Jeśli do jego najsławniejszej powieści zastosować kryteria właściwe dla fantastyki (bo przecież jest to powieść oparta na koncepcie typowym dla science fiction), zasługuje ona na ocenę niedostateczną. Historię genialnego fizyka i jego brata niby to opowiadają nam przedstawiciele nowej, lepszej ludzkości, która zastąpiła naszą, ludzkości lepszej między innymi dlatego, że popęd seksualny zna tylko z podręczników historii. Każdy, kto chwilę pomyśli, zrozumie, że sposób myślenia ludzi tak totalnie i od maleńkości wykastrowanych musiałby być diametralnie odmienny od naszego. Tymczasem w istocie narracja „Cząstek elementarnych” niczym się nie różni od prowadzonej przez normalnego człowieka i w całą futurologiczność musimy autorowi wierzyć na słowo, a wielcy pisarze nie każą sobie wierzyć na słowo.
Jeśli ktoś chce się tutaj na mnie żachnąć, że się czepiam i zawracam głowę, dobrze, żeby najpierw się dowiedział, że używam wobec Houellebecqa metody krytycznej stosowanej konsekwentnie przez Stanisława Lema, na przykład w „Fantastyce i futurologii”. A Lem to przecież, wiadomo, wielki pisarz, bo raz, że był z Krakowa, a dwa, drukowało go Wydawnictwo Literackie.
Ale zdryfowałem w dygresję, a myśl, jaką chciałem wyrazić, jest następująca: Houellebecq niespecjalnie mi imponuje, ale po prostu zaparło mi dech w piersi to, w jaki sposób został potraktowany przez Kazimierę Szczukę, czołową feministyczną krytyczkę, w „Wysokich obcasach”.
Nie taję zresztą, że jest to moja ulubiona pani krytyk od czasu, gdy prowadziła w telewizji teleturniej i przez kilkanaście miesięcy, a może nawet kilka lat, w każdym odcinku powtarzała kilkakrotnie: „Uwaga, WŁANCZAM zegar”. Zacząłem wręcz ten nieszczęsny teleturniej oglądać, czekając, kiedy któryś z kolegów prowadzącej z szacownego IBL odważy się zwrócić jej uwagę, że „ą” jako „an” wymawiają tylko tacy ludzie, którym, idąc przez most, spada czapka. Żaden się nie odważył, i słusznie, bo jak w banku zostałby natychmiast napiętnowany w opiniotwórczych mediach jako seksistowska szowinistyczna świnia i faszysta.
Cóż więc z owymi „Obcasami”? Otóż rzeczona pani krytyk kształtuje tam gusta masowego czytelnika, a raczej masowej czytelniczki, prowadząc rubrykę „Hit i kit”. Właśnie „kitem” ostatniego miesiąca ogłosiła Szczuka powieść Houellebecqa „Możliwość wyspy” i nie to jest ciekawe, że tak nisko okrzyczanego prozaika wyceniła, tylko kryteria, jakie zastosowała.