Reklama
Rozwiń
Reklama

Misja w Afganistanie: daremny trud

Sąd wznowił postępowanie wobec żołnierzy oskarżonych o popełnienie zbrodni wojennej w Afganistanie. To dobra okazja, by zapytać o sens, nie tyle nawet tej wojny, co wysyłania w świat polskich sił interwencyjnych.

Publikacja: 11.01.2013 19:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Mniejsza, co misje dają krajom, do których je kierujemy – ważne, czy cokolwiek dają nam. Z geopolitycznego punktu widzenia Afganistan ani nas parzy, ani ziębi, jego los jest nieistotny dla interesów i bezpieczeństwa Polski. Między bajki można włożyć opowieści, jakoby istniało jakiekolwiek zagrożenie atakiem terrorystycznym, który zostałby przygotowany na jego terytorium. Gdyby kiedykolwiek doszło do zamachu, przyczyną byłaby właśnie nasza interwencja, w żaden zaś sposób interwencja nie uprzedziła uderzenia.

1

Polski kontyngent zmienił charakter z bojowego na szkoleniowy, podobnie jak reszta zaangażowanych pod Hindukuszem sił NATO. Tak jak one, opuścimy Afganistan do końca przyszłego roku. Misja będzie trwała osiem lat, a jeśli liczyć niewielką grupę żołnierzy, którą wysłaliśmy już w 2002 r. – 12 lat, czyli ponaddwukrotnie dłużej niż druga wojna światowa.

Na swojej stronie internetowej MON umieścił zdjęcia i krótkie notki biograficzne 37 poległych w Afganistanie polskich żołnierzy. Można popatrzeć na ich twarze, przeczytać o osieroconych dzieciach. Ostatni z nich zginął dwa dni przed Wigilią. Zabici to najwyższa cena, jaką zapłaciliśmy za wojnę. Pomińmy chwilowo pieniądze, choć i te są przecież niemałe.

Jest jeszcze inny koszt – reputacja. Wskutek interwencji po raz pierwszy polscy żołnierze są sądzeni za popełnienie zbrodni wojennej, zamordowanie cywilów, w tym ciężarnej kobiety i dzieci. Trzech zostało uniewinnionych, ale czterech raz jeszcze staje na sali rozpraw z tymi samymi zarzutami. Ostrzał wioski Nangar Khel i śmierć ośmiorga jej mieszkańców jest hańbą dla polskiego munduru, jeśli sąd uzna winę oskarżonych, a przynajmniej ciemną plamę na misji, jeśli dojdzie do wniosku, że masakra nie była jednak zamierzona.

2

Rodzi się pytanie, czy ewentualne korzyści geopolityczne warte były tej ceny. Na szczęście poza niejasną groźbą ataku terrorystycznego nikt nie wmawiał opinii publicznej, że Afganistan ma kapitalne znaczenie dla Polski i po prostu musimy tam walczyć.  Interwencja wiązała się z naszym bezpieczeństwem pośrednio, podobnie jak w wypadku Iraku. Jako członek NATO weszliśmy do wojny, pomagając naszym amerykańskim sojusznikom w nadziei, że oni pomogą nam w razie wrogiej inwazji. Stało się tak, choć nie obowiązywał w tym wypadku artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego mówiący o takiej pomocy. Słowem – okazaliśmy dobrą wolę.

Reklama
Reklama

Silne, zintegrowane NATO powinno być jednym z głównych priorytetów polskiej polityki zagranicznej. Pakt skutecznie odstraszył Związek Radziecki od rozpętania wojny w Europie, choć do końca istnienia jego armia i siły reszty państw Układu Warszawskiego planowały frontalny atak w kierunku zachodnim. Wstępując do sojuszu, mieliśmy nadzieję, że będzie tak dalej. Nic bardziej błędnego. Państwa członkowskie nie odczuwają już dawnego zagrożenia, które je jednoczyło. Wskutek kryzysu redukują siły zbrojne, rezygnują z planowanych zakupów i modernizacji. Najgorsze jest jednak to, że radykalnie osłabła wola polityczna do wywiązania się z artykułu 5 w razie potrzeby. Dziś trzeba być szaleńcem, żeby zakładać, iż sojusznicy z NATO solidarnie wystąpią w obronie zaatakowanego. Niektórzy być może tak, inni – nie.

Na nieszczęście prezydent Obama ogłosił jeszcze pod koniec poprzedniej kadencji nową doktrynę obronną zakładającą przesunięcie sił i środków na obszar Pacyfiku, co oznacza ich zredukowanie w Europie. W efekcie znacznie osłabnie zdolność Stanów Zjednoczonych do natychmiastowej interwencji w wypadku wrogiego ataku na jakiegoś członka Sojuszu Północnoatlantyckiego.

3

Nasz udział w interwencji afgańskiej nie spowodował, iż jakikolwiek z powyższych procesów został powstrzymany albo choć wyhamowany. Polegli żołnierze, zabici cywile z Nangar Khel, wydane na wojnę miliardy nie przyczyniły się znacząco do poprawy bezpieczeństwa  Polski. Podobnie zresztą jak wcześniejsza misja w Iraku, o naszej obecności zbrojnej na Wzgórzach Golan, w Libanie i Czadzie nie wspominając.

Nie można powiedzieć, że wysiłek polskiego wojska walczącego za morzami był bez sensu. Współpracując z dużo bardziej zaawansowaną technologicznie i organizacyjnie armią amerykańską sporo się nauczyło, ale z punktu widzenia potrzeb geopolitycznych cały trud poszedł na marne.

Mniejsza, co misje dają krajom, do których je kierujemy – ważne, czy cokolwiek dają nam. Z geopolitycznego punktu widzenia Afganistan ani nas parzy, ani ziębi, jego los jest nieistotny dla interesów i bezpieczeństwa Polski. Między bajki można włożyć opowieści, jakoby istniało jakiekolwiek zagrożenie atakiem terrorystycznym, który zostałby przygotowany na jego terytorium. Gdyby kiedykolwiek doszło do zamachu, przyczyną byłaby właśnie nasza interwencja, w żaden zaś sposób interwencja nie uprzedziła uderzenia.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama