„Powinienem jechać na urlop (…) jestem już tak fizycznie wyczerpany, że po prostu muszę odpocząć. Zatem kończymy. Obiad jest na stołówce. Oszczędność. Trzeba oszczędzać”. Tymi słowami ostatni I sekretarz KC PZPR Mieczysław Rakowski zakończył pierwsze prowadzone przez siebie w tej roli obrady Biura Politycznego.
Był 8 sierpnia 1989 r. Dzień wcześniej Lech Wałęsa wydał oświadczenie głoszące: „Jedynym rozwiązaniem politycznym jest powołanie Rady Ministrów w oparciu o koalicję Solidarności, ZSL i SD, o co będę zabiegał”. Po morderczym uderzeniu, jakie PZPR otrzymała podczas wyborów 4 czerwca, był to kolejny cios, po którym partia już się nie podniosła. Zmęczenie Rakowskiego zaś znakomicie odzwierciedlało stan, w jakim znalazła się kierowana przez niego organizacja po czterdziestu latach sprawowania władzy.
Jednak agonia PZPR, która w ostatnią fazę weszła latem 1989 r., rozpoczęła się dużo wcześniej. Najwcześniej, bo gdzieś między 1956 i 1968 r., wyparowała marksistowsko-leninowska tożsamość partii. Tych, których z komunistycznych złudzeń nie wyleczył tajny referat Chruszczowa odczytywany na zebraniach partyjnych wiosną 1956 r., marzeń pozbawiły pałki, z pomocą których jesienią 1957 r. Gomułka rozpędził młodych warszawiaków protestujących przeciwko likwidacji tygodnika „Po prostu”.
Najwytrwalszych, wciąż wierzących w „polską drogę do socjalizmu” pod wodzą tow. Wiesława, przetrzebiły lata małej stabilizacji, której ukoronowanie stanowiła antysemicka kampania z marca 1968 r. Na przełomie lat 60. i 70. elita PZPR przekształciła się ostatecznie z ideologicznej sekty próbującej przebudować społeczeństwo wedle projektu wymyślonego w Moskwie w związek zawodowy ludzi pracujących w szeroko rozumianym aparacie władzy. Wtedy właśnie zrezygnowano z prowadzonej w czasach Bieruta i Gomułki otwartej walki z Kościołem, proklamując hasło tzw. normalizacji stosunków i przymykając oczy na praktyki religijne nie tylko zwykłych członków, ale i sekretarzy podstawowych organizacji partyjnych.
Nie przez przypadek to właśnie w drugiej połowie dekady gierkowskiej liczebność PZPR przekroczyła rekordowe 3 miliony członków. Masowemu naborowi, przy okazji którego zrezygnowano ze stawiania nowym członkom jakichkolwiek wymogów, towarzyszyła lansowana uporczywie przez oficjalną propagandę teza o osiągnięciu przez naród polski „jedności ideowo-moralnej”.