Europo, dokąd zmierzasz?

Jan Fabre i Alain Platel, najważniejsi flandryjscy artyści, będą gośćmi Malta Festiwal Poznań 2010

Publikacja: 18.06.2010 07:20

Jan Fabre i Alain Platel, najważniejsi flandryjscy artyści, będą gośćmi Malta Festiwal Poznań 2010. To okazja do przyjrzenia się krajowi, który w wiekach średnich wydał wielkich chrześcijańskich malarzy, a dziś jest częścią zagrożonej rozpadem Belgii, gdzie coraz większe wpływy zyskują muzułmanie.

Brugia. Rynek jak we Włoszech. Kafejki pełne turystów. Po środku pyszni się gotycki ratusz

– Była średniowiecznym Nowym Jorkiem – zachwyca się Jan Fabre, jedna z najważniejszych postaci europejskiego teatru, performer, designer. – Jej wielkie pieniądze przyciągały największych artystów. Dlatego stał się kolebką flamandzkiego malarstwa. Tu tworzyli Hans Memling i Jan van Eyck, moi mistrzowie. Kiedy van Eyck malował portret Maryi i potrzebował barwnika lapisu lazuli dostępnego w Afganistanie, miał do dyspozycji tyle pieniędzy, że na jego żądanie wysłano tam specjalną ekspedycję, która trwała cztery miesiące.

Brugia handlowała z włoskimi miastami i dzięki kanałom wygląda jak średniowieczna Wenecja. Nawiązała kontakt z Lewantem. Otworzyła giełdę. Symbolem bogactwa jest Madonna z Dzieciątkiem w kościele Notre Dame – rzeźba Michała Anioła, jedyna poza Półwyspem Apenińskim. Ale dziś świątynie są pełne głównie dzięki turystom. Czasami zmienione na muzea – m.in. Hansa Memlinga w XII-wiecznym Szpitalu św. Jana. [srodtytul]Wierzę w człowieka [/srodtytul]

Jan Fabre nie chodził do kościoła. Do czasu, gdy odwiedził Polskę w 1983 r.

– Interesowałem się kompozytorami występującymi na Warszawskiej Jesieni. Odkryłem Henryka Góreckiego i Eugeniusza Knapika. To był czas mojego radykalnego antykatolicyzmu. Mój ojciec miał poglądy komunistyczne, mama pochodziła z burżuazji, ale nie udało jej się zagonić mnie na mszę. Tym bardziej wściekałem się, gdy polscy przyjaciele chcieli mnie zabrać do kościoła. Buntowałem się, a kiedy już dałem się namówić – przeżyłem wielkie zaskoczenie. Moje zdziwienie było tym większe, że w świątyniach spotykali się artyści poszukujący doznań duchowych. Gdy wróciłem do Belgii, zastałem w kościele zupełnie inną atmosferę. Na szczęście mamy wspaniałe obrazy. Podobnie jest we Włoszech i w Hiszpanii. Teraz chodzę do kościoła nie tylko po to, żeby oglądać arcydzieła, ale i kontemplować. Nauczyłem się tego w Polsce.

Brzmi to paradoksalnie, ale dzięki wizycie w naszym kraju Jan Fabre odkrył na nowo Goyę, Rubensa, van Eycka.

– Wiem, że na ich tle jestem twórcą nieznaczącym. Ale wierzę, że awangarda ma sens tylko wtedy, kiedy silne jest poczucie tradycji. Osobiście staram się nie być nazbyt klasyczny. Kiedy odnoszę sukces – zmieniam linię programową. Wycofuję się, szukam gdzie indziej.

Awangardowy artysta przypomina średniowiecznego twórcę. Uznaje tylko rękodzieło. Unika komputerów i elektronicznych technologii.

– Myślę, że nie ma wielkiej różnicy między dzisiejszymi czasami a średniowieczem.

I przywołuje motto flamandzkich obrazów: Memento mori – pamiętaj o śmierci.

Bohaterowie Fabre’a najczęściej znajdują się w sytuacjach ostatecznych. Jednak w jego w spektaklach nie czuć obecności Boga.

– To nieprawda. My, flamandzcy artyści mamy jednak inną perspektywę. Fenomen naszej sztuki polegał na tym, że postawiła w centrum człowieka. To jest jej największa zasługa. Kontynuuję tę linię. Jestem artystą, ponieważ wierzę w człowieka, kocham życie. We wszystkich jego przejawach.

Fabre tworzy sztukę dziką, bezkompromisową, ekstremalną. Scenę zapełnia nagimi ciałami. Częstym bohaterem jest krew. Symbol życia i śmierci. Reżyser bywa okrutny dla aktorów: każdy spektakl to niebezpieczna próba ciała i ducha.

– Dla siebie byłem i jestem okrutniejszy. Kiedy występowałem jako performer, bywałem aresztowany, trafiałem do szpitala. Bycie artystą to nie to samo co praca aktorów, którzy operują techniką. Artysta jest wojownikiem piękna i musi ciągle ryzykować.

Fabre wypowiada się z niespotykaną ekspresją. Pali papierosa za papierosem, domagając się od asystenta szampana. Mówi ostro, co podkreśla szorstki akcent. Gdy zauważam, że pewnie lepiej mu się żyje i tworzy w bólu niż w poczuciu szczęścia, wypala:

– Cierpienie pomaga w osiągnięciu prawdy. Podziwiam Mękę Pańska. Ale nie jako wzór moralny, tylko sposób zrozumienia człowieka. Błąd wielu katolików polegał na tym, że uważali mistyków za ludzi nieszczęśliwych. Tymczasem byli bardzo szczęśliwi. Czasami myślę, że jestem rodzajem współczesnego mistyka. To się przejawia nawet w drobnych sytuacjach. Na przykład dziś zrobiłem sobie upiornie długą przejażdżkę rowerową. Było zimno. Chłostał mnie wiatr i deszcz. Ale czułem, że żyję. Mój mistrz, urodzony w Brugii malarz James Ensor, mówił że w najgłębszej czerni odnajdziemy najpiękniejszy róż. [srodtytul]Test humanizmu [/srodtytul]

Fabre wspomina, że kiedy rozpoczynał swoją działalność w latach 70. i 80., Belgia była kulturalną pustynią. Dla nas to niewyobrażalne, ale Teatr Narodowy powstał w 1945 r. Wcześniej na scenach dominowała burżuazyjna sztuka o francuskich korzeniach. Belgijski noblista Maurice Maeterlinck pisał w języku Moliera. Tym łatwiej zrozumieć, dlaczego Flamandowie stali się potęgą w sztukach wizualnych. Nie mając wielkiej literatury, szukali nowego języka, nawiązując do średniowiecznych mistrzów.

Pytam Fabre'a, co znaczy dziś bycie flamandzkim artystą.

– Po pierwsze jestem z Antwerpii, po drugie z Belgii, a dopiero po trzecie czuję się Flamandem. Politycznie nie pasuję do mojego kraju. Moi rodacy kierują swoje sympatie na prawo, chcą żyć w niezależnym państwie. To mi się nie podoba. Drażnią mnie tematy tabu.

Najnowszy spektakl „Another Sleepy Delta” dotyka kwestii eutanazji. Pytam Fabre’a, czy Europa umiera.

– Wbrew temu, co się mówi, wcale nie – tylko się zmienia. Narody się mieszają. To prawda, że mamy problemy z muzułmanami. Ale nie wolno na nie patrzeć w kategoriach konfliktu, bo to jest wielki test dla europejskiego humanizmu. Trzeba myśleć w najprostszy sposób: muzułmanie to są ludzie. Tacy jak my. Musimy się poznać. Zaakceptować. Nie możemy pochwalać fundamentalizmu. Żadnego, a zauważam go również niestety w biurokratycznych działaniach Unii Europejskiej. W ekonomii, którą forsuje. To rodzaj zabójczego globalizmu. Kiedy pracowałem na Bałkanach, kupowałem świeże pomidory, świeży ser. W starej Europie jemy truciznę. I to mają być standardy Europy?

Fabre’a drażni też prymat pieniądza i towarzysząca mu hipokryzja, którą zauważa także w życiu artystycznym. Na kulturę w Belgii idzie 5 procent budżetu (w Polsce mniej niż 0,9 proc.), tymczasem on, artysta niemal co roku obecny na najważniejszych międzynarodowych festiwalach, ma problemy z opłaceniem aktorów.

– Kłopoty biorą się stąd, że nigdy nie przyjaźniłem się z decydentami. Tymczasem moi koledzy mają dyrektorów wywodzących się ze środowisk politycznych, bo to zapewnia dotacje. Nie mógłbym tak postępować. Artysta musi być niezależny pod każdym względem. Moje miejsce jest na barykadzie.

Nie brakiem pieniędzy Fabre jest jednak sfrustrowany.

– Belgia nigdy nie była w finale Ligi Mistrzów. To mnie boli szczególnie, bo grałem w piłkę nożną do 21. roku życia. Pamiętam, jak Zbigniew Boniek strzelił nam trzy gole. [srodtytul] Dziwna Bruksela [/srodtytul]

Gandawa słynie z ołtarza Baranka Mistycznego braci van Dycków w katedrze św. Bawona. W średniowieczu liczebnością mieszkańców ustępowała tylko Paryżowi. Dziś jej stare miasto jest piękniejsza od okolic Notre Dame. W cieniu katedry stoi teatr, gdzie choreograf Alain Platel pokazuje „Out of context – for Pina Bausch”. Czuje się uczniem niemieckiej choreografki i flamandzkich mistrzów. Trudno nie zapytać, czy współczesna Europa potrafi stworzyć takie dzieła jak gandawska katedra.

– Urodziłem się we Flandrii i myślałem, że tak wspaniała jak mój kraj jest cała Europa. Dopiero podróżując, zrozumiałem wyjątkowość naszego dziedzictwa. Jednak gandawska katedra była budowana przez kilka wieków. To daje zupełnie inną perspektywę tworzenia. A i dziś są zresztą budowle, które na pewno przetrwają próbę czasu, takie jak Muzeum Gugenheima w Bilbao zaprojektowane przez Franka Gehry’ego.

Zdaniem Platela problem współczesnej sztuki polega na czymś innym.

– Młodzi artyści nie potrzebuję mistrzów. Zmienia się sposób tworzenia. Kiedyś potrzebne były umiejętności. Dziś liczy się przekaz. Emocje. Moje pokolenie pasjonowały sprawy polityczne, społeczne. Młodzi od tego uciekają. Interesuje ich życie. Uczucia. Sprawy, które łączą ludzi na całym świecie. Dlatego zespoły, które dziś powstają w Europie, są wielonarodowościowe. Oprócz rdzennych Europejczyków, występują Koreańczycy, Japończycy.

Flandria jest dziś jest jedną z największych potęg tańca nowoczesnego. Była nią, zanim zaczęło się na szaleństwo związane z programami telewizyjnymi typu „Taniec z gwiazdami”, „You Can Dance”. Pytam Platela o genezę tego zjawiska.

– Słowa są poręczne do mówienia o polityce i sprawach społecznych. Dlatego zostały zakłamane. Ci, którzy chcą wyrazić uczucia, nie odnajdują w nich wszystkich kolorów swych doznań. W tańcu jest to możliwe.

Programów telewizyjnych o tej tematyce przybywa.

– Nie śledzę całej produkcji, bo wkradł się do niej format. Ale pretensji do zwykłych ludzi nie mam. Tylko otoczka jest okropna. Jury, reklamy. Plotki. Media elektroniczne żerują na wszystkim, co może być wartościowe.

Platel w przeciwieństwa do Fabre’a jest stonowany. Szuka spokoju i harmonii.

– Ostatnio miałem ciekawą rozmowę z dyrektorem gandawskiego teatru. Powiedział, że nie chce pokazywać brutalności na scenie. Zbyt dużo jest jej w mediach, na ulicy. Za dużo jest też w teatrze polityki. Ciągle bierzemy udział w debatach politycznych i dyskusjach medialnych. To wystarczy.

Dlatego w najnowszym spektaklu Platel pokazuje samotność współczesnych ludzi i potrzebę miłości.

– Wolę uprawiać politykę zgodną z „Imagine” Johna Lennona.

O przyszłość Belgii, Europy i wpływy, jakie mają na nią muzułmanie, się nie martwi.

– Znam wielu i nie ma między nami żadnych napięć. Jednak nie rozmawiamy o religii. To nasza prywatna sprawa. Oczywiście, radykałów nie brakuje, ale są w mniejszości. Gdyby nie media, które mają skłonność do eksponowania ekstremizmów, panowałby spokój.

Trudno uwierzyć w ten posthipisowski optymizm. Ostatnio upadł belgijski rząd, a parlament uchwalił zakaz noszenia burek przez muzułmanki. Odpowiedzią były demonstracje.

Bruksela, która jest stolicą Unii Europejskiej, w dużej części robi wrażenie islamskiego miasta. Grand Place jest w nim wyspą, bramę do bogatej dzielnicy zamieszkanej przez rdzennych Europejczyków stanowi zaś... Manhattan Center Brussels.

Gdzie jest Europa? Odpowiedź może paść na poznańskiej Malcie.

[ramka]Tegoroczna Malta (25.06 – 3.07) będzie najważniejszym międzynarodowym festiwalem w Polsce – na żadnej innej imprezie nie będzie tylu zagranicznych i polskich gwiazd.

Luk Perceval pokaże „The Truth About the Kennedy’s”, spektakl o dynastii Kennedych, który jest przypowieścią o demokracji i współczesnym świecie. Jan Fabre zaprezentuje „Sleepy Dusty Delta Day”, Jan Lauwers and Needcompany „Sad face / Happy face”, Alain Platel „Out of Context – for Pina”. W koncercie „In Search of the Soul of Jacques Brel” zaśpiewają Mouron, Arno, Marc Almond, Dagmar Krause. Wydarzeniami będą koncerty Charlotte Gainsbourg i Abigall Hopkins (córki Anthony’ego).

Poza ramy kultury wyrasta akcja Joanny Rajkowskiej „Marsz Tyłem”, będąca konsekwencją „Minaretu”.

Na bazie nieczynnego komina miał powstać minaret symboliczny. Zapewne nie powstanie. Lęk przed obcym okazał się zbyt silny. Synagogę zniszczono podczas wojny i do dziś służy poznaniakom jako pływalnia. Trwa katedra. Przemarsz happening rozpocznie się od niej – punktami docelowymi będą nieistniejące jeszcze minaret-komin. i synagoga-pływalnia.

Pełny program: [link=http://www.malta-festival.pl" "target=_blank]http://www.malta-festival.pl[/link] [/ramka]

Jan Fabre i Alain Platel, najważniejsi flandryjscy artyści, będą gośćmi Malta Festiwal Poznań 2010. To okazja do przyjrzenia się krajowi, który w wiekach średnich wydał wielkich chrześcijańskich malarzy, a dziś jest częścią zagrożonej rozpadem Belgii, gdzie coraz większe wpływy zyskują muzułmanie.

Brugia. Rynek jak we Włoszech. Kafejki pełne turystów. Po środku pyszni się gotycki ratusz

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne