Wreszcie zdjęcia z powstania. Powstańcy niesłychanie często są roześmiani. Tę radość, euforię pierwszych dni sierpnia zachowałem we własnej pamięci. Uśmiechnięte są siostry szarytki, panie nabierające wodę do picia z uszkodzonej rury wodociągowej, osoby kopiące rowy pod budowę barykad. Ludzie częstują się nawzajem kawą, papierosami. Uśmiechnięta jest czytelniczka „Biuletynu Informacyjnego". Ilekroć późnym rankiem, wychylając się z klatki schodowej, najpierw na Nowogrodzkiej przy Kruczej, a we wrześniu na Mokotowskiej koło Koszykowej nie słyszałem strzałów, wybiegałem, 9-letni, z podwórka i pod murami dochodziłem do najbliższego punktu kolportażu „Biuletynu". Chwytałem kilkanaście egzemplarzy, by zachowując jeden, resztę rozdać w trzech najbliższych nas piwnicach. Nie dałem się natomiast użyć do rozpowszechniania pisemek mających w tytule „Ludowa".
Pierwsze przestają się uśmiechać sanitariuszki opatrujące rannych, choć ich pacjenci starają się zachować formę. Coraz więcej ruin, zwłok, grobów na skwerach. Są nawet zdjęcia z piwnic, powstańcy wychodzący z kanałów. Tylko w kanałach, tak wtedy ważnych, nie dało się fotografować.
Niemal równocześnie w Bibliotece Warszawskiej Muzeum Historycznego Warszawy ukazały się „Wspomnienia warszawiaka egocentrysty" Jana Tereszczenki, urodzonego (1933) i wykształconego w Warszawie amerykańskiego architekta.
Tereszczenko wiosną 1944 r. był jedenastoletnim uczniem klasy piątej, bo okupant tolerował jedynie wykształcenie elementarne: tyle że przedmiot roboty ręczne był pokrywką nauki historii, a rysunek – geografii. Otóż Tereszczenko, domyślając się, że jeden z jego kolegów ma coś wspólnego z konspiracją, uprosił go i został zaprzysiężony w harcerstwie. Jego zadaniem było na przykład wystawanie nad przejazdem kolejowym na Żelaznej i liczenie wagonów towarowych w pociągach jadących na Wschód z wojskiem. Jedno z ćwiczeń było następujące: na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej znajdowała się klapa włazu do kanału biegnącego Marszałkowską na północ aż do Żoliborza. Harcerze mieli pojedynczo, co 10 minut pojawiać się przy klapie. Stała tam barierka i namiot. Instruktor kazał mu wejść do namiotu, tam funkcjonariusz w uniformie magistratu dał mu kartkę z tekstem, który miał zapamiętać, zszedł z nim po klamrach do kanału, i polecił pobiec kanałem, z pochyloną głową, w stronę włazu przy Sienkiewicza, tam czekał na niego inny pracownik, który wysłuchawszy treści komunikatu i sprawdziwszy brak Niemców na horyzoncie, wysłał go do domu. W lipcu 1944 r. nasz bohater odbył drugi taki spacer kanałem od pomnika Kopernika do panien wizytek. Tym razem był zaopatrzony w latarkę. Liczące 760 stron wspomnienia są niezmiernie zajmujące, choć autor dość nieoszczędnie dysponuje słowem.
Rodzice Tereszczenki – wzięty adwokat, a w roku 1920 oficer polskiego lotnictwa, i malarka od ślubu w 1926 roku zajmowali mieszkanie po babci-wdowie w zbudowanej w roku 1903, zachowanej po dziś dzień imponującej kamienicy Hosera w Alejach Jerozolimskich między Poznańską a Pankiewicza, typowej dla przedwojennej zabudowy w jej wersji szczególnie imponującej. Dom miał od frontu cztery piętra ponad ulokowanymi na dole sklepami. Piętra idąc ku górze malały splendorem i wysokością. Mieszkanie T. na drugim piętrze składające się z dwu frontowych kolosów salonu i pokoju babci, następnie amfiladą przez stołowy, korytarz z sypialniami, pokój dziecinny, służbówkę i kuchnię z własnym wejściem, miało cztery metry wysokości, podłogi były orzechowe, bogato intarsjowane. Frontowa klatka schodowa miała marmurowe schody, poręcze z żelaza kutego w winne grona. Imponujące były też drzwi do mieszkań. Winda też była w stylu secesyjnym. Ale frontowe mieszkanie na piętrze czwartym było nie tylko niższe, miało też mniejsze okna.
Kamienica miała dwa podwórza. Frontowe cztery piętra odpowiadały pięciu w oficynach. Skromniejsze były kolejne klatki schodowe, nie było wind, a lokale miały podłogi dębowe. Na parterze od frontu mieścił się skład nasion braci Hoser, przodków obecnego arcybiskupa metropolity Pragi. Przeżywszy dzieciństwo i młodość w takim miejscu można nabrać zamiłowania do architektury i osiągnąć niemałą wiedzę socjologiczną. Po maturze w 1951 r. T. wybrał studia architektoniczne, na które został przyjęty mimo złego pochodzenia – ojciec adwokat ewakuowany z wojskiem został na Zachodzie.