucha prezydent Stanów Zjednoczonych. Wchodzi do lokalu, wita się z ludźmi i zamawia hot-doga, frytki albo hamburgera. W ciągu ostatnich 12 miesięcy Barack Obama spełnił w ten sposób marzenia wielu waszyngtońskich restauratorów.
– To była kompletna niespodzianka. W styczniowy weekend zjawili się u nas agenci Secret Service i powiedzieli, że będziemy mieli gościa, wiec muszą sprawdzić wszystkie wejścia i wyjścia z budynku, pomieszczenia biurowe itd. – opowiada Sonya Ali, uśmiechnięta szczupła brunetka o ciemnych oczach, właścicielka Ben’s Chili Bowl.
– Może 20 minut później zjawił się już on sam. Byłam bardzo podekscytowana. A Barack Obama zachowywał się jak normalny człowiek. Czułam się, jakbym rozmawiała z którymś z przyjaciół mojego męża – dodaje Sonya, wspominając, jak prezydent elekt jeszcze przed oficjalnym zaprzysiężeniem fotografował się z klientami i pracownikami restauracji, brał na ręce dzieci, żartował.
Co zamówił? Podwędzonego hot-doga z serowymi frytkami i słodką herbatę. To oczywiście bomba kaloryczna, ale trzeba powiedzieć, że bomba niezwykle smaczna. Serwowany od 1958 roku „chili half-smoke” to powód, dla którego restauracja Ben’s Chili Bowl na U Street jest uznawana w przewodnikach za perełkę na rynku gastronomicznym i jedną z turystycznych atrakcji Waszyngtonu. Lada, niektóre stołki barowe, szafa grająca czy stoliki wciąż pamiętają, jak w 1958 roku Ben Ali wraz z narzeczoną Virginią Rollins otwierali ten lokal.
W czasach segregacji rasowej U Street nazywana była czarnym Broadwayem. Restauracja przetrwała walki czarnych aktywistów z policją, które wybuchły po zamordowaniu Martina Luthera Kinga juniora. I ostała się być może tylko dlatego, że żywiła zarówno protestujących, jak i stróżów prawa. Przez pół wieku zyskała znakomitą renomę i odwiedziło ją wiele gwiazd ze świata sportu, muzyki – m.in. Bon Jovi i Dr. Dreczy – czy filmu: np. Denzel Washington i Bill Cosby. Ten ostatni jest zresztą stałym klientem. – Długo za ladą wisiał napis „Kto je za darmo u Bena: Bill Cosby. I nikt inny” – opowiada David, jeden z pracowników restauracji. Jeszcze przed prezydencką wizytą do Cosby’ego dodano rodzinę Obamów. Gdy ten w końcu się pojawił, właściciele dotrzymali słowa i nie chcieli od niego pieniędzy. – Prezydent wcisnął jednak sprzedawcy 20 dolarów i nie chciał reszty – wspomina David. Obecnie napis brzmi więc: „Kto je za darmo u Bena: Bill Cosby, Michelle, Malia & Sasha Obama. Prezydent Obama nie (ponieważ Bill Cosby tak powiedział)”.