Telewizja Moich Marzeń

Czasami miewam szalone marzenia o malutkim złotym przycisku, za pomocą którego mógłbym przywołać na ekranie Polską Telewizję Narodową

Aktualizacja: 03.10.2009 15:31 Publikacja: 03.10.2009 15:00

Dzisiejsi Starsi Panowie mogliby bronić człowieka przed ogłupiającą poprawnością

Dzisiejsi Starsi Panowie mogliby bronić człowieka przed ogłupiającą poprawnością

Foto: PAT

Red

Niestety, najlepszy nawet telewizyjny pilot nie jest wehikułem czasu zdolnym przenieść nas choćby do epoki Mariana Terleckiego czy Wiesława Walendziaka, nie wspominając już o erze Macieja Szczepańskiego, kiedy wprawdzie panował terror, zniewolenie, zastój oraz komunistyczna indoktrynacja, ale mimo to powstawały wspaniałe spektakle i filmy, a osobom utalentowanym udawało się przebić na ekran. Ale od czego sprawcza siła imaginacji. Zawsze mogę sobie wyobrazić Telewizję Moich Marzeń.

W telewizji tej królują Prawda, Mądrość i Elegancja, dziś trzy wielkie nieobecne w mediach, szyderczo zwanych publicznymi.

Jest jeszcze czwarta gracja, bez której nie sposób pokochać pozostałych – Atrakcyjność. Tylko ona sprawia, że odbiorca z własnej woli chce coś oglądać. Wiadomo, można widza zanudzić, wygłaszając pogadankę o perwersyjnym seksie, i wzbudzić jego najżywsze zainteresowanie, opowiadając o filozofii czy muzyce współczesnej. Decyduje osobowość przemawiająca z ekranu. I naprawdę, żeby zainteresować, nie musimy stawiać rozmówców na głowie czy wprawiać kamerę w taniec świętego Wita.

Oczywiście nie należy mylić atrakcyjności z tandetą, łatwo przyswajalną jak big mac i równie zamulającą. Epidemia intelektualnej słoniowatości niestety się rozwija, tylko jest mniej widoczna fizycznie niż efekty stołowania się w fast foodach.

Na szczęście w Telewizji Moich Marzeń, nazwijmy ją w skrócie TMM, nie ma miejsca dla banalnego serialowego tasiemca, ekshibicjonistycznego talk show czy na głupią zgrywę, dobrą może na zabawie weselnej.

Powinna istnieć przestrzeń wyzwolona od szmiry, w której będzie można głosić, że podglądactwa należy się wstydzić, a zainteresowanie upodobaniami gastronomicznymi jakiegoś szarpidruta jest po prostu obciachowe.

Marzy mi się miejsce, w którym generowałoby się zdrowe snobizmy, rozbudzało w społeczeństwie ambicje i zachęcało do równania w górę, nie tylko w konkurencji większej liczby sprzętów AGD, lecz zasobności domowych bibliotek.

W TMM mógłbym zobaczyć w prime timie, a nie o czwartej nad ranem, spektakle i programy o najważniejszych sprawach Polaków. „Gadające głowy” zostałyby ograniczone do błyskawicznego komentarza bieżących wydarzeń. Wyłącznie na żywo! Kłótnie czy pyskówki byłyby niedopuszczalne. Pieniaczom zostawmy Sejm. Kto dowcipnie, lekko i przyjaźnie dla adwersarza nie potrafi przedstawić swoich racji, winien nie mieć wstępu do publicznej telewizji.

Rozmarzając się coraz bardziej, patrzę jeszcze głębiej i śledzę wspaniałe filmy historyczne o naszych zwycięstwach i dramatach, krzewiące mądry patriotyzm i narodową dumę. Oczywiście bez hagiografii, upiększeń czy mitomanii.

?

Widzę wreszcie widowiska z publicznością w rodzaju Trybunału Narodowego, oceniającego przeszłość i teraźniejszość. Konfrontującego racje ofiar systemu, agentów i oficerów prowadzących. Podziwiam teleturnieje, których celem może być przewidywanie przyszłości, gry strategiczne i ekonomiczne. Pasjonuję się programami interwencyjnymi, które nie ograniczają się do bezradnego narzekania, lecz kończą wezwaniem do raportu odpowiedniego urzędnika i natychmiastowym załatwieniem sprawy.

A potem pysznie się bawię na turniejach kabaretów, w których dzisiejszy prosty wygłup zastępuje mądra ironia, zderzanie się racji i rzeczywiste krytykowanie wszystkich, z rządzącymi na czele. Tarzam się ze śmiechu na programach satyrycznych, korzystających z zawodowych aktorów i możliwości technik telewizyjnych. Takich jak np. wirtualne „Polskie zoo” czy współczesny Kabaret Starszych Panów. Ideologią Wasowskiego i Przybory była obrona staroświeckiej elegancji w świecie promowanego poprzez komunę chamstwa, dzisiejsi Starsi Panowie mogliby bronić człowieka przed ogłupiającą poprawnością, pseudonauką, fałszywie pojmowaną nowoczesnością...

W Telewizji Moich Marzeń pan Jakub Wojewódzki nie mógłby pracować nawet w biurze ochrony. W końcu również strażnicy muszą być przyjaźni ludziom, na odpowiednim poziomie kultury. Przy okazji niejedna teflonowa gwiazda zostałaby przeniesiona do bufetu.

W TMM i jej wersji info – TMM-24 – oceniano by jakość emitowanego produktu, stopień identyfikacji widza z programem, zaspokojenie kulturalnych potrzeb, a dopiero na końcu oglądalność. Kto wymyślił, że telewizja publiczna ma przynosić dochód? Hodowca baranów?

?

Wszystko jest do osiągnięcia. I to dość szybko. Wystarczy ustawa medialna, w której nie będzie chodziło o to, kto, kogo, po co i za ile, zaś polityczna gra wokół niej nie będzie polegała na tym, żeby najpierw media zniszczyć, a potem sprywatyzować.

Warunki są proste: telewizja i radio publiczne powinny być jednostkami wyższej użyteczności. Jak Wawel, Zamek Królewski, Teatr Wielki, Biblioteka Narodowa. Placówkami finansowanymi nie z budżetu, lecz z abonamentu (obojętnie, jak się go nazwie i jak będzie ściągać, byle skutecznie!), żeby polityków nie korciło do ręcznego sterowania.

Oczywiście nie powinno być tam żadnych reklam! Jakiekolwiek ustępstwo w tym względzie oznacza podporządkowanie programu fetyszowi oglądalności i dochodowości. Owszem, telewizja może zarabiać, sprzedając w świat swoją produkcję (zamiast kupować formaty, twórzmy je – Polak potrafi!), współtworząc filmy kinowe, wydając płyty, kasety, książki i gadżety. Tylko wpierw musi powstać bestsellerowy produkt.

Jak? Rozwiązaniem muszą być zapewnione środki – wydawane przede wszystkim na twórczość! Nie na tabuny urzędników symulujących pracę. TMM może poprowadzić sprawne kierownictwo, niezależne od politycznego dyrygowania, z przejrzystymi kompetencjami i możliwością szybkich decyzji. Jednocześnie korytarze molocha na Woronicza powinni zaludnić twórcy. Nie antyszambrujący producenci – ale pisarze, poeci specjalizujący się w pisaniu piosenek i musicali, scenarzyści, reżyserzy itp. Powinien trwać permanentny konkurs na pomysły, spektakle, filmy i programy.

Nawet jeśli będzie się płacić zawodowym artystom godziwe honoraria za udział w konkursach czy stypendia za gotowość i funkcjonowanie ich jako drożdży, okaże się, że będą to koszty znikome w porównaniu z wydatkami na niechlubnej pamięci „Tańce na lodzie” czy „Przebojową Jedynkę”. Za miesięczny „kontrakt gwiazdorski” państwa Lisów można mieć plejadę twórców i wysyp pomysłów przez okrągły rok.

Wyobrażam sobie, że działalność prezesa i szefów anten (którymi powinni być artyści z doświadczeniem kierowniczym i wizją telewizji publicznej) wspierałyby kolegia programowe z udziałem niezależnych twórców, nie dworzan, i ekspertów, a nie „załatwiaczy”. Młodzi uczyliby się od mistrzów, a ci mieli stały test, czy nie pora, by przejść na emeryturę.

Różnej maści reformatorom wydaje się, że można zrobić telewizję publiczną jako krzyżówkę jarmarku z Akademią Platońską, że dając granty na ważne społecznie tematy czy produkcje, zabezpieczy się tzw. misję. To naiwność. Odgórne sterowanie pieniędzmi stworzy jedynie szanse pazernej i wytrwałej klienteli z korytarzy władzy, dodatkowo tworząc dla urzędników pokusy korupcyjne, o jakich się nie śniło. Przecież wiadomo, że w takiej konkurencji wygrywać będą nie artyści, tylko przydupasy biegłe w pisaniu programów według jednego ściśle określonego klucza (do tego zresztą przygotowują ich matury z polskiego).

W dodatku podział na misję (kontrolowaną przez dysponentów) i niemisję działającą według rynkowej komercji stworzy sytuację przypominającą komunikację w kraju, w którym istnieje ruch prawostronny i lewostronny naraz. Katastrofa pełna!

Beneficjent życzliwej władzy, korzystający z dotacji, będzie dbał wyłącznie o to, aby podobać się mocodawcy, lekceważąc odbiorców. Ostatnia rzecz, jaka przyjdzie mu do głowy, to dbanie o atrakcyjność – już dziś z kanału Kultura wieje przeważnie nudą – natomiast producent komercji będzie tłukł serial kolejną dekadę, tłumacząc, że ludzie to oglądają.

Oczywiście w TMM dróżka sukcesu będzie trudna i wymagająca, ale w mediach, które są przeznaczone dla powszechnego (w najszlachetniejszym znaczeniu tego słowa) odbiorcy, potrzeba przede wszystkim pierwszorzędnych dzieł z gatunków drugorzędnych (jak mniej zdolni koledzy wypowiadali się o Sienkiewiczu) – komedii, sensacji, fantastyki, ale z charakterystycznym dla polskiej sztuki rysem ambicji. Jakże często, kopiując bezmyślnie zagraniczne wzorce, zapominamy, że nasza komedia wzięła się z Fredry, a nie z rzucania tortami, nasz kabaret z „Wesela” Wyspiańskiego i żydowskiego szmoncesu, a nie burleski i teatrzyku ulicznego, zaś nasza piosenka wykluła się z wielkiej poezji romantycznej... Wystarczy, że sztuka popularna będzie mądra – a doczekamy się współczesnego Barei, Chmielewskiego, Osieckiej, Przybory, Dobrowolskiego, Joe Aleksa, a także Boya, Dołęgi-Mostowicza, Tuwima, Hemara.... Bo wierzę, że rodzą się w każdym pokoleniu. Tyle że nikt ich nie szuka.

Telewizja Moich Marzeń to ostatnia szansa na poprawienie tego, czego nie wyniosło się z domu i co zaniedbała szkoła – jakości myślenia Polaków. A to jest wartość równie priorytetowa jak obronność, bezpieczeństwo publiczne i spokój socjalny.

?

W tym momencie odzywają się (też w wyobraźni) szydercze głosy z boku, że proponuję zabawy elitarne, niemające szansy u młodego telewidza, który przecież nie odróżnia „Kordiana” od „Konrada Wallenroda”. Tylko na co mamy czekać? Dalej obniżać poprzeczkę, aż nie będzie już nikogo nad Wisłą, komu „Pan Tadeusz” nie pomyli się z „Panem Wołodyjowskim”? Głupiej zawsze można!

Niestety, najlepszy nawet telewizyjny pilot nie jest wehikułem czasu zdolnym przenieść nas choćby do epoki Mariana Terleckiego czy Wiesława Walendziaka, nie wspominając już o erze Macieja Szczepańskiego, kiedy wprawdzie panował terror, zniewolenie, zastój oraz komunistyczna indoktrynacja, ale mimo to powstawały wspaniałe spektakle i filmy, a osobom utalentowanym udawało się przebić na ekran. Ale od czego sprawcza siła imaginacji. Zawsze mogę sobie wyobrazić Telewizję Moich Marzeń.

W telewizji tej królują Prawda, Mądrość i Elegancja, dziś trzy wielkie nieobecne w mediach, szyderczo zwanych publicznymi.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą