Frapujące varsaviana

Publikacja: 04.01.2013 15:00

Frapujące varsaviana

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Od tygodni leży u mnie na osobnym stoliku wydany przez Muzeum Powstania Warszawskiego album formatu 28,6 na 24,6 cm, wagi 3 kilogramów „Rozpoznaj Warszawę", zawierający ponad 200 nieznanych dotąd fotografii z lat 1939–1945 przekazanych do muzeum z rodzinnych archiwów. Otwarty na kolejnych stronach przypomina mi sceny zapamiętane z dzieciństwa, dla młodszej części rodziny stanowi rewelacyjny przekaz wydarzeń trudnych do wyobrażenia.

Zaraz po wrześniu – na tle pierwszych ruin odradzające się życie, handel uliczny – pieczywo w koszykach ustawionych na chodniku, riksze na postoju.

Parę ponurych zdjęć z zatłoczonego getta. Drewniany most na rogu Chłodnej i Żelaznej, łączący duże i małe getto. Monstrualna parada niemiecka na placu Saskim (Adolf Hitler Platz). W czasie spacerów po lewej stronie dalekiej Chłodnej mijałem znaną w mieście ze swych wyrobów fabrykę obić papierowych i papierów kolorowych, czyli tapet Franaszka. Teraz z krótkiego tekstu w albumie dowiaduję się, że ten zakład, wyspecjalizowany w wytwarzaniu papieru najwyższej jakości, produkował wówczas dla celów konspiracji papier na fałszywe ausweisy, kenkarty, a nawet banknoty.

Latem 1944  roku kobiety siedzące na murku przy placu Żelaznej Bramy sprzedają na sztuki cytryny. Nieopodal na gruzach ulicy Królewskiej rozłożone kilkanaście książek na sprzedaż, niektóre w solidnych oprawach. Oferowane z ręki mydło domowego wyrobu.

Jest sfotografowana przez Olgierda Budrewicza para konspiratorów: Zofia Rusiecka i por. Stefan Matuszczyk w stroju stosownym, czyli w butach z cholewami. Ta para 8 października 1943 roku wystrzelała w ciągu minuty 11 konfidentów gestapo w Barze za Kotarą na Mazowieckiej.

Wreszcie zdjęcia z powstania. Powstańcy niesłychanie często są roześmiani.  Tę radość, euforię pierwszych dni sierpnia zachowałem we własnej pamięci. Uśmiechnięte są siostry szarytki, panie nabierające wodę do picia z uszkodzonej rury wodociągowej, osoby kopiące rowy pod budowę barykad. Ludzie częstują się nawzajem kawą, papierosami. Uśmiechnięta jest czytelniczka „Biuletynu Informacyjnego". Ilekroć późnym rankiem, wychylając się z klatki schodowej, najpierw na Nowogrodzkiej przy Kruczej, a we wrześniu na Mokotowskiej koło Koszykowej nie słyszałem strzałów, wybiegałem, 9-letni, z podwórka i pod murami dochodziłem do najbliższego punktu kolportażu „Biuletynu". Chwytałem kilkanaście egzemplarzy, by zachowując jeden, resztę rozdać w trzech najbliższych nas piwnicach. Nie dałem się natomiast użyć do rozpowszechniania pisemek mających w tytule „Ludowa".

Pierwsze przestają się uśmiechać sanitariuszki opatrujące rannych, choć ich pacjenci starają się zachować formę. Coraz więcej ruin, zwłok, grobów na skwerach. Są nawet zdjęcia z piwnic, powstańcy wychodzący z kanałów. Tylko w kanałach, tak wtedy ważnych,  nie dało się fotografować.

Niemal równocześnie w Bibliotece Warszawskiej Muzeum Historycznego Warszawy ukazały się „Wspomnienia warszawiaka egocentrysty" Jana Tereszczenki, urodzonego (1933) i wykształconego w Warszawie  amerykańskiego architekta.

Tereszczenko wiosną 1944 r. był jedenastoletnim uczniem klasy piątej,  bo okupant tolerował jedynie wykształcenie elementarne: tyle że przedmiot roboty ręczne był pokrywką nauki historii, a rysunek – geografii.  Otóż Tereszczenko, domyślając się, że jeden z jego kolegów ma coś wspólnego z konspiracją, uprosił go i został zaprzysiężony w harcerstwie. Jego zadaniem było na przykład wystawanie nad przejazdem kolejowym na Żelaznej i liczenie wagonów towarowych w pociągach jadących na Wschód z wojskiem. Jedno z ćwiczeń było następujące: na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej znajdowała się klapa włazu do kanału biegnącego Marszałkowską na północ aż do Żoliborza. Harcerze mieli pojedynczo, co 10 minut pojawiać się przy  klapie. Stała tam barierka i namiot. Instruktor kazał mu wejść do namiotu, tam funkcjonariusz w uniformie magistratu dał mu kartkę z tekstem, który miał zapamiętać, zszedł z nim po klamrach do kanału, i polecił  pobiec kanałem,  z pochyloną głową, w stronę włazu przy Sienkiewicza, tam czekał na niego inny pracownik, który wysłuchawszy treści komunikatu i sprawdziwszy brak Niemców na horyzoncie, wysłał go do domu. W lipcu 1944 r. nasz bohater odbył drugi taki spacer kanałem od pomnika Kopernika do panien wizytek. Tym razem był zaopatrzony w latarkę. Liczące 760 stron wspomnienia są niezmiernie zajmujące, choć autor dość nieoszczędnie dysponuje słowem.

Rodzice Tereszczenki – wzięty adwokat, a w roku 1920 oficer polskiego lotnictwa, i malarka od ślubu w 1926 roku zajmowali mieszkanie po babci-wdowie w zbudowanej w roku 1903, zachowanej po dziś dzień imponującej kamienicy Hosera w Alejach Jerozolimskich między Poznańską a Pankiewicza, typowej dla przedwojennej zabudowy w jej wersji szczególnie imponującej. Dom miał od frontu cztery piętra ponad ulokowanymi na dole sklepami. Piętra idąc ku górze malały splendorem i wysokością. Mieszkanie T. na drugim piętrze składające się z dwu frontowych kolosów salonu i pokoju babci, następnie amfiladą przez stołowy, korytarz z sypialniami, pokój dziecinny, służbówkę i kuchnię z własnym wejściem, miało cztery metry wysokości, podłogi były orzechowe, bogato intarsjowane. Frontowa klatka schodowa miała marmurowe schody,  poręcze z żelaza kutego w winne grona. Imponujące były też drzwi do mieszkań. Winda też była w stylu secesyjnym. Ale frontowe mieszkanie na piętrze czwartym było nie tylko niższe, miało też mniejsze okna.

Kamienica miała dwa podwórza. Frontowe cztery piętra odpowiadały pięciu w oficynach. Skromniejsze były kolejne klatki schodowe, nie było wind, a lokale miały podłogi dębowe. Na parterze od frontu mieścił się skład nasion braci Hoser, przodków obecnego arcybiskupa metropolity Pragi. Przeżywszy dzieciństwo i młodość w takim miejscu można nabrać zamiłowania do architektury i osiągnąć niemałą wiedzę socjologiczną. Po maturze w 1951 r. T. wybrał studia architektoniczne, na które został przyjęty mimo złego pochodzenia – ojciec adwokat ewakuowany z wojskiem został na Zachodzie.

W PRL-owskiej stolicy studenci architektury i studentki ASP stanowili najciekawsze umysłowo i towarzysko środowisko młodzieży warszawskiej. Na dodatek po trudnych perypetiach okupacyjnych i tuż powojennych Tereszczenko ze swoją dyskretną mamą malarką z prawem do nadmetrażu-pracowni stał się wyłącznym posiadaczem tego wspaniałego wnętrza. Wydawane tam bale gromadziły koło setki osób. Jaś, którego znałem także z Klubu Krzywego Koła, poza kolegami z architektury (od Jacka Chyrosza do Andrzeja Robowskiego), poza jazzmenami i pięknymi młodymi damami lat 50., od Kiksy Cegielskiej przez Anulę Czapnik i Elżbietę Rummel do Majki Wachowiak, nie jest w stanie przywołać wszystkich gości swego domu.

Od tygodni leży u mnie na osobnym stoliku wydany przez Muzeum Powstania Warszawskiego album formatu 28,6 na 24,6 cm, wagi 3 kilogramów „Rozpoznaj Warszawę", zawierający ponad 200 nieznanych dotąd fotografii z lat 1939–1945 przekazanych do muzeum z rodzinnych archiwów. Otwarty na kolejnych stronach przypomina mi sceny zapamiętane z dzieciństwa, dla młodszej części rodziny stanowi rewelacyjny przekaz wydarzeń trudnych do wyobrażenia.

Zaraz po wrześniu – na tle pierwszych ruin odradzające się życie, handel uliczny – pieczywo w koszykach ustawionych na chodniku, riksze na postoju.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy