Wydawałoby się, że w Polsce dziś żyjemy w dobie triumfu prawicy. Dwie główne partie w kraju sytuują się po prawej stronie sceny politycznej, w każdym razie zgodnie z europejskimi kryteriami. Jedną z nich można określić jako liberalno-konserwatywną, drugą – ludowo-konserwatywną.
Umiarkowana lewica ledwie przekracza próg wyborczy, alternatywa dla niej właściwie nie istnieje. Obecność Kościoła w sferze publicznej kwestionowana jest przez mało znaczące grupki. Na tle Europy w Polsce mają się dobrze i rodzina, i tradycyjne wartości. Konserwatyści powinni więc zatrzeć dłonie i ze swojej konserwatywnej przyzby patrzeć na swój konserwatywny plon.
Takie mniej więcej wnioski wyciągnął z polskiego stanu rzeczy redaktor naczelny „Dziennika” Robert Krasowski. Uznał także, że jedynym poważnym zajęciem, jakiemu powinna się oddać prawica w Polsce, jest modernizacja kraju. Ten nieco tajemniczy proces oznacza chyba, gdyby wczytać się w teksty naszych dziennikowych modernizatorów, usprawnienie funkcjonowania tak urządzeń, jak urzędów. To skądinąd niekontrowersyjne, co nie znaczy, że łatwe, przedsięwzięcie w publicystyce „Dziennika” uznane zostało jednak za element głębszej transformacji naszej kultury. Wśród publicystów tej gazety dominuje założenie, że obecna cywilizacja Europy Zachodniej stanowi doskonale zwarty i wzajemnie się warunkujący układ, a więc, że nie można osiągnąć jej materialnych zdobyczy bez przyjęcia królujących w niej ideologicznych przeświadczeń i ich obyczajowych konsekwencji.
Innymi słowy, że aby zbudować autostrady porównywalne z niemieckimi, musimy równocześnie osiągnąć identyczną co u naszych sąsiadów proporcję rozwodów i nieślubnych dzieci. Zgodnie z tym wyobrażeniem cywilizacja Europy dana jest nam raz na zawsze, a nasza współczesność jest stanem stabilnym.
Tekst Krasowskiego stanowi dobry punkt wyjścia do zastanowienia się nad stanem polskiej polityki i prawicy. Zwłaszcza że autor apodyktycznie ogłasza, iż konserwatyzm jest nieufny wobec wartości, gdyż za wartościowe uznaje po prostu i jedynie to, co jest. Sęk w tym, że są – i to w sposób dojmujący – również dziurawe drogi, cieknące krany i fatalne urzędy. Czy konserwatyści powinni je afirmować? I jak ma się do tego ambitny projekt zmodernizowania Polski, który wziął na siebie „Dziennik”?