Krytyka na nowe czasy

Okrzyczany wielkością Michel Houellebecq jakoś mi specjalnie nie zaimponował.

Publikacja: 20.09.2008 01:15

Michel Houellebecq

Michel Houellebecq

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Jeśli do jego najsławniejszej powieści zastosować kryteria właściwe dla fantastyki (bo przecież jest to powieść oparta na koncepcie typowym dla science fiction), zasługuje ona na ocenę niedostateczną. Historię genialnego fizyka i jego brata niby to opowiadają nam przedstawiciele nowej, lepszej ludzkości, która zastąpiła naszą, ludzkości lepszej między innymi dlatego, że popęd seksualny zna tylko z podręczników historii. Każdy, kto chwilę pomyśli, zrozumie, że sposób myślenia ludzi tak totalnie i od maleńkości wykastrowanych musiałby być diametralnie odmienny od naszego. Tymczasem w istocie narracja „Cząstek elementarnych” niczym się nie różni od prowadzonej przez normalnego człowieka i w całą futurologiczność musimy autorowi wierzyć na słowo, a wielcy pisarze nie każą sobie wierzyć na słowo.

Jeśli ktoś chce się tutaj na mnie żachnąć, że się czepiam i zawracam głowę, dobrze, żeby najpierw się dowiedział, że używam wobec Houellebecqa metody krytycznej stosowanej konsekwentnie przez Stanisława Lema, na przykład w „Fantastyce i futurologii”. A Lem to przecież, wiadomo, wielki pisarz, bo raz, że był z Krakowa, a dwa, drukowało go Wydawnictwo Literackie.

Ale zdryfowałem w dygresję, a myśl, jaką chciałem wyrazić, jest następująca: Houellebecq niespecjalnie mi imponuje, ale po prostu zaparło mi dech w piersi to, w jaki sposób został potraktowany przez Kazimierę Szczukę, czołową feministyczną krytyczkę, w „Wysokich obcasach”.

Nie taję zresztą, że jest to moja ulubiona pani krytyk od czasu, gdy prowadziła w telewizji teleturniej i przez kilkanaście miesięcy, a może nawet kilka lat, w każdym odcinku powtarzała kilkakrotnie: „Uwaga, WŁANCZAM zegar”. Zacząłem wręcz ten nieszczęsny teleturniej oglądać, czekając, kiedy któryś z kolegów prowadzącej z szacownego IBL odważy się zwrócić jej uwagę, że „ą” jako „an” wymawiają tylko tacy ludzie, którym, idąc przez most, spada czapka. Żaden się nie odważył, i słusznie, bo jak w banku zostałby natychmiast napiętnowany w opiniotwórczych mediach jako seksistowska szowinistyczna świnia i faszysta.

Cóż więc z owymi „Obcasami”? Otóż rzeczona pani krytyk kształtuje tam gusta masowego czytelnika, a raczej masowej czytelniczki, prowadząc rubrykę „Hit i kit”. Właśnie „kitem” ostatniego miesiąca ogłosiła Szczuka powieść Houellebecqa „Możliwość wyspy” i nie to jest ciekawe, że tak nisko okrzyczanego prozaika wyceniła, tylko kryteria, jakie zastosowała.

Jej zdaniem „Możliwość wyspy” jest powieścią nędzną, ponieważ w jednej ze scen pewna pani wodzi „rozkochanym wzrokiem za swym panem mężczyzną”, co, jak wiadomo, jest zasadniczo sprzeczne z doktryną feminizmu. Poza tym bohater powieści ma do kobiet stosunek głęboko niewłaściwy, traktuje je instrumentalnie, a autor nie wprowadza do fabuły żadnej kobiety klasowo i płciowo uświadomionej, która by była nosicielką treści słusznych, zamiast się poddawać męskiej dominacji. Słowem, powieść jest kitem, ponieważ jest niezgodna z wyznawaną ideologią.

W sumie nic nowego. Czytałem kiedyś, dawno temu, opinię postępowego krytyka z USA, że William Szekspir jest nędznym grafomanem albowiem prezentuje punkt widzenia białego patriarchalnego mężczyzny, natomiast najwybitniejszym dokonaniem amerykańskiej literatury jest „Chata wuja Toma”, właściwie naświetlająca kwestie emancypacji ludności kolorowej. Czytałem też, stosunkowo niedawno, esej krytyczny z pisma „Ha-Art”, którego autor w ocenie współczesnej literatury polskiej stosował wyłącznie jedno kryterium: tam, gdzie męski homoseksualista jest bohaterem pozytywnym, tam być dobra literatura, gdzie zaś nie występuje, względnie obsadzony jest w roli szwarccharakteru, tam być zła. Z tym, że każda durnota z Zachodu prędzej czy później stanie się u nas wytyczną, nie ma co wojować, bo tak już jest i zawsze będzie. Lepiej dostrzeżmy pozytywny aspekt sprawy: krytykiem literackim być u nas coraz łatwiej.

Jeśli do jego najsławniejszej powieści zastosować kryteria właściwe dla fantastyki (bo przecież jest to powieść oparta na koncepcie typowym dla science fiction), zasługuje ona na ocenę niedostateczną. Historię genialnego fizyka i jego brata niby to opowiadają nam przedstawiciele nowej, lepszej ludzkości, która zastąpiła naszą, ludzkości lepszej między innymi dlatego, że popęd seksualny zna tylko z podręczników historii. Każdy, kto chwilę pomyśli, zrozumie, że sposób myślenia ludzi tak totalnie i od maleńkości wykastrowanych musiałby być diametralnie odmienny od naszego. Tymczasem w istocie narracja „Cząstek elementarnych” niczym się nie różni od prowadzonej przez normalnego człowieka i w całą futurologiczność musimy autorowi wierzyć na słowo, a wielcy pisarze nie każą sobie wierzyć na słowo.

Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem