Niestety, najlepszy nawet telewizyjny pilot nie jest wehikułem czasu zdolnym przenieść nas choćby do epoki Mariana Terleckiego czy Wiesława Walendziaka, nie wspominając już o erze Macieja Szczepańskiego, kiedy wprawdzie panował terror, zniewolenie, zastój oraz komunistyczna indoktrynacja, ale mimo to powstawały wspaniałe spektakle i filmy, a osobom utalentowanym udawało się przebić na ekran. Ale od czego sprawcza siła imaginacji. Zawsze mogę sobie wyobrazić Telewizję Moich Marzeń.
W telewizji tej królują Prawda, Mądrość i Elegancja, dziś trzy wielkie nieobecne w mediach, szyderczo zwanych publicznymi.
Jest jeszcze czwarta gracja, bez której nie sposób pokochać pozostałych – Atrakcyjność. Tylko ona sprawia, że odbiorca z własnej woli chce coś oglądać. Wiadomo, można widza zanudzić, wygłaszając pogadankę o perwersyjnym seksie, i wzbudzić jego najżywsze zainteresowanie, opowiadając o filozofii czy muzyce współczesnej. Decyduje osobowość przemawiająca z ekranu. I naprawdę, żeby zainteresować, nie musimy stawiać rozmówców na głowie czy wprawiać kamerę w taniec świętego Wita.
Oczywiście nie należy mylić atrakcyjności z tandetą, łatwo przyswajalną jak big mac i równie zamulającą. Epidemia intelektualnej słoniowatości niestety się rozwija, tylko jest mniej widoczna fizycznie niż efekty stołowania się w fast foodach.
Na szczęście w Telewizji Moich Marzeń, nazwijmy ją w skrócie TMM, nie ma miejsca dla banalnego serialowego tasiemca, ekshibicjonistycznego talk show czy na głupią zgrywę, dobrą może na zabawie weselnej.