Po to, aby utrzymać ów naród w ryzach, nie pozwolić odrodzić się w nim niebezpiecznym tendencjom i uczynić podatnym na zabiegi wychowawcze mające ukształtować go na wzór wyobrażonych przez nasze elity Europejczyków, zastosowana została szeroka gama zabiegów pedagogicznych. Była to bardzo rozbudowana polityka historyczna, które wszakże nie nosiła tej nazwy.
Zgodnie z jej założeniami niebezpieczne jest odnajdywanie pozytywnych wzorców czy punktów odniesienia w naszej narodowej historii. Ich afirmacja budzić miała narodową megalomanię, do której Polacy mają jakoby skłonności, a która staje się pożywką dla nacjonalizmu. Zadaniem więc „krytycznej” inteligencji miało być odbrązowianie pomników, demitologizacja narodowych mitów, ich „dekonstrukcja”, czym zresztą polska lewica upodobniała się do lewicy europejskiej tak właśnie traktującej całość zachodniej tradycji.
W Polsce strategia ta kontynuowała zabiegi polskiej lewicy jeszcze z końca XIX wieku. Postępowcy ówcześni wstydzili się własnej historii i uznawali Polskę za zaścianek, który koniecznie trzeba zeuropeizować. Atak Stanisława Brzozowskiego na Henryka Sienkiewicza może być uznany za modelowy dla owego myślenia.
Tymczasem wielki narodowy mit budowany przez wybitnego pisarza, jakim był autor Trylogii, opierał się na niezwykle płodnej tradycji polskiego republikanizmu, która była czymś unikalnym w dziejach nie tylko Europy. W swojej końcowej fazie republikanizm ten uległ degeneracji i przyczynił się do utraty niepodległości przez Polskę. Ten rozdział naszych dziejów spowodował potępienie go również przez konserwatywnych myślicieli, choćby krakowskich Stańczyków. Także w ich wypadku próba wyrwania się z polskiej niemocy powodowała podporządkowanie historii bieżącym zadaniom politycznym, a więc jej uproszczenie i zapoznanie dwóch wieków polskich sukcesów, jakie poprzedzały upadek I Rzeczypospolitej.
Marksizująca lewica, którą reprezentował Brzozowski, odrzucała całość tradycji polskiej. Uderza dziś anachronizm tego myślenia, bezwarunkowa wiara w jednoznacznie rozumiany postęp i marksistowską dialektykę dziejów. Myśl Brzozowskiego i jemu podobnych demistyfikatorów usiłowała jednak mierzyć się z realnością, jaką w Polsce ówczesnej stanowił kult historii i narodowych świętości. Dzisiejsi jego kontynuatorzy walczą z widmami. Nie znaczy to jednak, że nie dewastują elementarnych pozostałości wspólnoty, jakie funkcjonują jeszcze w Polsce.
[srodtytul]Kompleks jako narzędzie[/srodtytul]
W swojej ostatniej książce, „Eseju o duszy polskiej”, Ryszard Legutko przekonująco pokazał, jak odległe od realności są obiegowe sądy na temat Polaków. Naród przeorany przez ludobójczą wojnę i pół wieku komunizmu, który utracił istotną część swojego historycznego terytorium i w sporej części przesiedlony został na nowe, przede wszystkim ma kłopoty ze swoją tożsamością. Tymczasem dominujące w III RP elity uznały ją za największe zagrożenie i postanowiły go z niej wykorzenić. Wcześniej dokonały jej mitologizacji. W efekcie III RP to kraj antynacjonalizmu bez nacjonalistów przeżywający kłopoty ze zwykłym patriotyzmem.
Socjologiczne badania potwierdzają wnioski Legutki. Polacy mają jedną z najgorszych samoocen w Europie. Próba dławienia w nich poczucia godności, które przez elity III RP uznawane jest za megalomanię, to niszczenie wartości, które mogą konstytuować naród. Historyk Andrzej Nowak opublikował znaczący artykuł zatytułowany: „Westerplatte czy Jedwabne”, wskazując, jak destrukcyjne jest eksponowanie momentów narodowej hańby przy eliminacji narodowej chwały.
Strategia ta prowadzi do zafałszowania historii. Jedyny kraj, który potrafił zbudować podziemne państwo, w którym za wydawanie Żydów groziła kara śmierci, oceniany jest przez dominujące elity polskie (a w konsekwencji również zagraniczne) w perspektywie Jedwabnego. Ponure ekscesy i zwyrodnienia, które zdarzają się wszędzie, mają jakoby określać nasz narodowy charakter.
O tych ciemnych plamach historii należy, oczywiście, mówić. Jeśli jednak akcentuje się je, dokonując nieuprawnionych generalizacji i jednocześnie relatywizuje narodowy heroizm, efektem są deformacja pamięci i kompleksy.
I o wywołanie tych kompleksów inżynierom świadomości III RP chodzi. W ich optyce mają być one lekiem na polski nacjonalizm. Uwewnętrznienie ich być może zapobiegnie nacjonalizmowi, ale przy okazji zniszczy narodową wspólnotę. Zbiorowość, która wyłania się po takich zabiegach, traci poczucie uzasadnionej narodowej dumy i ulega anomii. Z pewnością łatwiej nią rządzić, ale trudno wyobrazić sobie, na czym miałaby ona budować wspólną przyszłość.
[i]Tekst wygłoszony 3 czerwca na konferencji rzecznika praw obywatelskich „W drodze do demokratycznego państwa prawa. Polska 1989 – 2009”[/i]