Nie robiliśmy polityki

Nazywanie książki Adama Michnika „Kościół lewica, dialog” mianem politycznej propozycji to nadużycie, stworzone na użytek chwili obecnej. Dla środowiska KOR ważniejszy był sam fakt współdziałania w obliczu opresji

Publikacja: 04.07.2009 15:00

Jacek Kuroń i Adam Michnik w mieszkaniu Kuronia, wrzesień 1980

Jacek Kuroń i Adam Michnik w mieszkaniu Kuronia, wrzesień 1980

Foto: Fotonova

Red

Początek lat 70. dla mojej, wywodzącej się z tradycji lewicowej, formacji to okres poszukiwań drogi. Już przed rokiem 1968 buntowaliśmy się przeciwko systemowi. Jednak wówczas wielu z nas wierzyło w możliwość zaprowadzenia prawdziwie demokratycznego socjalizmu. Końcem tych złudzeń była sierpniowa agresja na Czechosłowację, którą wielu z nas przeżyło podczas pobytu w mokotowskim areszcie.

Po wyjściu z więzienia zaczęliśmy spotykać się z ludźmi z warszawskiego KIK. Nie były to nasze pierwsze spotkania z tym środowiskiem. Już przedtem, na początku lat 60., w tzw. klubie Michnika w ramach sekcji religii odbyło się kilka spotkań z księdzem Bronisławem Dembowskim. Zaczęliśmy czytywać „Więź” i „Tygodnik Powszechny”. Na początku lat 70. dzięki inicjatywie Krzysztofa Śliwińskiego rozpoczęliśmy dyskusje, w których brali udział Bohdan Cywiński, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowieyski, Stefan Bakinowski. Pod pseudonimami pisaliśmy swe pierwsze teksty właśnie w „Więzi”.

Jednocześnie nawiązaliśmy kontakty z Sekcją Kultury KIK skupiającą KIK-owską młodzież. Spotykaliśmy się na dyskusjach, a także na pasterkach w kościele Dominikanów, gdzie ważną dla ówczesnej duchowości postacią był o. Jacek Salij. Tworzyło się jedno środowisko, które, obok postharcerskiej Czarnej Jedynki, uczestniczyło później w akcji pomocy dla robotników Radomia i Ursusa, by następnie stać się trzonem ruchu wokół Komitetu Obrony Robotników.

Jest znamienne, że w głodówce protestacyjnej w kościele św. Marcina w obronie aresztowanych robotników i działaczy KOR w 1977 r. wzięli udział i Bohdan Cywiński, i Barbara Toruńczyk, i Joanna Szczęsna, kilka lat przedtem skazana w procesie Ruchu, a także o. Aleksander Hauke-Ligowski. Rzecznikiem głodujących był Tadeusz Mazowiecki. Wówczas było to już jedno środowisko, choć o różnorodnych korzeniach.

[srodtytul]Dystans po latach[/srodtytul]

Gdy w 1971 r. Bohdan Cywiński wydał „Rodowody niepokornych”, wizja kościoła otwartego, zaangażowanego w sprawy społeczne była dla mojej formacji odkryciem. Przyjęliśmy ją za swoją. Niejako odpowiedzią, spojrzeniem z innej perspektywy, ale też uzupełnieniem „Rodowodów”, stała się wydana w roku 1977 książka Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog” (napisana w podwarszawskich Laskach, miejscu symbolicznym dla formacji związanej z KIK). Swoje wspomnienia o odbiorze tej książki w Krakowie opisał w „Rz” Józef Maria Ruszar.

Środowisko krakowskie, które po zamordowaniu przez SB Stanisława Pyjasa stworzyło Studencki Komitet Solidarności, nie było jednolite. Byli w nim uczestnicy duszpasterstwa akademickiego Beczka prowadzonego przez o. Andrzeja Kłoczowskiego, jak Liliana Batko, Bogusław Sonik czy Józef Ruszar, a także ludzie przypisujący się do myśli anarchistycznej, jak zamordowany Staszek Pyjas i Bronek Wildstein (a także Leszek Maleszka, ale dziś wiemy, że ten był tam służbowo). Krakowski SKS miał oparcie w Kościele (w jakimś sensie patronował mu kardynał Wojtyła), w kręgu Znaku , a także w środowisku naukowym z fizykiem Zygmuntem Chylińskim i filozofem Mirosławem Dzielskim. Wkrótce potem do tego ruchu dołączyły środowiska wrocławskie i poznańskie, gdzie również powstały SKS. Wrocław miał korzenie kontrkulturowe, natomiast w Poznaniu działania organizowały się wokół Stanisława Barańczaka i Teatru Ósmego Dnia. Wszystko to razem było niesłychanie barwne i płodne intelektualne.

Ruszar, któremu nikt nie może odmówić odwagi w tamtych czasach, był niejako na marginesie tych dyskusji i wydarzeń. Pozostawał skłócony z całym środowiskiem krakowskiego SKS, mimo że był jednym z jego założycieli. Dlatego też zaproponowaliśmy mu współpracę w ramach dwutygodnika „Robotnik”. Był tam nawet przez pewien czas w stopce, lecz zbyt długo miejsca nie zagrzał.

Muszę przyznać, że nie przypominam sobie, by Ruszar wtedy miał do nas taki stosunek, jaki by wynikał z jego tekstu, gdzie traktuje nas jak młodych miłośników KPP, „służących okupantowi, który mordował patriotów z AK”. Warto więc przypomnieć, że to z tymi służalcami związali się w ruchu

KOR-owskim tacy ludzie jak ks. Jan Zieja, kapelan w wojnie z bolszewikami w roku 1920, kapelan Szarych Szeregów; Józef Rybicki, dowódca warszawskiego Kedywu, współzałożyciel podziemnego WiN, czy Ludwik Cohn, przywódca podziemnego WRN.

Zdumiewać musi ówczesna sprawność intelektualna i organizacyjna Ruszara. W roku 1977 zdążył już na seminarium sprowadzić dla wielu, jak sam pisze, osób i przerobić „Główne nurty marksizmu” Leszka Kołakowskiego, i to zanim książka się ukazała. Drugi tom tej pozycji wyszedł w paryskiej „Kulturze” pod koniec roku 1977, zaś trzeci tom rok później. Jak wiadomo przywiezienie jej do Polski nie było łatwe, bo książki na granicy były konfiskowane.

Prawdą jest, że Józef Tischner z krytyczną rezerwą odnosił się i do książki Michnika, i pewnych aspektów filozofii Leszka Kołakowskiego. Jak więc to się stało, że w latach późniejszych Tischner napisał wspólnie z Michnikiem książkę? Czyżby straciwszy busolę stoczył się do poziomu Michnika?

Z dumą mówi Ruszar o swej znajomości ducha polskiego ludu, od którego byliśmy całkowicie oderwani. Ducha może nie znaliśmy, chociaż ciała nasze niekiedy do tegoż ludu docierały. Spędziliśmy po kilkanaście miesięcy w więzieniach, następnie pracowaliśmy w fabrykach, wreszcie braliśmy udział w akcji pomocy robotnikom.

Ruszar wie, że nasza wiedza wywodziła się jedynie z lektur partyjnych propagandówek i innych „półubeckich” instytucji. Fakt, że niekiedy komuś z nas zdarzało się przeczytać coś innego, by następnie podzielić się tym z innymi, wcale mu nie przeszkadza. Swego rodzaju majstersztykiem jest przypomnienie o etnicznej swojskości autora tekstu, co musi wzmacniać poczucie znajomości ducha ludu. Tej dialektyki chyba nie uczył się na seminarium księdza profesora.

[srodtytul]Układ znaleziony[/srodtytul]

Ówczesny sceptyczny i krytyczny stosunek Tischnera do tej formacji zamienił się w miarę wzajemnego poznawania w zażyłość i duże podobieństwo poglądów. Ruszar tymczasem, odwołując się do Tischnera, tworzy ideologiczną figurę, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością lat 70. Nieprzypadkowo dla Ruszara książka Michnika jest „polityczną propozycją”. Jest to nadużycie, stworzone na użytek chwili obecnej.

Myśmy, mówię tu o szeroko pojętym środowisku KOR-owskiej opozycji, nie traktowali naszej działalności jako polityki, lecz jako przyjęcie pewnej postawy, niezgodę na zastany stan rzeczy. Działaliśmy, nie myśląc o polityce. Oczywiście chcieliśmy być skuteczni i wierzyliśmy, że nasze działania przyniosą skutek, że zbliżają nas ku wolności. Jednak ważniejszy był sam fakt współdziałania, poczucia wspólnoty i przyjaźni, które rodziło się w poczuciu realizacji wspólnych wartości i w obliczu zagrożenia i opresji.

Jestem przekonany, że dla większości z nas, a także dla innych ludzi opozycji z ROPCiO, Ruchu Młodej Polski czy KPN, ten czas pozostaje czasem działań najważniejszych w życiu, bezinteresownych i łączących ludzi. Różnimy się poglądami politycznymi, lecz przecież o to nam chodziło, by móc się różnić. Nie rozumiem, dlaczego Józef Ruszar chce się z tego wyłączyć.

Na koniec Ruszar pisze o intelektualnym zwycięstwie koncepcji Michnika i opisuje to jako „sukces demiurga: z grupki rewizjonistów bez większego znaczenia, którzy poza partią nic nie znaczyli, stworzył potężne środowisko dysponujące silnymi instytucjami, siecią politycznych powiązań w Polsce i na świecie”. I o to chodzi! Oto mamy ów układ, który steruje polityką nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jego źródło tkwi w książce Adama Michnika.

Ruszar stwierdza: „Z pewnego punktu widzenia nie ma sensu pytanie, czy publicysta polityczny przedstawia prawdziwy obraz świata (...) ponieważ prawda nie jest tutaj decydującym kryterium. Prawda jest ważnym kryterium dla nauki, ponieważ jest sprawą intelektu – ideologia natomiast potrzebuje spójności i siły perswazji, by apelować do woli mocy, która chce politycznej władzy”. Tekst Ruszara jest przykładem takiej właśnie ideologicznej „woli mocy”.

[i]Jan Lityński, ur. 1946 r., uczestnik protestów studenckich 1968 r., działacz opozycji w latach 70., członek KSS KOR, działacz podziemnej „Solidarności“, w latach 90. poseł Unii Demokratycznej i Unii Wolności, obecnie w Partii Demokratycznej[/i]

Początek lat 70. dla mojej, wywodzącej się z tradycji lewicowej, formacji to okres poszukiwań drogi. Już przed rokiem 1968 buntowaliśmy się przeciwko systemowi. Jednak wówczas wielu z nas wierzyło w możliwość zaprowadzenia prawdziwie demokratycznego socjalizmu. Końcem tych złudzeń była sierpniowa agresja na Czechosłowację, którą wielu z nas przeżyło podczas pobytu w mokotowskim areszcie.

Po wyjściu z więzienia zaczęliśmy spotykać się z ludźmi z warszawskiego KIK. Nie były to nasze pierwsze spotkania z tym środowiskiem. Już przedtem, na początku lat 60., w tzw. klubie Michnika w ramach sekcji religii odbyło się kilka spotkań z księdzem Bronisławem Dembowskim. Zaczęliśmy czytywać „Więź” i „Tygodnik Powszechny”. Na początku lat 70. dzięki inicjatywie Krzysztofa Śliwińskiego rozpoczęliśmy dyskusje, w których brali udział Bohdan Cywiński, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowieyski, Stefan Bakinowski. Pod pseudonimami pisaliśmy swe pierwsze teksty właśnie w „Więzi”.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą