Z tego, jak błądzą, jak nie rozumieją mechanizmów, o których debatują.
[b]Może pan jednak przeszedł na tę drugą stronę z dość prozaicznych powodów? Miał pan kłopoty z pracą habilitacyjną. Nie chciały jej przyjąć różne ośrodki akademickie, niektórzy sugerowali, że z powodów politycznych, z powodu pana zaangażowania po stronie PiS?[/b]
Nadal chcę zrobić habilitację, i ją zrobię. Ale w jakimś sensie ma pani rację. Pośrednio sprawa z moją habilitacją miała wpływ na przejście do świata polityki. Jarosław Kaczyński nigdy nie zwróciłby się do mnie z propozycją startu w eurowyborach, gdyby nie to, że stałem się żywym dowodem na funkcjonowanie korporacyjnej solidarności, z którą PiS walczy. Dzięki tej historii stałem się bardziej znany niż jako komentator polityczny. Ale nie była to ucieczka z pola walki.
[b]Prof. Staniszkis uważa, że stał się pan teraz więźniem politycznej polaryzacji, w której wszystko może być albo tylko białe, albo tylko czarne. [/b]
Przyjmuję tę argumentację, przynajmniej po części.
I śmieszą mnie zachowania innych naukowców, którzy również startują do europarlamentu.
[b]Poda pan jakieś nazwiska?[/b]
Proszę bardzo: Lena Kolarska-Bobińska, Magdalena Środa, Kazimierz Kik. Oni do dzisiaj udają niezależnych ekspertów. A podobnie jak ja startują z list określonych partii, firmują te partie. Dają partii twarz, ponoszą za to odpowiedzialność i nie mogą być traktowani jako obiektywni. Oczywiście w swoim poprzednim wcieleniu ja też nie byłem w pełni obiektywny, bo nikt nie ma patentu na obiektywizm. To tak jak w rosyjskim porzekadle: „całej wódki nie wypijesz, wszystkich kobiet mieć nie będziesz, ale starać się trzeba”. Rasowy komentator stara się być obiektywny, ale przede wszystkim jest niezależny. To jest ten wyróżnik. Tego, co mówi, nie robi w interesie jakiejś partii, za pieniądze jakiejś partii i z potrzeby popierania jakiejś partii.
Dzisiaj w moim przypadku to się zmieniło. Kiedy dzwoni do mnie jakiś dziennikarz z prośbą o komentarz, od razu na początku zaznaczam: proszę mnie podpisać jako kandydata PiS do europarlamentu, bo to się należy czytelnikowi.
[b]To myśli pan, że dziennikarze są tacy głupi, że sami nie wiedzą, iż należy to zrobić?[/b]
Nie uwierzy pani, ale pięcio- czy sześciokrotnie się zdarzyło, że zadzwonił do mnie dziennikarz, nie wiedząc, iż startuję w wyborach. Zadziwia mnie, gdy widzę pana Trzaskalskiego bądź Kostrzewę Zorbasa robiących za niezależnych komentatorów, ekspertów w sprawach europejskich, choć są kandydatami PO do europarlamentu. Oni nie mają wstydu w stosunku do widzów i czytelników. To oczywiste, że moje dzisiejsze analizy są uwarunkowane politycznie. I na miejscu słuchacza teraz z większą uwagą słuchałbym profesor Staniszkis niż siebie. Chyba że chciałby mnie posłuchać jako kogoś, kto działa na rzecz najlepszego wyniku PiS w wyborach.
[b]Nie burzy się coś w panu, że musi być pan teraz w takim sztywnym politycznym ordnungu?[/b]
Nie muszę.
[b]To chyba pan się nie zna na polityce.[/b]
Jestem, bo chcę. Na szczęście polityka nie jest dla mnie jedynym źródłem utrzymania. Nie jestem w sytuacji kogoś, kto musi, bo jak nie, to zdechnie z głodu pod płotem. Wrócę wtedy do nauki i być może, tak jak Pawła Śpiewaka, media kupią mnie z powrotem.
[b]Tyle że Paweł Śpiewak bardzo szybko się zorientował, że w polityce najważniejsza jest zasada ordnung muss sein i że w tej politycznej piaskownicy nie chce się już bawić. Dlatego odszedł.[/b]
Paweł Śpiewak, którego ogromnie cenię jako komentatora, a nade wszystko naukowca, być może nie potrafił sobie tej wolności wywalczyć. Okazał się gorszym politykiem niż naukowcem i komentatorem. Sądzę, że ja tę wolność i podmiotowość będę potrafił sobie zdobyć. Tak samo jak potrafiłem wtedy, gdy byłem komentatorem, nie ulegając silniejszym, mainstreamowym podpowiadaczom i dziennikarzom. Na to, by to udowodnić, muszę mieć trochę czasu.
[b]Sporo chyba jednak różni się polityka od politycznego komentowania?[/b]
Różni się, bo nie każdy ornitolog potrafi latać. Widać, że świetnemu ornitologowi Pawłowi Śpiewakowi kiepsko poszło z lataniem. Ale na przykład świetny ornitolog Jarosław Gowin już sobie radzi. Przynajmniej szybuje.
Bycie politykiem a bycie politologiem to dwa zupełnie różne światy wymagające odmiennych przymiotów ducha, charakteru i intelektu. Bardzo proszę, by dziennikarze tę moją przemianę uważnie śledzili. Nie jestem na tyle bezrefleksyjny, żeby w ogóle nie dopuszczać myśli, że ja w polityce po prostu polegnę. Wyborcy i dziennikarze muszą mi dać szansę, by to sprawdzić.
[b]Co pan zobaczył po tej drugiej stronie lustra? Sam pan powiedział, że przez te dwa miesiące sporo dowiedział się o polityce.[/b]
Od razu muszę zastrzec: to, że jestem już politykiem, oznacza, iż nie o wszystkim, co zobaczyłem, mogę pani opowiedzieć.
[b]Tego się obawiałam.[/b]
Trochę pani powiem. Jako komentator mogłem powiedzieć wszystko, co zaobserwowałem. Dzisiaj muszę dokonywać kalkulacji. Przede wszystkim zobaczyłem, jak bardzo niedocenianym elementem w analizach politycznych jest kwestia personalna. Emocje, osobowość poszczególnych osób, ich charaktery. Tego w analizach makropolitologicznych w ogóle się nie ujmuje. Przypominam sobie książki, które czytałem, z których się uczyłem, o jakichś megatrendach itp. A dzisiaj uważam, że nieuwzględnienie charakteru graczy absolutnie nie pozwala zrozumieć reguł gry.
[b]To od jakiegoś czasu, od wybuchu wojny PO – PiS jest już chyba prawdą objawioną?[/b]
Jednak niezupełnie. W przypadku polityków już zaczyna się zwracać na to uwagę. A są jeszcze charaktery dziennikarzy, którzy w tej grze też jakoś uczestniczą. Dziennikarze nie są tajnymi wysłannikami tajnych sił. To jak w tym dowcipie z Józkiem. Kurna, kogoś nie lubią. Albo jakiegoś polityka, albo jakiejś partii. I wtedy przedstawiają go podle.
[b]A jak kogoś lubią?[/b]
Jak kogoś lubią, mają do niego słabość, to taki człowiek może powiedzieć głupotę, kretynizm albo banał i mimo to jest traktowany przychylnie. Tego tak wyraźnie nie dostrzegałem wcześniej. Podobnie jak innej kwestii: jak ważna jest struktura partyjna i gra zespołowa w ramach tej struktury. Może ona zupełnie przemodelować wynik jakiejś batalii.
Teraz rozumiem na nowo sformułowanie Richarda Arona „widz i uczestnik”. Widzem już byłem, teraz jestem uczestnikiem. Wiem, że będąc uczestnikiem, muszę też być widzem. Że musi być koniunkcja. I znacznie więcej dostrzegam. Tak jakby ktoś nałożył mi okulary na oczy.
[b]Pana pierwsza polityczna batalia, czyli kandydowanie do europarlamentu, rozgrywa się w trudnej dla pana sytuacji. Pana przeciwnikiem z Platformy na Śląsku jest bardzo poważny gracz Jerzy Buzek. [/b]
To fantastyczne wyzwanie dla beniaminka w polityce. Moja mama zawsze mi powtarzała: Marku, jak masz się z kimś bić, to tylko z silniejszymi. Życzę Jerzemu Buzkowi, żeby został szefem Parlamentu Europejskiego. Ale przede wszystkim życzę mu, by jego partia wreszcie wystawiła oficjalnie jego kandydaturę.
A ja nie zrobię niczego, co byłoby wobec Buzka zagrywką nie fair.
[i]rozmawiała Małgorzata Subotić[/i]