Czego uczą nas klasycy

W nowożytnej koncepcji racji stanu nie widać wewnętrznej bariery chroniącej przed nadużyciami ze strony pozbawionych skrupułów naśladowców Cesarego Borgii - pisze Jarosław Gowin

Aktualizacja: 23.08.2008 08:44 Publikacja: 23.08.2008 04:52

Czego uczą nas klasycy

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek Mirosław Owczarek

Red

W roku 1532, pięć lat po śmierci Niccolo Machiavellego, z prasy drukarskiej zeszło pierwsze wydanie „Księcia”. Zdaniem wielu to od tego momentu należy datować początek czasów nowożytnych. Cóż tak niezwykłego zawierała niewielka książeczka, że jej historyczną rangę stawia się w jednym szeregu z upadkiem Konstantynopola, odkryciem Ameryki czy teorią Kopernika?

Analizując działania władców swojej epoki, Machiavelli zostawia na boku antyczną (a odnowioną w średniowieczu) koncepcję polityki jako szlachetnej sztuki rozumnego rządzenia kierującego się ideą dobra wspólnego, sprawiedliwości i odwiecznego prawa naturalnego. Zamiast tych uświęconych tradycją pojęć, których szlachetną patyną politycy wszystkich czasów chętnie ozdabiali swe czyny – nawet jeżeli służyło to tylko usprawiedliwieniu zbrodni – autor „Księcia” za naczelną zasadę polityki uznaje interes panującego, utrzymanie władzy i potęgę państwa. Polityka nie krępują zasady powszechnej moralności. Najwyższą wartością nie jest dla niego zbawienie duszy czy troska o innych. Tym, czemu ma służyć, jest ragion di stato – racja stanu.

Niewiele pojęć wywoływało w ciągu ostatnich kilkuset lat równie wielkie kontrowersje. Od drugiej połowy minionego stulecia stopniowo znika ono ze słownika, jakim posługują się politycy. Niesłusznie. Przemyślenie związanych z tym terminem zawiłości może być jednym z kluczy do dobrego rządzenia.

Dlatego nie tylko historycy doktryn powinni z uwagą pochylić się nad książką Arkadego Rzegockiego „Racja stanu a polska tradycja myślenia o polityce” (Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2008). Autor postawił sobie ambitne zadanie rekonstrukcji rozmaitych tradycji myślenia o racji stanu oraz zestawienia ich ze specyficznie polskim sposobem definiowania polityki. Wolny od pseudonaukowego żargonu styl, erudycja, a przede wszystkim pasja, z jaką Rzegocki wykazuje przydatność koncepcji racji stanu dla zrozumienia współczesnej polityki, czynią z niej jedną z najważniejszych w ostatnich latach publikacji z zakresu nauk politycznych.

Rzegocki przekonująco dowodzi, że nowożytne rozumienie racji stanu ma niewiele wspólnego z przypisywaną mu maksymą „cel uświęca środki”, czyli z usprawiedliwianiem nadużyć władzy. To także coś znacznie więcej niż ideologiczne uzasadnienie dla absolutystycznych roszczeń monarchów. Pojęcie racji stanu legło u podstaw modelu państwa narodowego. Cechował się on tym, że „władza państwowa, prowadząc swą politykę w imię nowożytnej racji stanu, dbała o własną suwerenność, o niezależność od czynników tak zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Państwo stało się najważniejszą miarą, najwyższym punktem odniesienia, a niezależność władzy – wymogiem sprawnego realizowania celów politycznych”.

Polityk odpowiedzialny jest za obronę fundamentalnych interesów państwa, a nie za wierność ładowi bożemu, zaprowadzanie sprawiedliwości czy przestrzeganie ponadczasowych norm moralnych. Realistyczne spojrzenie na politykę każe w niej bowiem widzieć domenę zderzenia interesów, gry namiętności, przemocy, dążenia do dominacji.

Jak pisze Rzegocki, „Machiavelli i jego następcy starają się ujmować politykę i mechanizmy nią rządzące bez jakichkolwiek odniesień do sfery religijnej czy moralnej. Ten rodzaj realizmu nie boi się stwierdzenia, że jednostki oraz państwa są z natury złe, że jedynie siła może powstrzymać je przed wywoływaniem konfliktów i wojen”. Podobnie rzecz ujmują współczesne teorie stosunków międzynarodowych, według których gwarantem światowego porządku jest równowaga sił zakładająca gotowość globalnych potęg do sięgnięcia po środki militarne. To właśnie takie podejście do polityki stoi za amerykańską inwazją na Irak czy groźbami USA pod adresem państw wspierających islamski terroryzm.

Rzecz oczywista, takie pojmowanie polityki może służyć za alibi dla immoralizmu władzy. Ale czyż równie poręcznym alibi nie może być powoływanie się na wolę bożą lub sprawiedliwość społeczną? Problem z nowożytną racją stanu tkwi w czym innym. Nie widać w niej mianowicie wewnętrznej bariery chroniącej przed nadużyciami ze strony pozbawionych skrupułów naśladowców Cesarego Borgii – tytułowego Księcia z traktatu Machiavellego. Na gruncie tej koncepcji racji stanu żadna obiektywna norma nie powściąga polityka przed złamaniem danego słowa, wciągnięciem w pułapkę lub posłużeniem się zatrutym sztyletem (czy też – w dzisiejszych czasach – uchwałą demokratycznych gremiów, co skądinąd – przyznajmy – jest niebagatelnym postępem moralnym…).

Czy zatem nieufność do pojęcia racji stanu jest uzasadniona? Książka Rzegockiego to próba jego rehabilitacji. Jedna z głównych tez tej pracy głosi, że obok nowożytnej istnieje inna – klasyczna – koncepcja racji stanu. Charakteryzuje się ona tym, że „umieszcza polis, civitas, królestwo czy republikę w szerszym łańcuchu bytów. Interes państwa oraz prawo stanowione przez władzę zakorzenione są w szerszym ładzie, ustanowionym przez Boga lub naturę”. Nie ma dwóch rodzajów etyki politycznej – tej właściwej dla „zwykłych” obywateli i tej, która przyświeca mężom stanu. Jedyna różnica dotyczy zakresu odpowiedzialności. „Obywatel ponosi odpowiedzialność za najbliższych, mąż stanu za całe państwo, naród, wspólnotę; wszystko jednak odbywa się w ramach jednego systemu etycznego, zakorzenionego w porządku ponaddoczesnym”. To on stanowi tamę dla uroszczeń władzy.

Każda z tradycji prowadziła do odmiennego pojmowania natury władzy. „Nowożytne rozumienie racji stanu doprowadziło do centralizacji państwa, do skupienia władzy w jednym ręku i miejscu, jako że sprzyjało to wzmocnieniu siły państwa, które w ten sposób mogło coraz bardziej efektywnie korzystać ze swych zasobów. Porządek utożsamiany z »klasyczną racją stanu« był znacznie bardziej zdecentralizowany, poszczególne wspólnoty wpisane były we wspomnianą szeroką perspektywę, a państwo przyjmowało zazwyczaj ustrój ograniczonej monarchii lub też ustrój mieszany, rzadziej – republikański”.

Przez parę stuleci klasyczna racja stanu znajdowała się w odwrocie. Przełom przyniósł proces norymberski, gdzie w imię prawa naturalnego osądzono tych, którzy swe zbrodnie usprawiedliwiali posłuszeństwem prawu stanowionemu i woli legalnego władcy. Wyrazem klasycznego pojmowania polityki jest, tak dziś rozpowszechniona, idea praw człowieka. Coraz częstsze w świecie zachodnim staje się przekonanie, że „współpraca ekonomiczna, kulturalna czy polityczna oraz zachowanie pokoju lepiej służą narodom niż polityka siły, realizowana za pomocą konfliktów”. To na takiej podstawie, zauważa Rzegocki, zbudowano Unię Europejską.

Jak na tle zderzenia dwu tradycji racji stanu prezentuje się polska myśl polityczna? Zdaniem krakowskiego historyka idei jej najbardziej charakterystyczną cechą jest trwałość tradycji klasycznej. Patronowała ona naszym przodkom u początków ery nowożytnej, gdy na rozrywanej dynastyczną rywalizacją i wojnami religijnymi mapie Europy byliśmy enklawą republikańskiej praworządności i tolerancji. Ale równie żywo oddziaływała na polskie społeczeństwo doby rozbiorów. Wyrażała się stałą obecnością wymiaru etycznego czy metafizycznego w ocenie działań politycznych, jak również pojmowaniem historii jako sceny, na której rozgrywa się moralny dramat narodów walczących o wolność i godność.

W ocenie Rzegockiego takie podejście zbliża nas do amerykańskiej mentalności politycznej, jest też prekursorskie wobec koncepcji, które dały początek UE. Nietrudno zauważyć – choćby w reakcjach polskich polityków na rosyjską inwazję na Gruzję – że do dzisiaj potrafimy czerpać z klasycznego pojmowania polityki.

Trzeba jednak przyznać rację autorowi omawianej książki, że najbardziej inspirujący jest ten nurt polskiej myśli politycznej, który powstał na przecięciu obu tradycji: nowożytnej i klasycznej, a którego wyrazem były, przykładowo, koncepcje wypracowane w środowisku paryskiej „Kultury”. Nurt ten buduje „na fundamencie klasycznej refleksji o państwie śmiałe idealistyczne wizje, których urzeczywistnienie ma przebiegać według nowożytnych, realistycznych metod. Ta swoista synteza koncepcji »klasycznej« z elementami tradycji »nowożytnej« stawia jako cel działalności politycznej przywrócenie w porządku międzynarodowym naruszonych zasad sprawiedliwości, nadwątlonego porządku moralnego, po skuteczne środki sięgając głównie do arsenału nowożytnego realizmu”.

Makiawelizm” w wydaniu polityków bywał na ogół mało wyszukanym dorabianiem ideologii do łajdackich praktyk. A jednak dzieło florenckiego pisarza cieszy się nie przerwaną popularnością, a opiewany w nim książę znajduje kolejnych naśladowców. Dzieje się tak za sprawą pasji, którą zaraża czytelnika Machiavelli, i pewnego rodzaju wzniosłości, która emanuje z kart jego księgi.

Odrzyjmy je więc z tej wzniosłości, przypominając nagie fakty. Cesare Borgia święcił triumfy, dopóki nie zagrażał innym. Osaczony przez koalicję podobnych mu bezwzględnych zbirów, opętanych dynastycznymi sporami władców, sprzedajnych kardynałów, obłudnego papieża i nielicznych w renesansowych elitach ludzi przyzwoitych, trafił do niewoli. Życie ocaliły mu upokarzające błagania i płacz. Zesłany na wygnanie zginął w przypadkowej potyczce. Czy naprawdę jest kogo naśladować?

Arkady Rzegocki "Racja stanu a polska tradycja myślenia o polityce" Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2008.

Autor jest publicystą i filozofem, posłem Platformy Obywatelskiej, rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. Józefa Tischnera

W roku 1532, pięć lat po śmierci Niccolo Machiavellego, z prasy drukarskiej zeszło pierwsze wydanie „Księcia”. Zdaniem wielu to od tego momentu należy datować początek czasów nowożytnych. Cóż tak niezwykłego zawierała niewielka książeczka, że jej historyczną rangę stawia się w jednym szeregu z upadkiem Konstantynopola, odkryciem Ameryki czy teorią Kopernika?

Analizując działania władców swojej epoki, Machiavelli zostawia na boku antyczną (a odnowioną w średniowieczu) koncepcję polityki jako szlachetnej sztuki rozumnego rządzenia kierującego się ideą dobra wspólnego, sprawiedliwości i odwiecznego prawa naturalnego. Zamiast tych uświęconych tradycją pojęć, których szlachetną patyną politycy wszystkich czasów chętnie ozdabiali swe czyny – nawet jeżeli służyło to tylko usprawiedliwieniu zbrodni – autor „Księcia” za naczelną zasadę polityki uznaje interes panującego, utrzymanie władzy i potęgę państwa. Polityka nie krępują zasady powszechnej moralności. Najwyższą wartością nie jest dla niego zbawienie duszy czy troska o innych. Tym, czemu ma służyć, jest ragion di stato – racja stanu.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska