Niemieckie wojsko to nie misja humanitarna

W zeszłym tygodniu prezydent Niemiec Horst Koehler podał się do dymisji. Tak po prostu. „Rezygnuję z pełnienia urzędu ze skutkiem natychmiastowym” – powiedział i wyszedł

Publikacja: 11.06.2010 15:10

Red

Była to, wedle jego własnych słów, reakcja na krytykę: zaatakowano go za uwagi, jakie wygłosił podczas podróży do Afganistanu w maju i poczuł, że już nie może pozostać na stanowisku. W Niemczech prezydent to czysto ceremonialna funkcja i nie obejmuje wypowiadania kontrowersyjnych kwestii. Ponieważ zarzucono mu, że złamał tę zasadę, odszedł.

Zanim jednak wzruszycie ramionami, mówiąc to się mogło zdarzyć gdziekolwiek, przeczytajcie uważnie to, co faktycznie powiedział prezydent: „kraj takiej wielkości jak nasz, tak skupiony na eksporcie a więc zależny od handlu zagranicznego musi być świadom, że użycie wojska jest konieczne w nadzwyczajnych sytuacjach, by chronić nasze interesy”.

W USA, Wielkiej Brytanii czy Francji nikt by nawet tego nie zauważył. Ale w Niemczech Koehler złamał dwa tabu. Po pierwsze, przyznał, że żołnierze znajdują się w Afganistanie z misją o charakterze wojskowym, po raz kolejny podważając przekonanie opinii publicznej, że wypełniają zadania humanitarne (walka jest dobra dla Amerykanów, ale Niemcy są od budowy dróg). We wrześniu ub. r. tę fikcję rozsadził nalot samolotów amerykańskich na Kunduz, o który poprosiły oddziały niemieckie (zginęło wtedy co najmniej 90 cywilów).

Niemcy byli wściekli nie tylko z powodu popełnionego błędu, ale dlatego, że okazało się, iż niemieckie oddziały czasami wzywają Amerykanów na pomoc. To zaś zakłada, że Niemcy są częścią sojuszu, który prowadzi wojnę. Mało który niemiecki polityk miał dość odwagi, by uświadomić to wyborcom.

Druga wpadka Koehlera była jeszcze gorsza. Ogłoszając, że Niemcy są wielkim krajem z dużym sektorem eksportowym, posiadającym interesy gospodarcze na całym świecie, złamał tabu zabraniające mówienie o jakimkolwiek zaangażowaniu wojskowym za granicą. Niemiecka bierność stanowi powód do narodowej dumy, pacyfizm jest wpisany do konstytucji a Niemcy nie używają wyrażeń w rodzaju „kraj takiej wielkości”. W dobrym towarzystwie nigdy nie wypada mówić o używaniu sił zbrojnych „w celu ochrony naszych interesów”.

W miarę jednak upływu czasu, kiedy nawet zimna wojna staje się już odległym wspomnieniem, konwencja, w jakiej Niemcy mówią o sobie, staje się coraz bardziej oderwana od rzeczywistości. Niemcy są naprawdę dużym krajem, największym w Europie. Kiedy trzeba było ratować Grecję i euro, to oni podejmowali kluczowe decyzje i najsilniej naciskali na dotkliwe reformy greckiego budżetu. Jeślioperacja się nie powiedzie, na Niemców spadnie część winy.

Niemcy mają istotnie wiele interesów gospodarczych poza Europą, także w krajach, które w przyszłości mogą stanowić zagrożenie militarne dla Zachodu. Przychodzi na myśl od razu Iran – gdzie są jednym z największych inwestorów zagranicznych – albo Chiny i Rosja. Czy w razie starcia irańsko-izraelskiego pacyfistyczne Niemcy zachowają neutralność? A co, gdyby Chiny zaatakowały Tajwan, albo Rosja poszła na wojnę z Ukrainą?

Nie sugeruję, że któryś z tych konfliktów może albo powinien się wydarzyć. Nie oczekuję też, by Niemcy koniecznie się do któregoś z nich włączyły. Nie chcę, by znów się zbroiły czy wszczynały walki z kimkolwiek. Ale wydaje się dziwne, że prezydent państwa, którego gospodarka zależy od eksportu (w tym do krajów rządzonych przez autorytarne reżimy), nie ma prawa głośno rozważać militarnych konsekwencji, jakie wynikają z decyzji podejmowanych w kategoriach ekonomicznych.

Amerykanie czasami mylnie sądzą, że każdy konflikt ma swoje militarne rozwiązanie. Ale równie krótkowzroczne jest myślenie, że żaden konflikt nigdy nie skończy się na drodze militarnej, a unikanie rozmowy na ten temat jest wręcz niebezpieczne.

[i](C) 2010 WPNI Slate distr by NYT Synd. [/i]

[i]Anne Applebaum jest publicystką „The Washington Post” specjalizującą się w historii i polityce krajów byłego bloku sowieckiego. Za książkę „Gułag” (2003) otrzymała Nagrodę Pulitzera. Ostatnio po polsku ukazała się jej książka „Między Wschodem a Zachodem. Przez pogranicza Europy”. [/i]

Była to, wedle jego własnych słów, reakcja na krytykę: zaatakowano go za uwagi, jakie wygłosił podczas podróży do Afganistanu w maju i poczuł, że już nie może pozostać na stanowisku. W Niemczech prezydent to czysto ceremonialna funkcja i nie obejmuje wypowiadania kontrowersyjnych kwestii. Ponieważ zarzucono mu, że złamał tę zasadę, odszedł.

Zanim jednak wzruszycie ramionami, mówiąc to się mogło zdarzyć gdziekolwiek, przeczytajcie uważnie to, co faktycznie powiedział prezydent: „kraj takiej wielkości jak nasz, tak skupiony na eksporcie a więc zależny od handlu zagranicznego musi być świadom, że użycie wojska jest konieczne w nadzwyczajnych sytuacjach, by chronić nasze interesy”.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy