Media umierają. Dzienniki (w zasadzie wszystkie) odnotowują poważny spadek czytelnictwa, a część z nich powoli zmierza ku nieuchronnej śmierci. Z tygodnikami jest tylko trochę (ale bez szaleństw) lepiej, a i rynek radiowy odnotowuje – choć akurat radia są dla odbiorców za darmo, nie da się więc tego wyjaśnić kryzysem ekonomicznym – nieustanne spadki (a dotyczy to – według ostatnich danych – także Radia Zet czy RMF).
Na tym tle wyróżnia się, i to w niezwykle mocny sposób Radio Maryja, które – w odróżnieniu od swoich konkurentów – rozwija się i umacnia pozycję na rynku. Tylko w ostatnim roku rozgłośnia zwiększyła swoją słuchalność o jedną trzecią (w ubiegłym roku jej udział w rynku wynosił 2 proc., obecnie 2,9 proc.). Wzrost ten zaś dotyczy – wbrew często powielanym stereotypom – także słuchaczy w wielkich miastach: Warszawie, Wrocławiu, Krakowie czy w aglomeracji śląskiej.
Budzenie moralnej większości
I nie jest to jedyny tegoroczny sukces ojca Tadeusza Rydzyka (a trzeba jasno powiedzieć, że mówiąc Radio Maryja w istocie zawsze myślimy o toruńskim redemptoryście). Nie sposób nie wspomnieć bowiem także o gigantycznym odzewie na inicjatywę marszy w obronie pluralizmu medialnego i miejsca na multipleksie dla telewizji Trwam. Na ulice – w wielkim geście solidarności z mediami ojca Rydzyka – wyszło w różnych miastach Polski – setki tysięcy osób. I to z bardzo różnych środowisk, choćby ze skonfliktowanych jeszcze kilkanaście miesięcy temu z Radiem Maryja klubów „Gazety Polskiej".
Gdyby tyle ludzi wyszło na ulice w sprzeciwie wobec ACTA czy jakiejkolwiek innej świeckiej sprawie, mainstreamowe media mówiłyby niemal o społecznej rewolucji, ale jako że rzecz dotyczyła obrony praw nielubianego przez nich medium, to zajęły się głównie wykpiwaniem wyglądu, zachowania czy liczby manifestantów.
Politycy zaś (i to także ci z opcji bliższej toruńskim mediom) mogą jedynie pomarzyć o takiej frekwencji na jakiejkolwiek manifestacji. Najboleśniej przekonali się o tym Leszek Miller i Janusz Palikot, gdy na zwołany przez nich wiec przeciw rzekomo rodzącemu się w Polsce faszyzmowi przyszło kilkaset osób, u prezydenta Bronisława Komorowskiego na jego Marszu Niepodległości też nie było ich oszałamiająco wielu. Nawet najskuteczniejsze w mobilizowaniu opinii publicznej Prawo i Sprawiedliwość nie jest w stanie ściągnąć na swoje imprezy podobnej liczby osób, jaka brała udział w obronie mediów ojca Tadeusza Rydzyka.
Te marsze, spotkania, akcja wysyłania e-maili do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pokazują, że milcząca dotąd grupa Polaków o konserwatywnych, katolickich poglądach zdecydowała się zaangażować w życie społeczne i zacząć odważnie bronić swoich racji. I chodzi nie tylko o prawo do nadawania dla telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie, ale także o inne sprawy.
W tym roku, w znaczącym stopniu dzięki wyraźnemu przebudzeniu i połączeniu sił różnych – dotąd niekiedy nieprzychylnych sobie katolickich i konserwatywnych środowisk – udało się także skutecznie wprowadzić pod obrady Sejmu projekt zakazu aborcji eugenicznej, a także zebrać – choćby w Szczecinie – wielokrotnie więcej podpisów pod petycją o niefinansowanie zabiegów in vitro z budżetu samorządu, niż to udało się zwolennikom tej procedury.
Wszystko to pozwala mówić o przebudzeniu katolickiej „moralnej większości" (by posłużyć się terminem zaczerpniętym ze Stanów Zjednoczonych). Byłoby oczywiście niesprawiedliwością wobec wielu środowisk wiązanie tego zjawiska tylko z Radiem Maryja czy ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Wcześniej podobną organizacyjną siłę pokazali bowiem obrońcy życia, gromadząc ponad pół miliona podpisów pod projektem całkowitego zakazu aborcji, a i obecnie w ruchu społecznym polskich „przebudzonych" (a wydaje się, że tak można określić tę rodzącą się grupę) istotną rolę odgrywa środowisko klubów „Gazety Polskiej" czy dziennikarze (nie zawsze kojarzeni z Kościołem, ale zawsze o prawicowych poglądach) o znanych nazwiskach. Jednak to właśnie nieprzychylne wobec telewizji Trwam i szerzej Radiu Maryja decyzje stały się katalizatorem wyjścia na ulice ogromnej rzeszy ludzi.
Episkopat zjednoczony
To zresztą właśnie decyzje Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w sprawie telewizji Trwam, jednoznacznie popierane przez premiera i jego ekipę, stały się jednym z elementów umacniających Radio Maryja. Niejasne kryteria odmowy miejsca na multipleksie, polityczne rozgrywanie tej sprawy, a wreszcie coraz bardziej ograniczany pluralizm medialny w Polsce sprawiły, że demonizowany przez lata toruński redemptorysta, stał się dla wielu osób o konserwatywnych poglądach wręcz symbolem ofiary walki z bliskimi im wartościami. Ataki, próby dyskredytacji czy nawet zwykłej i niekiedy uprawnionej polemiki z częścią poglądów (a częściej jeszcze sposobem ekspresji charyzmatycznego zakonnika) są uznawane za propagandowe chwyty, którym nie wolno i nie należy ulegać.
Stąd po konserwatywnej czy prawicowej stronie debaty publicznej, tak przecież przez lata podzielonej w ocenie ojca Tadeusza Rydzyka i jego działań, wszelka dyskusja na ten temat w zasadzie ucichła. Nie wspomina się już o ostrych (niekiedy z perspektywy katolickiej słusznych) krytykach Marii Kaczyńskiej, dyskretnie pomija się milczeniem chętnie eksploatowane przed laty pytania o sugerowane w rozmaitych publikacjach rosyjskie powiązania rozgłośni, i nawet temat arcybiskupa Stanisława Wielgusa, nie dzieli już tak jak jeszcze dwa czy trzy lata temu. Chętnie natomiast podkreśla się gigantyczny (bo jedyny po tej stronie w mediach elektronicznych) sukces ojca Tadeusza Rydzyka.
Trzeba też przyznać, że i Radio Maryja, a także jego dyrektor i założyciel nieco się jednak zmienił. W ubiegłym roku w programie radiowym i telewizyjnych wystąpili Rafał Ziemkiewicz, Bronisław Wildstein i Jacek Karnowski, czyli ludzie, którzy jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie mieliby tam wstępu. A i sam charyzmatyczny redemptorysta udzielił dużego wywiadu świeckiemu tygodnikowi „Uważam Rze", co także nie zdarzyło się wcześniej.
Nacisk władzy i medialnego mainstreamu na radio wywołał także jeszcze jeden cud. Podzielony (nie tak mocno, jak chciałaby na przykład „Gazeta Wyborcza", ale jednak realnie) w sprawie oceny toruńskich mediów episkopat przemówił w ich obronie jednym głosem. Kardynał Stanisław Dziwisz, który jeszcze kilka lat temu – w „pozyskanym" przez „Tygodnik Powszechny" liście krytykował rozgłośnie, teraz razem z kardynałem Kazimierzem Nyczem (także nieszczególnie pałającym dotąd sympatią do Radia Maryja) podpisali się pod apelem o niedyskryminowanie mediów katolickich.