Czy odrodzą się małe wspólnoty obywatelskie?

Niech wreszcie pojawi się człowiek, który zareaguje na śmietnisko zalegające pobocze pobliskiej drogi i zbierze sąsiadów do jego usunięcia

Publikacja: 13.06.2009 15:00

Czy odrodzą się małe wspólnoty obywatelskie?

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

W ostatnim czasie uczestniczyłem w obchodach 80-lecia klubu sportowego Przyszłość we Włochach. Była to dla mnie okazja do zapoznania się z dziejami wspólnot obywatelskich, inicjatyw ludzi związanych z miejscem zamieszkania, kształtującą się spontanicznie samorządnością w imię wspólnego dobra. Źródła w pełni wybiły w międzywojennym dwudziestoleciu. Po wywalczeniu niepodległości rodziło się w sposób już nieskrępowany przez zaborców społeczeństwo obywatelskie.

Fascynujące jest, jak ludzie sami, bez nakazów z góry, potrafili sobie pomagać, coś dla siebie tworząc. Jak bardzo rozumieli lub czuli, że chodzi o dobro wspólne. Włochy we wczesnych latach 20. były osadą robotników z fabryk Ortweina i Karasińskiego, Polo produkującej świece i Ery, wytwarzającej elektryczne przyrządy, kolejarzy z pobliskiej wagonowni i ogrodników zajmujących się uprawą ziemiopłodów dla Warszawy. Wraz z budową bocznej linii EKD następuje rozwój budownictwa mieszkalnego; powoduje to parcelację gruntów należących do miejscowego posesjonata. Wyrastają wille, domki jednorodzinne, kamienice. Budują się kolejarze, majstrowie fabryczni, rzemieślnicy, warszawscy urzędnicy, przedsiębiorcy inwestują w czynszowe kamienice.

[srodtytul]*[/srodtytul]

Rodzi się idea miasta ogrodu. Wzmaga się naturalne poczucie wspólnoty. Jesteśmy stąd i tutaj nasz dom. Młodzież pragnie sportu, piłka nożna cieszy się największą popularnością. Obywatele miasteczka: krawiec, przedsiębiorca budowlany, maszynista parowozu, właściciel sklepu, inni – biorą sprawy w swoje ręce, zakładają klub sportowy Przyszłość. Ziemię daje wójt – będzie boisko. Miejscowy rymarz ofiarowuje dwie piłki. Klub się rozwija: futbol, siatkówka, tenis stołowy, lekkoatletyka. Wspierany jest z darowizn. Młodzież pracuje przy niwelacji terenu. Aktywność nie ustaje, ludzie pragną kultury – powstaje sekcja teatralna, która wystawia Bałuckiego, Fredrę, Zapolską.

Skład drużyn sportowych i aktorów amatorów wywodzi się z rodzin robotniczych, kolejarskich. Są także synowie i córki miejscowej wyższej sfery, fabrykantów, adwokatów, lekarzy, zamożnych ogrodników. Dyrektor fabryki Era Natan Wizemberg udziela klubowi pomocy finansowej. Dołącza się ze swoim wsparciem inżynier Kłoś, właściciel biura konstruktorskiego. Boisko klub traci, bowiem w tym miejscu według planów powstaje plac targowy. Lecz pewien posiadacz ziemski darowuje klubowi rozległą posesję.

Różnice światopoglądowe i partyjne nie przeszkadzały we wspólnym działaniu. Piłsudczycy, ludowcy i endecja, zasymilowani Żydzi bezkonfliktowo działają razem. Klub dorabia się bieżni, budynku na szatnię, sprzętu. Przychodzą pierwsze sukcesy w skali województwa. Jedynym skutkiem politycznych animozji będzie fakt, że społecznicy proweniencji endeckiej po pewnym czasie odejdą z zarządu klubu i założą oddział Towarzystwa Gimnastycznego Sokół.

[srodtytul]*[/srodtytul]

Równocześnie społeczność Włoch rozpoczyna budowę murowanego kościoła i szkoły. Historię szkoły znam z pierwszej ręki. Mój ojciec był kierownikiem siedmioklasowej szkoły powszechnej we Włochach. Początkowo nauka odbywała się w prywatnych mieszkaniach; właściciele kamienic często bezinteresownie przeznaczali na ten cel lokale.

Został więc ojciec budowniczym i założono komitet budowy szkoły. Reprezentowane w nim było pełne spektrum miejscowej ludności – od majstra z fabryki, naczelnika poczty, właściciela firmy przewozowej po ogrodników, tzw. badylarzy. Wszyscy działali społecznie, odbywały się loterie i zabawy na rzecz budowy. Ziemię pod szkołę darował pewien obywatel Włoch. Darował! To brzmi egzotycznie w 2009 roku. Tak samo wyrastał kościół. Miejscowi murarze, cieśle, stolarze po godzinach swej pracy zawodowej wznosili mury świątyni. Młodzież z klubu sportowego Przyszłość pracowała przy wykopach na fundamenty, zwoziła piasek, wapno, cement. Proboszczem parafii był ks. Julian Chróścicki, urodzony społecznik, animator wielu pożytecznych inicjatyw we Włochach.

Należy koniecznie wspomnieć innych architektów, którzy sporządzali plany budowy kościoła i szkoły, inżynierów budowlanych, majstrów, dekarzy, stolarzy, malarzy, hydraulików. Akces do współpracy zgłaszali rodzice uczniów ze szkoły, ochotniczo pracowali na placu budowy. Szkoła wyrosła w iście amerykańskim tempie i już od 1935 roku odbywały się w niej zajęcia lekcyjne.

Zadziwia bezinteresowność osobista. Pewien kamienicznik podarował swój poprzedni, mniejszy domek na wieczyste użytkowanie dla nauczycieli. Do lat 80. mieszkała w nim najstarsza nauczycielka ze szkoły ojca, wielce zasłużona pani Aurelia Piotrowska. Ludzie cieszyli się, że mają kościół i szkołę, co stanowiło o nobilitacji miasteczka.

[srodtytul]*[/srodtytul]

Okupacja niemiecka przerwała realizację dalszych ambitnych planów. Ale międzywojenna szkoła wychowania obywatelskiego zaowocowała innymi działaniami. Młodzi sportowcy z Przyszłości byli w Szarych Szeregach, niemało z nich zginęło w powstaniu warszawskim. Ojciec prowadził tajne nauczanie. Ks. Chróścicki zajmował się wydawaniem metryk chrztu uciekinierom z getta. Był organizatorem powstańczego szpitala pod ochronną egidą RGO.

Gdy wkroczyły wojska sowieckie i kościuszkowcy w rogatywkach z orłem bez korony, szkoła dotychczas zajęta przez okupanta wznowiła działalność. Ojciec z gronem rodziców uczniów przystąpił do budowy drugiego skrzydła budynku szkolnego i sali gimnastycznej. Po dawnemu organizował zabawy i loterie. Dochód z nich dzielony był równo na kościół i szkołę. Jednak wtedy już działał skuteczny instrument funkcjonowania nowej władzy – donos i kierownik szkoły otrzymał naganę z kuratorium. A ponieważ uparcie utrzymywał w szkole naukę religii, to pod koniec 1951 roku został dyscyplinarnie zwolniony.

Zaraz po wojnie odżyły działania wspólnoty. Klub sportowy i sala parafialna zaczęły po dawnemu tętnić życiem. Szybko jednak zduszono oddolną inicjatywę, traktowaną przez komunistów jako związek z międzywojniem i burżuazyjną Polską. Przyszłość rozwiązano. Na jej gruzach powstał klub sportowy o nazwie bodaj Stal, w którym rządzili działacze przysłani w teczkach.

Budowa kościoła zamiera, ludzi wspomagających księdza proboszcza spotykają szykany. Szkoła typu TPD staje się oczkiem w głowie władzy. Następuje wymiana pedagogów, partyjność jest miernikiem wartości. Nastała centralizacja i wszelkie czyny społeczne przychodziły z góry, często nie miały nic wspólnego z lokalnymi potrzebami, były propagandowymi pokazówkami.

Październik 1956 roku poruszył zastoinę. Reanimował się klub sportowy Przyszłość. Odrodziła się akcja zbiórki pieniędzy i bezpośrednia pomoc przy budowie kościoła. Spełniło się dzieło księdza prałata Chróścickiego, społecznika i patrioty, więźnia obozów koncentracyjnych, spowiednika kardynała Wyszyńskiego. Ale krótki był czas ożywienia. Cugle znów ściągnięto. Jedynowładca powrócił do odgórnego sterowania.

[srodtytul]*[/srodtytul]

Przełomem stał się upadek PRL. Jednak stan rzeczy nastały w III RP nie budzi pełnej satysfakcji. Często do głosu w samorządach, lokalnych władzach, dochodzą dawni działacze, zainfekowani mentalnością PRL, ludzie dbający jedynie o partyjny interes, co paraliżuje szereg sensownych pomysłów i inicjatyw. Bo bywa tak, że choćby były one celowe i pożyteczne, skoro wyszły od przeciwników politycznych, to należy je zniweczyć, utrącić.

Obraz odnowy mąci cała czereda karierowiczów, mających na względzie pożytki i ambicje osobiste. Biurokracja cechuje się często odpychającą obojętnością wobec obywateli, którym powinna służyć. Obwarowana gęstwiną przepisów i rozporządzeń sprzecznych nawzajem, nieraz skutecznie blokuje roszczenia z tytułu odzyskiwania zawłaszczonej niegdyś prywatnej własności. Zagnieżdżają się kliki, szerzy się choroba korupcji, która pozwala niektórym bogacić się błyskawicznie. Rozbieżność między retoryką i praktyką wzmaga niechęć ludzi prawych do udziału w aktywności na szczeblu lokalnym. Starzy społecznicy idealiści wymierają. Rzadko dochowali się następców. Z tych i innych przyczyn szwankuje i utyka obywatelski udział we współrządzeniu na najniższym szczeblu: kamienicy, ulicy, dzielnicy.

Optymizmem napawał fakt, że frekwencja podczas obchodów 80-lecia klubu Przyszłość dopisała. Wiek uczestników stanowił intrygujący kontrast: w połowie osoby starsze (po sześćdziesiątce) – ostatni społecznicy z krótkiego powojennego odrodzenia – i ludzie młodzi (20 – 30 lat), zbrzydzeni obojętnością lokalnych władz, martwicą społecznych działań, bezdusznością i wyłażącą zewsząd prywatą. Może pragną wziąć sprawy w swoje ręce? Czuło się w nich gniewną determinację.

Niech wreszcie pojawi się człowiek, który zareaguje na śmietnisko zalegające pobocze pobliskiej drogi i zbierze sąsiadów do jego usunięcia. Zwróci uwagę na okropną szkaradę jakiejś rozpoczynającej się budowy, która ostatecznie oszpeci pejzaż... Potrafi innych zmobilizować do oporu. A w dodatku niższe i wyższe władze wykażą dla tych pragnień zrozumienie. Czy odrodzi się imperatyw udziału w małej wspólnocie? Czy dobro wspólne to już pusty frazes, anachronizm? Jeden z najmłodszych uczestników spotkania z okazji 80-lecia klubu, słuchając wynurzeń ostatnich, dawnych społeczników, wykrzyknął ze szczerym zdumieniem: Czy tak naprawdę było!?

W ostatnim czasie uczestniczyłem w obchodach 80-lecia klubu sportowego Przyszłość we Włochach. Była to dla mnie okazja do zapoznania się z dziejami wspólnot obywatelskich, inicjatyw ludzi związanych z miejscem zamieszkania, kształtującą się spontanicznie samorządnością w imię wspólnego dobra. Źródła w pełni wybiły w międzywojennym dwudziestoleciu. Po wywalczeniu niepodległości rodziło się w sposób już nieskrępowany przez zaborców społeczeństwo obywatelskie.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał