Nieskutecznym i przesadnym stosowaniem twardej siły naruszył dotkliwie „miękką” potęgę Ameryki. Pogodzenie Stanów Zjednoczonych ze sobą i ze światem powinno być zatem podwójnym priorytetem następnego prezydenta. Jeśli istnieje kandydat, który może tego dokonać i przywrócić w okamgnieniu międzynarodową reputację Ameryki, to jest nim Barack Obama.Nadzwyczajne okresy w dziejach wydają czasami nadzwyczajnych przywódców. Gdyby nie rewolucja francuska, Napoleon Bonaparte pozostałby utalentowanym, lecz sfrustrowanym oficerem niższej rangi. Podobnie obecny stan, w jakim znajduje się Ameryka oraz jej stosunki ze światem, jest wyjątkowy i domaga się przywódcy, który może dogłębnie zakwestionować pogląd globalnej większości, iż Ameryka stała się arogancka, bezsilna i samolubna. Rzecz jasna zatwardziałych anty-Amerykanów nie da się przekonać, ale pozostają oni w mniejszości, z wyjątkiem świata muzułmańskiego. Milcząca większość jest gotowa dać się przekonać, że istnieje życie po Bushu.
Dlaczego Obama tak różni się od innych kandydatów prezydenckich i dlaczego mógłby tyle zmienić na arenie międzynarodowej? Przecież następny prezydent będzie miał (lub miała) bardzo małe pole manewru w polityce zagranicznej. Będzie musiał pozostawić wojska w Iraku, w konflikcie izraelsko-palestyńskim stanąć po stronie Izraela, stawić czoło twardszej Rosji i prowadzić grę z coraz ambitniejszymi Chinami, a także sprostać wyzwaniom globalnego ocieplenia.
Jeśli Obama może coś istotnie zmienić, to nie z powodu swoich wyborów politycznych, lecz tego, kim jest. W chwili kiedy pojawiłby się uśmiechnięty i zwycięski na ekranach telewizorów całego świata, wizerunek Ameryki i jej „miękka” potęga doznałyby czegoś w rodzaju rewolucji kopernikańskiej.
Pomyślmy o wrażeniu, jakie jego wybór wywołałby nie tylko w Afryce, lecz także w Azji, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Europie. Wraz z osiągnięciem statusu światowego mocarstwa Ameryka stała się wcieleniem Zachodu, a Zachód był postrzegany jako biały. Punkt ciężkości władzy przesuwał się najpierw ze Wschodniego Wybrzeża na Zachodnie, a następnie na Południe. Jeśli przekroczenie bariery rasowej w Ameryce nie jest czynem iście rewolucyjnym, to co innego mogłoby nim być?
Oczywiście sprowadzanie Obamy do koloru jego skóry to grube uproszczenie, chociaż chętnie podkreśla on swoje czarne korzenie. W rzeczy samej nie wszyscy Afroamerykanie go popierają. Jako dziecko białej matki i czarnego ojca nie przypomina żadnego afroamerykańskiego precedensu w polityce.Jest jednak inny powód wyjątkowości Obamy: fakt, że jego tożsamość jest tak złożona, czyni go naprawdę uniwersalnym kandydatem mogącym sprostać wyzwaniom globalnej epoki. Z powodu specyficznych doświadczeń życiowych może przerzucić most między Ameryką, Afryką a także Azją (gdzie jako młody chłopak chodził do muzułmańskiej szkoły), a więc odświeżyć uniwersalny wizerunek i przesłanie Ameryki.