Była to, wedle jego własnych słów, reakcja na krytykę: zaatakowano go za uwagi, jakie wygłosił podczas podróży do Afganistanu w maju i poczuł, że już nie może pozostać na stanowisku. W Niemczech prezydent to czysto ceremonialna funkcja i nie obejmuje wypowiadania kontrowersyjnych kwestii. Ponieważ zarzucono mu, że złamał tę zasadę, odszedł.
Zanim jednak wzruszycie ramionami, mówiąc to się mogło zdarzyć gdziekolwiek, przeczytajcie uważnie to, co faktycznie powiedział prezydent: „kraj takiej wielkości jak nasz, tak skupiony na eksporcie a więc zależny od handlu zagranicznego musi być świadom, że użycie wojska jest konieczne w nadzwyczajnych sytuacjach, by chronić nasze interesy”.
W USA, Wielkiej Brytanii czy Francji nikt by nawet tego nie zauważył. Ale w Niemczech Koehler złamał dwa tabu. Po pierwsze, przyznał, że żołnierze znajdują się w Afganistanie z misją o charakterze wojskowym, po raz kolejny podważając przekonanie opinii publicznej, że wypełniają zadania humanitarne (walka jest dobra dla Amerykanów, ale Niemcy są od budowy dróg). We wrześniu ub. r. tę fikcję rozsadził nalot samolotów amerykańskich na Kunduz, o który poprosiły oddziały niemieckie (zginęło wtedy co najmniej 90 cywilów).
Niemcy byli wściekli nie tylko z powodu popełnionego błędu, ale dlatego, że okazało się, iż niemieckie oddziały czasami wzywają Amerykanów na pomoc. To zaś zakłada, że Niemcy są częścią sojuszu, który prowadzi wojnę. Mało który niemiecki polityk miał dość odwagi, by uświadomić to wyborcom.
Druga wpadka Koehlera była jeszcze gorsza. Ogłoszając, że Niemcy są wielkim krajem z dużym sektorem eksportowym, posiadającym interesy gospodarcze na całym świecie, złamał tabu zabraniające mówienie o jakimkolwiek zaangażowaniu wojskowym za granicą. Niemiecka bierność stanowi powód do narodowej dumy, pacyfizm jest wpisany do konstytucji a Niemcy nie używają wyrażeń w rodzaju „kraj takiej wielkości”. W dobrym towarzystwie nigdy nie wypada mówić o używaniu sił zbrojnych „w celu ochrony naszych interesów”.
W miarę jednak upływu czasu, kiedy nawet zimna wojna staje się już odległym wspomnieniem, konwencja, w jakiej Niemcy mówią o sobie, staje się coraz bardziej oderwana od rzeczywistości. Niemcy są naprawdę dużym krajem, największym w Europie. Kiedy trzeba było ratować Grecję i euro, to oni podejmowali kluczowe decyzje i najsilniej naciskali na dotkliwe reformy greckiego budżetu. Jeślioperacja się nie powiedzie, na Niemców spadnie część winy.