Plus Minus: Mówiąc o walce z pandemią, politycy, zarówno w Polsce, jak i za granicą, chętnie posługują się terminologią wojenną. Jesteśmy jakoby na wojnie z wirusem, a to uzasadnia zawieszenie pewnych swobód obywatelskich, ale też większe zaangażowanie państwa w gospodarkę, większą centralizację władzy. Ten wzrost roli rządu okaże się trwałym dziedzictwem pandemii?
Trudno to dziś ocenić, bo ciągle jesteśmy w trakcie tej wojny. Okresy wojny niewątpliwie sprzyjają zwiększeniu prerogatyw państwa. Tego, że przestawienie gospodarki na tory wojenne to krótkookresowo skuteczna strategia, dowiedli Niemcy w trakcie I wojny światowej. Z tego wzoru skorzystało wiele krajów. Realizacja celów militarnych była łatwiejsza w warunkach planowania i centralizacji zarządzania. Wtedy wiązało się to z odejściem od koordynacji rynkowej i nacjonalizacją przedsiębiorstw albo przynajmniej z daleko idącym ograniczeniem uprawnień właścicielskich. Dzisiaj za standard, jeśli chodzi o zaspokajanie potrzeb instytucji publicznych, uważamy zamówienia publiczne, o których realizację konkurują różne firmy. Wtedy zaś, w uproszczeniu, to rząd wydawał dyspozycje, ile i czego dana firma ma wyprodukować. Dzisiaj rządy sięgają po wojenną nomenklaturę, co legitymizuje powiększanie zakresu wpływu państwa na procesy gospodarcze, ale nie przestawiają gospodarek na tory wojenne.