Zbrodnie mariensztackie

Piszemy do jednej gazety, a widzimy co innego. Podobnie jak Krzysztof Kłopotowski oglądałem film dokumentalny poświęcony Januszowi Głowackiemu „Depresja Mona Amour”. Teraz już wiem, że oglądałem, ale bielmo miałem na oczach, ślepy byłem na to, co ważne.

Publikacja: 19.12.2008 20:26

Zauważyłem sekwencje o „Rejsie” pociętym niemiłosiernie przez cenzurę, o cynizmie lat 70. przedstawionym w „Trzeba zabić tę miłość”. Myślałem o „Kopciuchu” i dziewczynach z peerelowskiego poprawczaka, o opowiadaniach „Wirówka nonsensu”, o felietonach „W nocy gorzej widać” i „Powrót hrabiego Monte Christo”, powieści „Moc truchleje”, zatrzymanej przez cenzurę i wydanej w podziemiu, o emigracji Głowackiego po wprowadzeniu stanu wojennego, o obecności jego sztuk na West Endzie i Broadwayu (takie tam prowincjonalne teatry).

O jego spotkaniu z Arthurem Millerem myślałem (mało znaczący pisarzyna znany z romansu z Marylin Monroe, wiecie Państwo, tą kochanką Kennedy’ego zamordowaną przez CIA). Przy okazji scen poświęconych moskiewskiej premierze „Czwartej siostry” widziałem na ekranie Wieniedikta Jerofiejewa - ależ bruździ przeciwko Putinowi, no po prostu wstyd. Wszystko to była gra mająca na celu zafałszowanie prawdy.

Dopiero po przeczytaniu demaskatorskiego felietonu „Tajemnica sukcesu” Kłopotowskiego zrozumiałem ogrom moich win i zaniechań, jakie popełniłem jako widz. A przecież nie od dziś oglądam telewizję. Tyle lat zmarnowanych, pomyślałem, skoro patrzyłem i nie widziałem. Co było bowiem najważniejsze w filmie? A mianowicie to, czego w nim nie było! Pan Krzysztof przenikliwie to wyłapał. Nikt tak jak on nie potrafi. Dlatego, by nie uronić z jego dziejowej mądrości ani słówka, powtórzmy raz jeszcze, co Kłopotowski napisał:

”Są w tym filmie ślady, po których reżyser nie poszedł z lęku lub ślepoty. Mieszkanie matki pisarza znajduje się na Mariensztacie. Czy dostała je z przydziału jako przodownica pracy we wczesnych latach 1950? Czy była przodującą redaktorką? Jak się miała wtedy inna inteligencja, już wybita lub przeznaczona na wyniszczenie? Cóż za nietaktowne pytania, ale to druga strona tego lśniącego medalu. Pani Głowacka była zapewne kobietą zacną, lecz należała do warstwy o którą tu chodzi.”

W tym świetle domagam się od Głowackiego natychmiastowego ujawnienia jego politycznych związków ze Stalinem, Hitlerem, Bierutem, Gomułką, Gierkiem. Jaruzelskim też, bo choć w jego czasach wyemigrował, jego postawa pisarska nie jest wystarczająco politycznie jednoznaczna. Na dowód przypominam, co pisze Kłopotowski o światowej karierze mariensztackiego pisarza: „Owszem, jest godna szacunku, ale skąd się bierze. Na pewno z talentu i pracy, lecz to tylko trzy czwarte sukcesu. Ciekawa byłaby brakująca jedna czwarta: środowisko, układy, koterie, żmudne chodzenie na „party” w Nowym Jorku, ukryty mechanizm, który miał na celu wydobyć z niebytu i dostarczyć publiczności jego produkt”.

Pan Krzysztof odkrył spisek mariensztacko-nowojorski i teraz wiemy, o co szła gra, na czyj młyn to filmowe lanie wody z pieniędzy wypracowanych w pocie czoła przez robotników, rolników i inteligentów pracujących miast i wsi, którzy wraz z emerytami, rencistami łożą ostatni grosz na abonament. Jak się okazuje, pseudo-publicznej telewizji, która wcale publiczna nie jest, tylko zakłamana, z wiadomych pozycji negatywnie nastawiona do prawdy. Prawdy, którą i ja sam przed sobą zatajałam latami całymi, żyjąc w kłamstwie i towarzyszącym temu poniżeniu.

Rzecz ma się bowiem tak, że i moja matka na Mariensztacie mieszkała w spisku z babcią moją, a gdy ja się urodziłem, też do sprzysiężenia tajnego przeciwko prawdzie przystąpiłem, na co zgodę milcząco wyraził ojciec i cała jego rodzina.

Dziś kiedy Krzysztof Kłopotowski rzucił światło prawdy na kłamstwo, przypominam sobie inne zbrodnicze fakty z mojego życia. Patrzyłem na Mariensztacie na to jak w telewizji transmitowano lot Hermaszewskiego w kosmos. Bez żenady oglądałem Dziennik Telewizyjny, a to, że z ojcem Radia Wolna Europa słuchaliśmy i na manifestacje 11 listopada przed Pomnik Nieznanego Żołnierza chodziliśmy, nie tylko mnie nie usprawiedliwia, ale w jeszcze gorszym świetle stawia, bo fałszywy byłem jak mało kto.

W świetle ratującego naszą zakłamaną świadomość polityczną tekstu „Tajemnica sukcesu”, chciałem też wyznać, że babcia moja pracowała przed wojną w Monopolu Spirytusowym, który rozpijał chłopów oraz robotników. O działalności dziadka nie wspomnę, bo już jest dla mnie oczywiste, że nikt uczciwy ręki by mi nie podobał. Nie chcę też zmylać dłużej niczyjej czujności – najgorsze jest bowiem to, że moja babcia dostała mieszkanie na Mariensztacie, chociaż nie była przodującą redaktorką, ale w „Czytelniku” po wojnie pracowała. Żadne okoliczności nie tłumaczą tego haniebnego postępku. A bodaj by z mamą moją mieszkała dalej w grożącej zawaleniem kamienicy na Hożej. Nie skalałaby przynajmniej dobrego imienia rodziny hańbą mariensztacką.

Najbardziej zaś wstydzę się, że nie potrafiłem zerwać z politycznym faryzeizmem nawet po wyprowadzce z kawalerki na Mariensztacie. Obłuda polityczna tam zaszczepiona towarzyszyła mi przez kolejne, już dorosła lata, wybaczcie mi koleżanki i koledzy z redakcji, a i wy Czytelnicy. Zamieszkałem, okazało się bowiem, na tak zwanym Ubowie. Ktoś powie, że to Sielce. Ale ja nie będę się z prawdą w kotka i myszkę bawił. Kolaboracja z systemem trwała w moim przypadku nawet i po jego upadku. Z byłymi żołnierzami Wojsk Nadwiślańskich spacerowałem po Łazienkach, nie bacząc na to, że dzieci moje oddychają tym samym powietrzem, co oni, patrzą na te same drzewa, niebo i słońce.

Nawet, gdy przeprowadziłem się nieco dalej, do tak zwanego domu Baczyńskiego, z przedstawicielami byłego systemu kolaborowałem, bo prawowici właściciele mieszkań zginęli w Katyniu, a ich miejsce zajęli również ludzie PRL. Pytam sam siebie – dlaczego z nimi zamieszkałem? Dlaczego mało mi było mieszkania z żołnierzami nadwiślańskimi. Bo za późno obejrzałem „Tajemnicę sukcesu”.

By uniknąć manipulacji, jakich ofiarą ja sam padłem, apeluję do Krzysztofa Kłopotowskiego, by powołał komisariat do spraw zbrodni mariensztackiej, a sam objął dożywotnią tekę komisarza z siedzibą  na Bednarskiej. Nic to, że mieścił się tam ongiś cyrkuł carski. Nie o carskie zło chodzi, lecz o mariensztackie. A im szybciej komisariat pracować zacznie, tym w większej szczęśliwości ojczyzna nasza żyć będzie.

Proszę też, by zbrodnia mariensztacka nie ulegała przedawnieniu. Wypalmy zło ukryte między Dobrą, Karową, Krakowskim Przedmieściem i Trasą W-Z. Wypalmy zło rozsiane po innych dzielnicach stolicy. Mokotowa, Żoliborza, Bielan, Pragi Północ i Południe. Nie pomińmy Saskiej Kępy, bo zwłaszcza tam sytuacja wymaga reakcji. A choćby i rozpalonym żelazem. Niech pan wypala, panie Krzysztofie. Z pana ręki nie boli. Dzięki panu Warszawa będzie oczyszczona, rozmowa o historii poważna, Jaruzelski siądzie w jednej ławie oskarżonych z Głowackim, a Kiszczak z Mrożkiem. O tym ostatnim proszę nie zapominać. Uciekł ostatnio z Polski. Trza działać, panie Krzysztofie. Komisarzu Kłopotowski.

Jacek Cieślak, były mieszkaniec kawalerki 27-metrowej, ze ślepą kuchnią, ul. Bednarska 20 m. 8 

Zauważyłem sekwencje o „Rejsie” pociętym niemiłosiernie przez cenzurę, o cynizmie lat 70. przedstawionym w „Trzeba zabić tę miłość”. Myślałem o „Kopciuchu” i dziewczynach z peerelowskiego poprawczaka, o opowiadaniach „Wirówka nonsensu”, o felietonach „W nocy gorzej widać” i „Powrót hrabiego Monte Christo”, powieści „Moc truchleje”, zatrzymanej przez cenzurę i wydanej w podziemiu, o emigracji Głowackiego po wprowadzeniu stanu wojennego, o obecności jego sztuk na West Endzie i Broadwayu (takie tam prowincjonalne teatry).

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał