W ostatnich latach sypnęły się filmy biograficzne. Widz polski może sobie tej tendencji jeszcze nie uświadamiać – powodem jest wstrzemięźliwość naszych dystrybutorów, opornych w sprowadzaniu filmów tego rodzaju, nawet najlepszych, bo traktowanych jako „niechodliwe”.
Jest wielka różnica w podejściu do filmowych biografii między polskimi dystrybutorami a producentami i reżyserami. Ci ostatni, jak ich zagraniczni koledzy, chętnie biorą się za biografie i łatwo znajdują środki na produkcję. Niedawnymi dowodami są „Popiełuszko” Rafała Wieczyńskiego i „Generał Nil” Ryszarda Bugajskiego. Oba filmy należą do dzieł o najwyższej frekwencji. Również wprowadzony na nasze ekrany „Obywatel Milk” Gusa van Santa świadczy, że biografie zagranicznej produkcji mogą odnosić sukcesy kasowe.
[srodtytul]Artyści i władcy[/srodtytul]
Czemu reżyserzy i scenarzyści tak ostatnio lubią parać się biografiami? Przyjrzenie się filmom pozwoli nam wykryć prawidłowości. Widzę pięć grup, na jakie można podzielić te dzieła. Pierwsza i najliczniejsza to grupa biografii historycznych, czyli rozgrywających się od starożytności do końca drugiej wojny światowej. Bohaterem jest zazwyczaj albo władca, albo artysta. „Trzystu” Zacka Snydera, wbrew tytułowi jest eposem o królu Sparty Leonidasie, ekscentrycznie i nowatorsko zrealizowanym. Inna władczyni to „Elizabeth” Shekhara Kapura. Królową angielską reżyser po dziesięciu latach sportretował ponownie, tym razem w „Elizabeth, złotym wieku”, akcent kładąc na jej polityczną i militarną rozprawę z hiszpańską niezwyciężoną armadą w XVI wieku. Głównym powodem poświęcenia filmu „Księżna” Saula Dibba młodziutkiej Georgianie Cavendish zainteresowanej, jak twierdzą historycy, wyłącznie miłosnymi intrygami było pokrewieństwo z tragicznie zmarłą, superpopularną księżną Dianą.
Grono władczyń powiększyła w filmie „Bathory” Słowaka Juraja Jakubisko hrabina Batorówna, zdefiniowana przez Księgę Rekordów Guinnessa jako „największa morderczyni w dziejach”, gdyż jakoby kazała zabijać dziesiątkami dziewczęta, by kąpać się w ich krwi (co reżyser pragnie odkłamać). Batorówna związana była z wielkim twórcą, którego sportretował Angelo Longoni w filmie „Caravaggio”, a świat malarza rewelacyjnie, w jego stylu, sfotografował wielki Vittorio Storaro.
Do tematu „artyści” dopisać trzeba wielkiego dramaturga z filmu Laurenta Tirarda „Zakochany Molier”. Scenarzysta wykorzystał fakt, że nieznanych jest nam 20 lat życia życiorysu pisarza, można więc na ten temat dość swobodnie pofantazjować. „Upadek” Olivera Hirschbiegla, skupiwszy się na Hitlerze schorowanym i myślącym o samobójstwie, wykrzesał dla bohatera coś w rodzaju współczucia, „Generał Nil” Bugajskiego, starając się budzić zainteresowanie przeszłością, zapobiega zaś gubieniu wartości i znaczeń wciąż aktualnych, przez obojętniejące pokolenia, traktujące powstanie warszawskie jako równie dalekie jak powstanie listopadowe.