Jaruzelski skutecznie dba o swój wizerunek

Po 20 latach walki Wojciech Jaruzelski wygrywa wojnę o kształt pamięci o sobie i swojej formacji

Publikacja: 22.01.2011 00:01

Wojciech Jaruzelski podczas uroczystości przekazania prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu insygni

Wojciech Jaruzelski podczas uroczystości przekazania prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu insygniów orderów Orła Białego i Odrodzenia Polski. Zamek Królewski w Warszawie, 6 sierpnia 2010 r.

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Koniec roku, telewizyjne migawki z olsztyńskiego szpitala. Pielęgniarka pcha wózek inwalidzki z ubranym w zimową czapkę i kurtkę Wojciechem Jaruzelskim. Zastygła twarz nie wyraża żadnych emocji, nie odwraca się nawet od podtykanych pod usta mikrofonów. Ochrona BOR toruje drogę do wyjścia. Samochód z generałem odjeżdża w zimowej scenerii eskortowany przez policję. Komentarze w Internecie: „Dużo zdrowia, panie generale!”.

Ordynator oddziału kardiologicznego mówi, że pacjent miał zapalenie płuc i niewydolność krążenia. Jednak ci, którzy od lat śledzą zmagania Wojciecha Jaruzelskiego z wymiarem sprawiedliwości, powątpiewają. Pojawiają się przypuszczenia, że to kolejny zabieg marketingowy. Cała Polska miała zobaczyć schorowanego staruszka, ponieważ na koniec stycznia zaplanowano zakończenie procesu w sprawie masakry robotników w Grudniu '70. Sąd wyznaczył także posiedzenia w sprawie autorów stanu wojennego. Teraz w sądach znów nastanie cisza. Przekaz z procesów nie przyćmi sukcesów generała.

[srodtytul]Bohater roku[/srodtytul]

A ubiegły rok, jak prawie 20 lat wcześniej, należał właśnie do generała Jaruzelskiego. Marzec – Kancelaria Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zaprasza go do wspólnej podróży samolotem na obchody rocznicy zakończenia II wojny światowej. Maj – już wraz z Bronisławem Komorowskim udaje się w podróż do Moskwy, przy okazji odwiedzając Katyń oraz miejsce katastrofy smoleńskiej. Sierpień – Jaruzelski uczestniczy w uroczystościach na Zamku Królewskim z okazji zaprzysiężenia nowego prezydenta. Listopad – wraz z premierami i prezydentami wolnej Polski bierze udział w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. – Nie chodziło o to, żeby zaprosić specjalnie gen. Jaruzelskiego, tylko o to, pokazać, że Jaruzelski w takiej sytuacji nie jest wykluczony. Że nie ma szlabanu – wyjaśniał dawny opozycjonista Karol Modzelewski.

[srodtytul]I tylko jeden dysonans [/srodtytul]

– 13 grudnia protesty pod willą generała przy ul. Ikara w Warszawie zabrzmiały w tym roku nieco głośniej niż zwykle. Gospodarzowi to jednak nie przeszkadzało. Od lat grudniowy czas spędza w swym domu na Mazurach.

– Można już dziś powiedzieć, że generał Jaruzelski wygrał tę wojnę o pamięć – podsumowuje prof. Jerzy Wiatr, były działacz PZPR, dziś rektor Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji, jeden z przyjaciół generała. Przy czym, jak podkreśla, nie chodzi wyłącznie o pamięć o nim samym, ale też o całej formacji. O ludziach, którzy żyli w PRL i którzy ten system akceptowali. – Widać już, że większa część Polaków odrzuca obraz, który próbował narzucić IPN: podziału na prawdziwych patriotów i zdrajców. Podczas gdy rzeczywistość jest bardziej złożona – ocenia Wiatr.

Trudno wskazać moment, kiedy generał wojnę o pamięć rozpoczął. Jerzy Wiatr wskazuje na rok 1991, gdy z inicjatywy KPN powstała Sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej z zadaniem rozliczenia autorów stanu wojennego. W jego interpretacji działania Jaruzelskiego byłyby więc wojną obronną.

Wydaje się jednak, że pracę nad pamięcią Polaków generał i jego formacja podjęli znacznie wcześniej. Wyraźnie widać to było w okresie krótkiej prezydentury. Starania o wizerunek Jaruzelskiego podjęli jego przyjaciele. Każdy tak, jak potrafił. Jerzy Urban przekonywał opinię publiczną, że generał posiada cechy, „które mocno przyklejają kobietę do mężczyzny: ogromne ciepło, wrażliwość, kurtuazję, zdolność słuchania”. Włodzimierz Sokorski ubolewał, że generał nie robił skoków w bok, i dodawał, że „historia potoczyłaby się inaczej, gdyby życie seksualne Jaruzelskiego nie było tak mroczne, samotnicze, pełne stresów”.

Jednak praca nad wizerunkiem Jaruzelskiego początkowo do łatwych nie należała. „Siedzi sztywno wyprostowany z dłońmi złożonymi na stole przed nim. Ciemny garnitur i stonowany krawat wzmacniają wizerunek surowego żołnierza, mimo że w cywilnym ubraniu. Wygląda na kogoś, kto przesłuchującemu poda jedynie swe nazwisko, stopień i numer, lub jak ktoś, kto beznamiętnie ogłasza wyrok sądu wojskowego. Jego oczy, nawet gdy nie są ukryte za ciemnymi okularami, jakie zazwyczaj nosi, niczego nie zdradzają” – charakteryzował go reporter tygodnika „Time”. Reporter telewizyjny Tadeusz Zakrzewski zrobił więc film, w którym Jaruzelski pokazany został prywatnie. Jak pisali recenzenci, „swobodniejszy niż kiedykolwiek, w otoczeniu, które nie wymusza oficjalności”. Opowiadał o rodzinie. Wzbudzał sympatię. Jednocześnie, jak klasyczny zwiadowca, Jaruzelski badał, na ile może sobie pozwolić.

Grudzień 1989 r. Prezydent przybywa do kopalni Wujek na obchody Barbórki. Minęło zaledwie osiem lat od czasu, gdy w stanie wojennym zabito tu dziewięciu górników.

W miejscu, gdzie drewniany krzyż upamiętnia ofiary grudnia 1981 r., Jaruzelski składa kwiaty. W księdze pamiątkowej wpisuje: „Płynęły przez śląską ziemię potoki polskiej krwi. Tej, która tu została razem przelana, mogliśmy uniknąć. Niech pamięć o niej będzie przestrogą dla żywych i hołdem dla Ofiar”. Uroczystość przebiega w poprawnej atmosferze. Dopiero pod bramą doścignęły go okrzyki młodzieży i studentów z KPN: „Morderca”, „Precz z komuną”, „Na kolana”. Jeszcze tego samego dnia „Solidarność” z Wujka wydaje specjalne oświadczenie: „Stanowczo odcinamy się od nieodpowiedzialnego, wręcz prowokacyjnego zachowania się członków KPN, którzy zakłócili Pana pobyt w naszej kopalni, i wyrażamy Panu z tego powodu nasze ubolewanie”.

Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier III RP, mówi wtedy: „Myślę, że należy uszanować tę trudną sytuację prezydenta Jaruzelskiego. Chcę powiedzieć, że cokolwiek byśmy sądzili o nim w przeszłości, dziś jest on człowiekiem, i mówię to publicznie, chroniącym reformy i działającym na rzecz tych reform. I dlatego nie gwizdy wobec niego są dziś potrzebne, ale uszanowanie”. Przesłanie premiera potwierdzane było potem na różne sposoby przez część dawnej opozycji. Kiedy Jaruzelski ustępuje z urzędu prezydenta, Adam Michnik żegna generała: „Odchodząc z Belwederu, wykazał prawdziwą klasę wzbudzającą szacunek.

Przez te kilkanaście miesięcy dawny twórca stanu wojennego był prezydentem lojalnym wobec Polski szukającej dróg do demokracji, moralności i Europy. I to cała Polska powinna gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu pamiętać”. Andrzej Drawicz drukuje zaś „Życzenia dla byłego przeciwnika”: „Miałem w tym czasie okazję raz i drugi obserwować go z bliska. Wszystko się zgadzało: refleks, inteligencja, poczucie humoru, słowna precyzja. Sztywność okazała się pozorna. Był to raczej dystans konieczny u człowieka, któremu życie nie szczędziło trudnych sytuacji. Chciał być przy tym rozumiany i rozumieć innych, a nie mógł – jeszcze – i nie chciał dopowiadać niejednego do końca. Czuło się, że ma swój kodeks zasad i zobowiązań”. – To, co się zmieniło w Wojciechu Jaruzelskim, to przede wszystkim stosunek do dawnych przeciwników, którzy potem związali się z Unią Wolności. W latach 80., w przeciwieństwie do mnie, uważał ich za ludzi zajadłych, ekstremistów. A potem się do nich przekonał. Dziś jego stosunki z Michnikiem czy Mazowieckim są ciepłe – mówi Wiatr.

[srodtytul]Tworzenie własnej legendy[/srodtytul]

Kiedy Wojciech Jaruzelski przestał być prezydentem, miał 67 lat. Polityk w tym wieku nie myśli jeszcze o końcu aktywności publicznej. Jednak były prezydent po kilku próbach odegrania roli eksperta – w sprawie wojny w Kuwejcie, potem zaś po puczu Janajewa – postanawia nie komentować bieżącej polityki, nie recenzować niczyich poczynań. Dzięki temu nie przysparza sobie nowych wrogów. Skupia się wyłącznie na budowaniu narracji – opowiadaniu o swojej roli w historii. Tworzenie od nowa własnej legendy to zadanie trudne i żmudne.

Jaruzelski ma dwie podstawowe tezy do wpojenia opinii publicznej.

Pierwsza: stan wojenny był wyborem mniejszego zła. Gdyby nie został wprowadzony, interweniowałby Związek Radziecki.

Druga: oskarżenia w sprawie Grudnia ,70 – gdy na Wybrzeżu zabito 45 osób, ponad 1160 zostało rannych – są bezpodstawne. Jaruzelski, który wówczas był ministrem obrony, nie postąpił wbrew konstytucji. Nie wydał rozkazu użycia broni. Nie popełnił przestępstwa.

W obydwu tych sprawach poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej.

Na emeryturze ma pełne ręce roboty. „Zaczynam dzień od gazet i czasopism. Potem jest bardzo różnie – spotkania, rozmowy, udzielanie wywiadów, zwłaszcza prasie zagranicznej, odpisywanie na listy” – opowiadał. Zamienia gabinet w gigantyczne biuro prasowe. Monitoruje wszystkie, nawet najdrobniejsze, zapiski na swój temat, bo – jak wyznaje – przekonał się, jaką potęgą jest prasa. Autorom, którzy piszą o nim lub na tematy szczególnie interesujące generała, wysyła sążniste odpowiedzi. Pisma cyzeluje z niezwykłą starannością. Jak sam przyznaje, drobiazgowe dobieranie sformułowań i praca nad każdym przecinkiem to zasługa edukacji w przedwojennej szkole księży marianów. Kopie listów przesyła do gazet i przyjaciół. – Mam w domu pokaźny zbiór tej korespondencji. Jej opublikowanie mogłoby być interesujące – przyznaje Jerzy Wiatr.

Początek lat 90. to także ofensywa wydawnicza – samego generała oraz przedstawiających jego punkt widzenia autorów. We Francji wychodzą pamiętniki „Łańcuchy i schronienie”, poprzedzone wielką kampanią reklamową i uroczystym śniadaniem na cześć generała wydanym przez Klub Francuskiej Prasy Dyplomatycznej w jednej z najbardziej ekskluzywnych paryskich restauracji. A także występem w programie telewizyjnym wraz z Adamem Michnikiem. To wtedy po wyjściu ze studia wzburzony redaktor „Gazety Wyborczej” powiedział do czekających dziennikarzy słynne: „Odpieprzcie się od generała”. W dołączonym do książki wywiadzie napisał: „Zobaczyłem, że generał jest normalnym człowiekiem. Nic z tych okropności, które sobie przez lata wyobrażałem”.

[srodtytul]Ci, co utrudniali[/srodtytul]

Proces zmiany wizerunku utrudniają jedynie ci, którzy domagają się rozliczenia generała z jego wcześniejszych działań. W 1991 r., w dziesiątą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, posłowie KPN składają wniosek o pociągnięcie jego autorów do odpowiedzialności. Jaruzelski postępuje zgodnie z zasadą „nic o nas bez nas”. Uczestniczy w 68 z 69 posiedzeń Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. W końcu po pięciu latach komisja, której w Sejmie II kadencji przewodniczy Jerzy Wiatr, wnioskuje o niestawianie generała przed Trybunałem Stanu. Sejm głosami SLD i PSL wniosek przyjmuje. – Wiem, że nieobecność na głosowaniu prof. Geremka nie była wtedy przypadkowa – mówi dziś Wiatr.

Proces Grudnia ,70 rusza w 1996 r. Nieskory do zwierzeń osobistych generał wyznaje wtedy dziennikarzowi: „Nie jestem hipochondrykiem. Nawet z pewnym lekceważeniem odnoszę się do stanu swego zdrowia. Ale z trudem znoszę życie w polityczno-prokuratorsko-sądowych wirach”. Dziennikarz donosi, że od dłuższego czasu codziennie generał przyjmuje tabletki antydepresyjne, słynny prozac. Nie potrafi zliczyć, ile setek pism procesowych, notatek, wyjaśnień, sprostowań napisał. „Zależy mi na tym, aby to się jak najszybciej skończyło, choć wiem, że się nie skończy do mojej śmierci. Dożywocie na ławie oskarżonych – to jest moja perspektywa” – opowiada Jaruzelski.

Proces przebiega z ogromnymi opóźnieniami. Generał choruje. Raz jednak dzień po rozprawie, na której go nie było, dziennikarze fotografują Jaruzelskiego w dobrej formie w jego biurze podczas zdjęć do filmu realizowanego przez amerykańską telewizję. Sam Jaruzelski tłumaczy, że film był ważny – opowiadał bowiem o Janie Pawle II. Po kilku latach proces zostaje przeniesiony do Warszawy. Nadal toczy się z wielomiesięcznymi przerwami. Właśnie minęło dziesięć lat od pierwszej rozprawy. To czas wystarczający do tego, by media straciły nim zainteresowanie. Informacje o kolejnych posiedzeniach są ledwo odnotowywane, a i to nie zawsze.

Nie udało się nawet doprowadzić do pociągnięcia generała do odpowiedzialności za niszczenie dokumentów Biura Politycznego KC PZPR. Choć przyznał, że wyraził zgodę na zniszczenie partyjnych stenogramów, argumentował, że nie on był inicjatorem. „Nie da się inaczej wytłumaczyć decyzji o zniszczeniu zapisów z posiedzeń Biura Politycznego niż jako próbę zatarcia śladów” – twierdził historyk prof. Andrzej Paczkowski. Jednak, zdaniem generała, były to tylko zwykłe brudnopisy. Gdy w 1992 r. prokuratura postanowiła pociągnąć Jaruzelskiego do odpowiedzialności, UOP konsekwentnie odmawiał zwolnienia palących akta z tajemnicy państwowej, dzięki czemu ci nie mieli prokuraturze nic do powiedzenia.

Kiedy zaczyna się pojawiać coraz więcej dokumentów podważających tezę generała o konieczności wprowadzenia stanu wojennego, przyjęta strategia zostaje lekko zmodyfikowana. Na każdego historyka znajdzie się inny historyk. Na świadka inny świadek. Gdy Sejm uznaje stan wojenny za nielegalny, generał Wiktor Dubynin – wysoki dowódca radziecki, a potem rosyjski – w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” stwierdza, że 14 grudnia 1981 r. Armia Czerwona dokonałaby w Polsce zbrojnej interwencji.

I nieważne, że wcześniej ten sam Dubynin zaprzeczał, by wojska sowieckie mogły do Polski wejść.

Po publikacjach na temat stanu wojennego prof. Andrzej Paczkowski staje się niemal osobistym wrogiem Jaruzelskiego. Generał najpierw pisze do niego listy, potem z ironią nazywa go „główną medialną wyrocznią w przedmiocie historii PRL”.

Płk Lech Kowalski, biograf generała (opisał go w książce „Generał ze skazą”), zwraca uwagę, że wyrobił on w sobie umiejętność reagowania adekwatnie do sytuacji.

– Przyjmuje pozycję wyczekiwania, aż sprawa przycichnie. Tak jest za każdym razem, gdy nie ma pewności, czy coś jeszcze więcej nie wypłynie. Gdy nie wypływa, pozostaje milczący. Później ostatecznie bagatelizuje ten fragment ze swojego życiorysu jako bez znaczenia. To mistrz socjotechniki, nieprzenikniony manipulator opinii publicznej – mówi pułkownik. I wskazuje na reakcję Jaruzelskiego na wypowiedzi, że był on współodpowiedzialny za antysemicką czystkę w wojsku w latach 1967 – 1968. Oraz na zachowanie generała, gdy pojawiły się zarzuty, że został zwerbowany przez radzieckie służby specjalne.

[srodtytul]Ujmująco niebezpieczny[/srodtytul]

Lech Kowalski: – Jeśli chodzi o przyjaciół generała, to ja takich nie znam. To są ciągle jego podwładni. On ustala, co mają mówić i kiedy. Gdy odbierają telefon od Jaruzelskiego, stają na baczność. I powtarzają: – Tak jest, Wojtku. Tak jest!

Krąg najbliższych znajomych Jaruzelskiego stanowią wojskowi i dawni prominenci z czasów PRL. Z prof. Władysławem Baką, jak sam wyznawał, generał lubi dyskutować o polityce. – Rozmawiamy przeważnie u niego w biurze. O polityce, o gospodarce. Ale ostatnio dawno się nie widzieliśmy – zaznacza profesor.

W przyjaznej atmosferze i generał potrafi się rozluźnić. Snuje plany ofensywy wychowawczej, która obejmie młode pokolenie. Podczas konferencji w Wojskowym Biurze Badań Historycznych wychodzi na mównicę i widzi samych dawnych znajomych. Kiedyś podwładnych, dziś profesorów. Pozdrawia ich z nazwisk, rozkręca się i wymienia potencjalne możliwości, które tkwią w ich uczelniach. Wskazuje, że w drodze inspirowania seminariów, dyskusji, tematów prac magisterskich i doktorskich można poszerzać front współpracy.

Od lat świętuje w lipcu, w kameralnym gronie, swoje urodziny. Znanemu z ascetycznego trybu życia generałowi przyjaciele organizują fetę. Na przyjęciach są kwiaty, przemówienia i wiersze. „Drogi Panie Generale/ Niech Pan z nami będzie stale/ I to bez żadnego „ale”/ A tych Pańskich przeciwników/ Niech pochłoną morskie fale/ i niech zginą w swoim szale/ Niech ich gnębią gorzkie żale/ Że Pan zawsze będzie w chwale”.

– Był zawsze i jest człowiekiem nadzwyczaj skromnym, niewynoszącym się, umiejącym słuchać innych ludzi, otwartym na różne opinie i stanowiska. Jest ciepły i bezpośredni w kontaktach z ludźmi. Jest człowiekiem dialogu – mówi Kazimierz Morawski, u którego generał obchodził 80. urodziny. Ważnym elementem dopełniającym publiczny wizerunek generała jest jego córka Monika Jaruzelska. Jedna z pierwszych stylistek, specjalistka od kreowania wizerunku, trener autoprezentacji. Od wielu lat współpracuje z branżą kolorowych pism kobiecych. Tych, u których o stylizowane sesje i autoryzowane teksty zabiegają politycy z pierwszych stron gazet. Z jej przemyślanych wywiadów czytelnicy prawie zawsze dowiadują się czegoś nowego o życiu ojca. „Tata za Guciem (wnuk Wojciecha Jaruzelskiego – red.) szaleje, ale nie zrezygnowałby z obejrzenia »Faktów«, żeby się z wnukiem pobawić (śmiech). Gucio lubi, kiedy dziadek mu opowiada o wojnie. Jak oglądamy »Czterech pancernych«, to pyta, czy będzie tu dziadek”. „Posiadanie wnuka połączyło się, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, ze sprawami, które są dla ojca bardzo bolesne. Bieżąca polityka, to, co się wokół niego dzieje, na pewno nie pozwalają mu cieszyć się z bycia dziadkiem”.

Generałowi w zmianie wizerunku bardzo pomogła wyniesiona z rodzinnego domu kindersztuba. – To szalenie dobrze wychowany człowiek. Wyróżniający się grzecznością i elegancją – podkreśla Jerzy Wiatr. Lech Kowalski: – Jaruzelski jest ujmująco niebezpieczny. Śmiem twierdzić, iż dzięki właśnie tym cechom osobistym był jednym z najbardziej niebezpiecznych decydentów okresu PRL.

Potrafi pokazać, że stać go na wspaniałomyślność. Jak wtedy, gdy w 1994 r. Stanisław Helski, rolnik z Dolnego Śląska, działacz Solidarności Rolników Indywidualnych – którego gospodarstwo w stanie wojennym doprowadzono do ruiny – uderzył generała kamieniem w głowę, powodując znaczne obrażenia, m.in. złamanie kości czaszki, oczodołu i zatoki szczękowej, Jaruzelski jeszcze w szpitalu prosił prokuratora, żeby nie wszczynać śledztwa. W sądzie podczas rozprawy prosił o jak najmniejszy wymiar kary. – Niech żyje ze świadomością spełnionego czynu – argumentował.

Ogładę umiejętnie wykorzystuje w walce z politycznymi przeciwnikami. Z sytuacji, które mogłyby go upokorzyć – takich jak odbieranie przyznanych mu już odznaczeń – wychodzi zwycięsko. Pierwszy medal – Cztery Wieki Stołeczności Warszawy – odesłał, gdy odznaczył go Jacek Zdrojewski, ówczesny wiceprezydent stolicy z ramienia SLD, Paweł Piskorski zaś, prezydent miasta, publicznie stwierdził, że gdyby o tym wiedział, to Jaruzelski medalu by nie dostał. Sytuacja powtórzyła się w 2007 r., gdy Krzyż Zesłańców Sybiru przyznała mu kancelaria Lecha Kaczyńskiego. „Dowiedziałem się, że podpis na wręczonej mi legitymacji znalazł się tam bez Pańskiej wiedzy i woli. Wskazany został łańcuszek odpowiedzialnych. Zapowiedziano surowe konsekwencje. Ubolewam, że powstała sytuacja może sprawiać Panu Prezydentowi osobistą przykrość. Nie mogłem tego przewidzieć. Przyjąłem to odznaczenie z błędnym – jak się okazało – założeniem, iż są pewne okoliczności pozwalające wznieść się ponad historyczne animozje i podziały” – napisał w publicznym liście.

W końcu zaczęło dominować wrażenie, że Jaruzelski potrafił ładnie się zestarzeć. Coraz mniej widać w nim było peerelowskiego aparatczyka i oficera LWP, coraz więcej wychowanka szkoły księży marianów.

Nie bez znaczenia jest fakt, że nigdy nie okazywał wrogości wobec Kościoła. Dzięki temu mógł liczyć na wzajemność. Choć Jaruzelski deklarował się jako niewierzący, nie stronił od wspomnień z młodości. „Czy Pan generał pamięta swoją Pierwszą Komunię Świętą?”

– pytał dziennikarz. „Pierwsza Komunia to wiosna 1930 r. Wiejski kościół parafialny w Dąbrowie Wielkiej, obecnie województwo łomżyńskie. Wielkie przeżycie, otaczająca serdeczność. Białe ubranko, lakierki, kokardka, przylizana grzywka”. Przychodził na spotkania absolwentów szkoły księży marianów. Regularnie jeździł do Watykanu, spotykał się z papieżem. Po latach Jaś Gawroński w liście do „Corriere della Sera” napisze, że Jan Paweł II uważał Wojciecha Jaruzelskiego za patriotę.

[srodtytul]Dwie twarze[/srodtytul]

Lech Kowalski, biograf Jaruzelskiego: – Miałem kiedyś sposobność obserwować generała jednego dnia w dwóch różnych miejscach. Rano w sądzie odgrywał rolę sponiewieranego przez życie staruszka, twarz obolała, ruch nóg posuwisty, krok tzw. narciarza, głośno wybijał laseczką rytm przemieszczania się po korytarzach sądowych. Po południu w klubie oficerskim w Warszawie na spotkaniu kombatanckim nie zauważyłem laseczki, na salę wpadł niczym pocisk. Gdy wszedł na mównicę, głos miał silny. Dużo gestykulował. Był znowu butny, pewny siebie, krytykował rząd i rządzących. Tłum był zachwycony.

Wiosną 2008 r. generał znalazł się w szpitalu. Chociaż jego stan nie był ciężki, żona Barbara zwierzała się dziennikarzom: – Mąż nie ma już woli i chęci ciągnięcia tego śmierdzącego wozu. Nie wiadomo, czy warto mieć zdrowie w tej sytuacji. Znów następny proces i znów następny proces – narzekała. W wypowiedzi dla „Trybuny” była bardziej dosadna: – Wykończyli nas – powiedziała.

Emisja w TVP filmu „Towarzysz generał” postawiła generała na nogi. Kowalski wspomina galopadę Jaruzelskiego od stacji telewizyjnej do stacji. – Był nie do zatrzymania. Nagle ozdrowiał, wszędzie go było pełno – wspomina.

Przez 20 lat kilka razy odegrał znaczącą rolę. Zwłaszcza w kontekście stosunków polsko-rosyjskich. Ale generał nie kreuje się na znawcę tematu.

– Panowie traktują mnie jak eksperta od spraw Rosji. To chyba nie w pełni zasłużona ocena. Co prawda, Rosję, Rosjan znam, szanuję i lubię. Widziałem ich w syberyjskiej tajdze, w okopach, w Akademgorodku i na Bajkonurze. To jednak było dawno. Ostatnio byłem w Moskwie przed dziesięciu laty – powiedział w wywiadzie udzielonym w 2000 r.

Uchyla się od oceny Władimira Putina. Zaznacza tylko, że w Rosji o demokracji w europejskim rozumieniu tego słowa nie może być mowy. Rosjanie traktują go jednak z takim szacunkiem, jaki mają dla własnych weteranów wojennych. Generał miał zawsze u nich dobrą prasę. „W Rosji patriotycznie nastawiona część społeczeństwa uważa, że Jaruzelski ma być sądzony za to, że był najlepszym przyjacielem Związku Radzieckiego i Rosji, odważnym weteranem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, który doszedł szlakiem bojowym do Berlina” – pisał w „Grani” Borys Sokołowski.

Czy to uznanie spowodowało, że bez skrupułów dał się wykorzystać przez stronę rosyjską podczas obchodów 60-lecia zakończenia II wojny światowej? Stosunki polsko-rosyjskie były wtedy w stanie wrzenia. Moskwa w odwecie za poparcie pomarańczowej rewolucji utrzymywała embargo na polskie mięso, kontakty dyplomatyczne prawie ustały. W Polsce powstał problem, jak zachować się wobec ostentacyjnego chłodu Rosji. Prezydent Aleksander Kwaśniewski zdecydował się przyjąć zaproszenie na huczne obchody rocznicy zakończenia wojny. Okazało się, że to generał Jaruzelski był honorowym gościem. Prezydentowi przydzielono zaś podczas defilady miejsce w tylnych rzędach. Tak Kwaśniewski płacił cenę za wsparcie pomarańczowej rewolucji.

Ale prawdziwym triumfem generała było niedawne zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego na obrady Rady Bezpieczeństwa Narodowego przed wizytą prezydenta Miedwiediewa. Bronisław Komorowski uczynił gest niczym Jan Paweł II, który zabierając Aleksandra Kwaśniewskiego do swego papamobile, przewiózł go w inną epokę.

– Jaruzelski to człowiek, który do dziś nie potrafi domknąć własnego życiorysu z okresu PRL. Na oficjalnej stronie internetowej linki zatytułowane: „Czechosłowacja”, „Wybrzeże 1970”, „Od sierpnia 1980 do 13 grudnia 1981”, „Droga do porozumienia”, „Okrągły Stół”, „Prezydent Polski”, „Przed sejmowymi komisjami”, są od lat ciągle w przygotowaniu – mówi płk Lech Kowalski. Ale dodaje, że wiele kolejnych publikacji, w tym drugie wydanie jego książki, te białe plamy wypełni.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy