Większość Polaków uważa się za katolików, i to praktykujących. Moim zdaniem są poganami. Nasza wiara – to zabobon. Życie duchowe sprowadzamy do guseł, przesądów, wróżenia z fusów. Chrześcijańskim obrzędom nadajemy charakter ludowych festynów i traktujemy jako okazję do rozbuchanej konsumpcji.
Nowa barbaria wybuchła z całą siłą wraz z naszym neofickim kapitalizmem oraz demokracją rozumianą jako przyzwolenie na chamstwo. W PRL wiara miała głębszy wymiar. Z powodów oczywistych dyskretniej wyrażana stanowiła o wiele mocniejsze spoiwo niż obecnie. Czerwone władze były praktycznie bezradne – nie poddawaliśmy się laicyzacji i już. Nawet partyjniacy lawirowali pomiędzy nową świecką tradycją a tradycją katolicką, w której wyrastali.
Kiedy już wolno, ba, należy się przyznawać do katolickiego wyznania, kiedy nawet lekcje religii wróciły do szkół – ulotniła się gdzieś duchowość. Sferę sacrum zainfekowało profanum. Wiara i formy jej wyrażania przybrały groteskowe formy. Wszystko na sprzedaż, dusza też. Za chwilę wrócimy do kupczenia odpustami. Bo kto ma dziś czas na wewnętrzny rozwój, kogo stać na miłość bliźniego? Załatwiamy to datkiem na tacę.
Zdziczeliśmy też estetycznie. Gdziekolwiek spojrzeć, króluje religijny kicz. Okropne, tandetne gadżety ze „świętymi” motywami to już nie tylko domena ludowych jarmarków. Pełno ich w każdej dziedzinie życia, od kościołów po cmentarze, od chrztu, ślubu po pogrzeb. Kwitnie też muzyczna katolicka komercja – różne śpiewki w wykonaniu przedszkolaków czy wymęczone patetyczne utwory, głównie z okazji papieskich rocznic. Takie kato-polo. Zanucisz, pokolebiesz się do rytmu i już czujesz się w wielkiej rodzinie zjednoczonej wiarą.
Co roku w porze komunijnej odbywa się niesmaczne widowisko przekupywania dzieciaków prezentami. Zaczyna się licytacja fantów: ciotka dała rower, chrzestna – komputer… Maluchy często nie mają pojęcia, czym jest sakrament komunii, za to wiedzą, że z tego tytułu mają prawo wymagać kosztownych podarków, często ponad finansowe możliwości rodziny. Znam przypadki (wcale nierzadkie) pobierania bankowych pożyczek, żeby sprostać snob modzie i wypaść na poziomie. Wszystko w imię uczucia do dziecka – żeby nie czuło się pokrzywdzone. Albo, nie daj Boże, biedniejsze niż koledzy. Owszem, odzywają się głosy rozsądku, lecz to wołania na puszczy. Nic nie nadwątli naszej wiary w złotego cielca swojsko nazywanego kasą.