Wiedza nie zależy od głosowania

Paweł Jochym, fizyk, współtwórca polskiej Wikipedii

Aktualizacja: 05.12.2009 19:12 Publikacja: 05.12.2009 14:00

Wiedza nie zależy od głosowania

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

[b]Rz: Pierwszego e-maila wysłał pan gołębiem pocztowym?[/b]

Pewnie byłem jednym z pierwszych w Krakowie, który wysłał e-maila, ale nie przy użyciu gołębia pocztowego.

[b]To był rok tysiąc osiemset…[/b]

Nie, już XX wiek. Koniec lat 80.

[b]Niektórych naszych czytelników i tak nie było jeszcze na świecie.[/b]

A cały Kraków połączony był jedną linią telekomunikacyjną 2400 bitów na sekundę. Na całe miasto!

[b]Pamięta pan tego e-maila?[/b]

Nie, zastanawiam się nawet, do kogo ja mogłem go wysłać, bo osób używających wtedy poczty elektronicznej było bardzo niewiele. Wysłałem go nawet nie przez Internet…

[b]Mówiłem, że przez gołębia.[/b]

Przez bitnet – taką sieć działającą bodaj tylko w Europie. W Instytucie Fizyki UJ przy ul. Reymonta była jedna z końcówek tej sieci i tam z niej korzystałem.

[b]Wysyłając e-maile do innych naukowców?[/b]

Prawdę mówiąc to była wtedy jedyna funkcja sieci – wymiana informacji pomiędzy ośrodkami akademickimi, między naukowcami.

[b]Co można było wtedy znaleźć w sieci?[/b]

O, dobre pytanie… Najwięcej było kodów, czyli programów plus trochę informacji o astronomii, programów do obliczania położeń planetoid, obliczania czasów zakryć gwiazd przez planetoidy i tak dalej.

[b]Ponieważ Internet został wymyślony przez fizyków, to na początku mnóstwo w nim było fizyki?[/b]

Rozróżnijmy Internet od WWW. Internet to sieć łącząca komputery, a dokładniej łącząca sieci komputerowe, a WWW to jedno z zastosowań tej sieci. Inne to na przykład e-maile, Skype czy telefonia internetowa, które z WWW nie mają nic wspólnego. Internet powstał w amerykańskiej agencji rządowej.

[b]Ale mieliśmy mówić o rzeczach pozazawodowych.[/b]

W Internecie zawsze najwięcej było rzeczy na granicy legalności, stron, nazwijmy to, dla dorosłych.

[b]Pornografia była od początku?[/b]

Od zawsze. W swojej karierze zawodowej zarządzałem paroma routerami, serwerami i zawsze coś się tam znalazło. Obawiam się rzucać liczby, ale o ile pamiętam ponad 50 procent ruchu dotyczy stron pornograficznych.

[b]Naprawdę?![/b]

Otoczyliśmy Ziemię światłowodem, by przynajmniej w połowie przesyłać pornografię. To ta ciemniejsza strona ludzkiej natury, widoczna także w sieci.

[b]Zostawmy to porno. Kiedy zaczął pan szukać w sieci czegoś niezwiązanego z pracą?[/b]

Od samego początku, bo bardzo wcześnie Internet odkryły grupy ludzi o niszowych zainteresowaniach, jak miłośnicy astronomii, których jest w Polsce parę tysięcy, i oni skrzyknęli się w Internecie. Ponieważ mnie astronomia interesowała od zawsze, czyli od jakiejś czwartej klasy podstawówki, to szukałem jej w sieci.

[b]Ta astronomia to z liryki, czy z fizyki się panu wzięła?[/b]

Astronomia to czysta fizyka, dlatego wielu, którzy lirycznie spoglądali w gwiazdy, odpada, ale jednocześnie jakby pan porozmawiał dłużej z astronomami, to ten pierwiastek liryczny w każdym z nich jeszcze jest.

[b]Co tak pana pociągało w Internecie? Astronomia?[/b]

Możliwość znalezienia informacji. Ja mam fioła na punkcie informacji, to jest coś, co mnie najbardziej zainteresowało.

[b]To się musiało skończyć Wikipedią.[/b]

(śmiech) Tak, to się musiało źle skończyć.

[b]To jakiej to wiedzy szukał pan w Internecie?[/b]

Głównie dotyczącej astronomii właśnie.

[b]Pan znowu o fizyce! Nie będę pana pytał, kiedy widział pan pierwszy raz gołą babę w Internecie…[/b]

Ja bym chętnie odpowiedział, tylko nie pamiętam!

[b]…Ale pytam o to, czego oprócz fizyki pan szuka w sieci? Ja przeglądam strony podróżnicze, historyczne, galerie, angielskie gazety…[/b]

Ja mam to szczęście, że robię to, co lubię, i mój zawód pokrywa się z moim hobby. I ja dla rozrywki czytam fizykę, naprawdę. Razem z żoną ukuliśmy powiedzenie, że ona ma parcie na drzwi, a ja na ekran. Żona bardzo lubi wyjść z domu: trawka, zielone niebo…

[b]Zielone niebo? Pan rzeczywiście dawno nie wychodził.[/b]

(śmiech) Widzi pan, jakie są konsekwencje? Ja jestem z tego pnia naszej cywilizacji, która pochodzi od jaskiniowców i nie muszę wychodzić.

[b]Nawet teraz umówił się pan ze mną w piwnicy. Jako informację, bym mógł pana rozpoznać, podał pan, że ma żółtą bransoletkę na prawej ręce i zegarek na lewej.[/b]

(śmiech) A wie pan jak mało osób nosi teraz zegarki?

[b]Dlatego miałem każdemu podwijać rękawy?[/b]

Teraz się będzie ze mnie żona śmiała.

[b]Wróćmy do tej piwnicy.[/b]

Mnie nie przeszkadza wychodzenie z domu, ale moją sytuację dobrze oddaje scena: przychodzi żona z pracy do domu i ni to pyta, ni stwierdza: „Nie wychodziłeś dzisiaj, prawda? ” A mnie nawet nie przyszło to do głowy.

[b]By spytać?[/b]

Nie, by wyjść. Ale nie czuję się bardzo nieszczęśliwy, kiedy wychodzę.

[b]Nawet miałem zadać panu jakieś pytanie, ale muszę się pozbierać, bo trochę mnie pan osłabił. Wszystko ma pan skomputeryzowane?[/b]

Używam iRexa, czyli urządzenia do czytania elektronicznych książek. Przydaje się, jak mam przejrzeć pracę liczącą 1200 stron. A poza tym? Skomputeryzowanej lodówki samej robiącej zakupy nie mam.

[b]Skąd Wikipedia?[/b]

To była jesień…

[b]Skąd pan wie, skoro nie wychodzi z domu?[/b]

Ciemno było za oknem, a wczesna pora.

[b]Wikipedia podaje, że był to wrzesień 2001 r., dziewięć miesięcy po starcie światowej Wikipedii.[/b]

Nie bardzo pamiętam, w jaki sposób trafiłem na anglojęzyczną wersję Wikipedii, ale pewnie czegoś szukałem. Zobaczyłem, że wśród wersji językowych nie ma polskiej, i postanowiłem to zmienić. To była pierwsza myśl.

[b]I już?[/b]

Wszystko, co trzeba było zrobić, to wystarczyło dodać link i utworzyć treść. Angielska Wikipedia nie nadawała się do tego ze względu na brak polskich znaków i na przykład „ł” używano jako koniec rekordu.

[b]Koniec czego?[/b]

Koniec wpisu. Dlatego skopiowałem ten silnik, na którym postawiona była Wikipedia, umieściłem go na serwerze naszego instytutu i napisałem hasło „reguła Titiusa-Bodego”.

[b]Co to?[/b]

Hipoteza, według której średnie odległości planet spełniają dość dokładnie proste prawo arytmetyczne, które można podać wzorem. Innymi słowy, numerując planety począwszy od Merkurego, można wyliczyć ich odległości od Słońca. Następnego dnia do Wikipedii dołączył Krzysztof Jasiutowicz, lekarz z Częstochowy.

[b]Kiedy się panowie poznaliście?[/b]

Do dzisiaj się nie widzieliśmy! Umawialiśmy się wiele razy na spotkania wikipedystów, ale zawsze któremuś z nas coś wypadało.

[b]Ślęczy pan codziennie nad Wikipedią?[/b]

Zaglądam, ale muszę się przyznać, że niezbyt dużo haseł napisałem. Czasem coś uporządkuję, posprzątam, teraz to jestem raczej wizytówką projektu, bardziej dziadkiem – zresztą mówią do mnie „Dziadku” – niż aktywnym twórcą.

[b]Bardzo jest pan dumny ze swej wnuczki?[/b]

Jestem dumny i zdziwiony, tak szybko się rozwinęła. Oczywiście są kłopoty. Wikipedii przydałyby się pewne korekty, ale to całkowicie nieuniknione przy tak dużej popularności. To piąta strona na świecie! W każdym razie nie mam powodów do poważniejszych dziadkowych narzekań.

[b]Siłą i słabością Wikipedii jest to, że każdy może zostać wikipedystą i stworzyć hasło.[/b]

Bo razem wiemy wszystko. Ta zasada się sprawdza z wyjątkami, czyli miejscami, gdzie z terenu wiedzy wkraczamy w obszar kultury. Bo to właśnie kultura i hasła silnie naładowane emocjonalnie sprawiają najwięcej trudu. Pamiętam straszną wojnę edycyjną wokół haseł związanych z Holokaustem i właściwie wszystkim, co dotyczy Żydów.

[b]O co jeszcze spierają się polscy wikipedyści?[/b]

O historię. Ona zawsze wywołuje emocje, bo jest słabo weryfikowalna. Są źródła, ale przecież one bywają różne, a ich wybór bywa odbiciem poglądów jakiegoś historyka, a te poglądy bywają sprzeczne z poglądami innego. Do największych kontrowersji dochodzi przy pisaniu biografii.

[b]Mieliście nawet proces.[/b]

Polska Wikipedia właśnie wygrała prawomocnie proces założony nam przez Arnolda Buzdygana…

[b]Przedsiębiorcę, niedoszłego kandydata na prezydenta i mocno kontrowersyjnego internautę.[/b]

Ten pan poczuł się zniesławiony określeniem troll i zażądał 100 tysięcy odszkodowania.

[b]Dla wielu ludzi Wikipedia stała się wyrocznią.[/b]

Moja 20-letnia pasierbica twierdzi, że przyjacielem wszystkich studentów jest wujek Google i ciotka Wikipedia. To daje łatwość informacji.

[b]Czasem dezinformacji.[/b]

Owszem, tak bywa. I dlatego zawsze podkreślam, że do żadnego źródła informacji nie należy podchodzić bezkrytycznie, a zwłaszcza do takiego, które jest tworzone kolektywnie, z kolektywną kontrolą jakości. Poza tym na Wikipedii należy poszukiwania wiedzy w Internecie zaczynać, a nie kończyć.

[b]Znany polski archeolog był autorem odkrycia opisanego w Wikipedii. Postanowił poprawić kilka faktów, ale został zbanowany i wyzwany od nieuków przez administratora, którym był 22-letni student prawa.[/b]

To i tak administrator w podeszłym wieku, często są młodsi. To jest problem nieumiejętności komunikacji, a w Internecie łatwiej padają mocne słowa, łatwiej wyzywa się dyskutanta od głupków i ignorantów. Ale też argument z autorytetu to żaden argument. Co do zasady będę bronił administratora, bo sam fakt, że ktoś jest profesorem czy doktorem niczego nie przesądza.

[b]Tu mamy argument z wiedzy, nie z autorytetu. Profesor wiedział, student nie.[/b]

Nie znam tej sprawy, trudno mi się wypowiedzieć, ale pewnie niektórzy administratorzy bywają zbyt pochopni.

[b]Inna sprawa: córka innego profesora poprawiła daty z jego biografii i została oskarżona o wywoływanie wojny edycyjnej![/b]

Tak na pewno nie powinno być, choć oczywiście czystsza jest sytuacja, gdy hasło pisze osoba całkowicie obca, bezstronna.

[b]Czy to nie jest poważna słabość Wikipedii, że szybko ustanowiła kastę uprzywilejowanych?[/b]

To nie jest kasta, bo do grupy administratorów można szybko trafić, wystarczy tylko dużo edytować.

[b]Nie każdemu chce się wspinać po szczeblach kariery wikipedysty.[/b]

To zrozumiałe, dlatego większość tych, którzy mieli z Wikipedią kontakt, to oczywiście odbiorcy, czytelnicy. Czasem taki ktoś zechce coś anonimowo zmienić, edytować jakieś hasło – to kolejny szczebel. Takie edycje, jeśli nie są w sposób oczywisty poprawne, mają duże prawdopodobieństwa natychmiastowego wylotu.

[b]Dlaczego?[/b]

To pierwsza linia obrony tych, którzy przeglądają rejestr ostatnich zmian w poszukiwaniu wandalizmów. Jeśli ktoś widzi, że niezalogowany użytkownik dokonuje dużej, podejrzanej zmiany, to bezpieczniej ją usunąć, niż dopuścić do wandalizmu. Następnym etapem jest zarejestrowany użytkownik i tych jest dużo, ale redaktorów, którzy edytują codziennie, jest już znacznie mniej. Oni sami o sobie mówią, że to uzależniające.

[b]Pan był uzależniony?[/b]

O dziwo nie, choć jestem podatny na uzależnienia. Na szczycie stoją administratorzy, czyli ci, którzy mają odpowiednią ilość edycji, którzy trzymają to w kupie.

[b]Przygotowując się do wywiadu sprawdzałem podesłane mi przez czytelników niektóre hasła z historii i polityki i mam kilku ulubionych administratorów oszołomów. Faworytem jest pewien gdynianin, rocznik 1980, ciekawy przypadek.[/b]

Nie da się ukryć, że takie funkcje czasem przyciągają ludzi, którzy mają problemy ze sobą, mają kłopoty z komunikacją. To skądinąd zrozumiałe zjawisko psychologiczne i poważny problem projektu.

[b]Można mu jakoś zaradzić?[/b]

To demokratyczna społeczność i wszystkie decyzje, także o tym, kogo pozbawić statusu administratora, zapadają w głosowaniach.

[b]Pana też mogą wyrzucić?[/b]

Mogą. Skądinąd kiedyś brałem udział w głosowaniu i mój głos skreślono, bo nie spełniałem wymogów formalnych, gdyż większość moich edycji była bardzo stara i z przyczyn technicznych ich nie liczono. Dopiero ktoś zwrócił uwagę, że użytkownik ptj to twórca polskiej wikipedii i głos mi przywrócono (śmiech). Moja pozycja nie jest wyjątkowa w najmniejszym nawet stopniu.

[b]A siła autorytetu, nieformalnego wpływu?[/b]

Być może mógłbym przekonać jakąś grupę osób do czegoś, ale nie mam żadnego wpływu na większość.

[b]Wiedzę można przegłosować?[/b]

Nie.

[b]Więc czy to nie jest główne niebezpieczeństwo wikipedii?[/b]

To na pewno jest główna trudność, a może i niebezpieczeństwo tego projektu. Mam nadzieję, że Wikipedia swoimi zasadami rozbroi ten problem, bo wiedza rzeczywiście nie zależy od głosowania.

[b]Czasem bezstronność przybiera maskę politycznej poprawności. O żadnym z polskich publicystów nie pisze się, jakie ma poglądy – to absurdalne, w końcu publicyści żyją z poglądów.[/b]

Nie wiedziałem o tym, ale to nie jest polityczna poprawność, tylko specyficzna troska o zachowanie neutralnego punktu widzenia.

[b]W tym wypadku absurdalna. Wikipedia nie widzi różnicy między Cejrowskim a Żakowskim, Lisem a Pospieszalskim.[/b]

Poglądy to zapewne istotny element wiedzy o osobie i w tym wypadku rzeczywiście nie jestem pewien, czy zasada, by o tym nie pisać, jest słuszna.

[b]Inny przykład – współpraca z SB. [/b]

O jednych można przeczytać, że byli agentami, a o innych, że „pojawiły się oskarżenia”, że „rzekomo”, że „jakoby”, a ich sytuacja jest taka sama.

[b]I tu właśnie demokratyczny sposób powstawania Wikipedii najsłabiej się sprawdza, ma największe problemy.[/b]

[b]Innym problemem jest coraz mniejsza ilość redaktorów Wikipedii.[/b]

Rzeczywiście, jest takie zjawisko, ale ono poniekąd świadczy o sile projektu.

[b]Bo?[/b]

Projekt, który może stracić pięćdziesiąt tysięcy ludzi i ciągle istnieć w dobrej formie, to duży projekt. Wikipedia osiągnęła już takie rozmiary i jest już tak zagnieżdżona w kulturze, że nie zniknie. Ona się może przekształcić, na przykład na bazie haseł przejrzanych, ale nawet gdyby wszyscy przestali edytować, to te hasła pozostaną w sieci.

[b]Gdy pan kogoś spotyka, to gugla pan, sprawdza czy jest w Wikipedii?[/b]

Nie, ja jeszcze jestem z innego pokolenia.

[b]Ale z Google’a pan korzysta?[/b]

O tak.

[b]Microsoft?[/b]

Nie, używam Linuksa i może bez specjalnego zapału, ale staram się ludzi namawiać do tego samego, do czegoś, co – jak Linuks – jest wytworem wolnej kultury, zresztą tak jak Wikipedia. Myślę, że ten nurt naszej cywilizacji będzie miał coraz większe znaczenie. Ale na prywatny użytek nie jestem jakimś antykorporacyjnym ortodoksem – kupuję potrzebny mi do pracy program Matematrica, choć są wolne i darmowe odpowiedniki.

[b]Te pańskie Linux i wolna kultura kiedyś zagrożą korporacjom?[/b]

Myślę, że będą się rozwijać, ale nie sądzę, by kiedykolwiek pokonały barierę masowego rynku, zagroziły korporacjom.

[b]A jakie zagrożenia niesie Internet?[/b]

Większość użytkowników komputerów używa go jak tostera, a to błąd, bo to jednak nieco bardziej skomplikowane urządzenia, które łatwo sprzeniewierzyć.

[b]Komputery mają duszę?[/b]

Duszy akurat nie mają, ale często wykonują nie nasze polecenia.

[b]Brzmi demonicznie.[/b]

Tym bardziej że odpowiedzialność spada na właściciela.

[b]Pan we wszystkim jest taki demokratyczny czy tylko w Internecie?[/b]

Nie, skąd! Uważam, że najlepszy byłby absolutyzm oświecony, tylko monarchów brakuje.

[b]Z wykształcenia jest pan fizykiem.[/b]

Fizyka teoretyczna ciała stałego – a zajmuje się tą częścią odpowiedzialną za obliczenia własności materiałów, typu kryształy. Komputery to moje laboratorium, to w nich tworzę model materiału i staram się wyekstrahować z niego własności materiału.

[b]Nic nie rozumiem, ale niech się pan nie przejmuje.[/b]

Na przykład tworzę model kryształu i sprawdzam, jak taki kryształ zachowałby się, gdybyśmy przycisnęli go ciśnieniem, jakie jest we wnętrzu Ziemi.

[b]I to się robi w komputerze?[/b]

Od jakiś 20 lat.

[b]Na koniec muszę o to spytać: ZX Spektrum czy Atari?[/b]

Ani jedno, ani drugie. Komputery na początku lat 80. były dla mnie niedostępne, więc nie miałem, ale czepiałem się ich, gdzie się dało.

[b]Drogie były.[/b]

A w dodatku moja próba kupienia peceta skończyła się porażką, czyli utratą wszystkich pieniędzy. Była kiedyś w Warszawie taka holenderska firma, nigdy jej nie znaleźli, moich pieniędzy też – dzieciństwo polskiego rynku komputerowego.

[b]To przeszłość, a jak będzie wyglądała przyszłość Internetu?[/b]

A wie pan, że przez takie prognozy wychodzi się tylko na straszliwego głupka i to zwykle już po jakiś dwóch latach?

[b]Wiem.[/b]

Dojdzie do jeszcze większego rozszerzenia dostępu Internetu, który naprawdę będzie wszędzie. Prędzej czy później każda komórka, a nie tylko te droższe, będzie komputerem, a komunikacja elektroniczna stanie się jeszcze powszechniejsza, choć nie potrafię przewidzieć, jakie będą jej formy.

[b]To może się skończyć jakimiś zmianami w mentalności ludzkiej.[/b]

Skończyć? Moim zdaniem te zmiany już następują i pokolenie dzisiejszych nasto- czy 20-latków to zupełnie inni ludzie niż my. To jest spowodowane tym, że w komunikatorze internetowym dużo łatwiej przełamać nieśmiałość, a to bariera każdego młodego człowieka. Nie wiem, czy to są tak bardzo niepokojące zmiany. Ja jestem pogodnym pesymistą.

[b]Ładne.[/b]

Myślę, że generalnie rzeczy zmieniają się na gorsze, ale czasem i na lepsze.

[b]Rz: Pierwszego e-maila wysłał pan gołębiem pocztowym?[/b]

Pewnie byłem jednym z pierwszych w Krakowie, który wysłał e-maila, ale nie przy użyciu gołębia pocztowego.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał