Przed kilku laty 14-letni uczeń szkoły średniej z Nathan Zohner z Idaho Falls w stanie Idaho wystosował publiczną petycję z żądaniem zakazu stosowania substancji chemicznej o nazwie monotlenek diwodoru. Substancja ta, jak pisał, może być groźna dla zdrowia, np. wywołać silne pocenie się i wymioty, wprowadzona przypadkowo, nawet w niewielkich ilościach, do płuc może spowodować śmierć na miejscu, a w postaci lotnej monotlenek diwodoru może wywołać poważne oparzenia. Nathan Zohner zwrócił się do 50 osób o podpisanie petycji. 43 podpisały, sześć było niezdecydowanych, a tylko jedna wiedziała, że monotlenek diwodoru to chemiczna nazwa wody.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Nathan Zohner robił sobie dowcipy z mieszkańców Idaho, do firmy znanego nowojorskiego brokera i inwestora Bernarda Madoffa płynęły pieniądze amerykańskich milionerów, banków, grup inwestycyjnych i organizacji charytatywnych. Madoff niespecjalnie zachęcał ludzi do powierzania mu swoich oszczędności – sami ustawiali się w kolejce, a on niektórych, nawet bardzo bogatych, klientów ze znanych tylko sobie powodów odrzucał, co znacznie zwiększało jego atrakcyjność wśród garstki wybrańców, którym udało się dotrzeć do maga z Wall Street. Nie obiecywał również krociowych zysków, wręcz przeciwnie – na rynku, na którym do niedawna możliwe były zyski kilkunastoprocentowe w skali rocznej, on gwarantował co najwyżej 7 – 8 procent – za to pewnego zarobku na inwestycji. Przed miesiącem Madoff został zatrzymany i osadzony w areszcie domowym za prowadzenie piramidy finansowej, na której jego klienci w ciągu kilku lat mogli stracić nawet 50 miliardów dolarów.
Wezwanie do zakazu stosowania wody wydaje się raczej zabawne niż groźne, sprzeniewierzenie majątków ludzi, banków i organizacji charytatywnych to już poważne przestępstwo, jednak obie historie łączy kilka cech. Nie byłoby ich, gdyby nie ludzka skłonność do głupoty, łatwowierności wobec innych i wiary w cuda, czyli zjawiska, których zaistnienia nie da się wytłumaczyć rozumem. Wszystko to składa się na to, co potocznie nazywamy ludzką naiwnością, wierząc, że charakteryzuje ona dzieci (wtedy nazywamy ją niewinnością), gorzej niż my wykształconych (wtedy nazywamy ich głupcami) albo osoby w podeszłym wieku (czyli inaczej stare pierdoły, które i tak we wszystko uwierzą).
[srodtytul]Bo inni tak robią[/srodtytul]
W rzeczywistości ani wiek, ani wykształcenie, ani stan majątkowy nie impregnują na wypadek ataku naiwności. Jej wpływ na ludzi nie ma również żadnego związku z tym, co nazywa się postępem cywilizacyjnym i technologicznym. Naiwność jest ponadczasowa, ponadnarodowa i można bezpiecznie założyć, że wcześniej czy później wszyscy padniemy jej ofiarą.