To naprawdę głęboka i niebanalna produkcja. Twórców zainspirowała historia Dany, Syryjki, która w obawie przed wojną opuściła rodzinny dom i po długiej podróży dotarła do Niemiec, gdzie żyje zresztą do dziś.
Majd i Nour są małżeństwem, jednak nie mogą wyjechać razem. Wszystko przez starego, schorowanego dziadka, który nie przetrwałby trudów podróży. Wyrusza tylko ona. Przez cały czas utrzymuje jednak kontakt z mężem – za pomocą komórki i zainstalowanego w niej komunikatora. Dzięki temu wspólnie podejmują najważniejsze decyzje. Przynajmniej teoretycznie, bo przecież wcale nie jest powiedziane, że Nour posłucha się Majda i zrobi dokładnie to, co on radzi. A raczej, co gracz radzi, bo to on właśnie wciela się w rolę męża bohaterki, przez co często zdany jest wyłącznie na jej opisy i wyjaśnienia. Nie wie, przez co kobieta tak naprawdę przechodzi, gdyż ta siłą rzeczy cenzuruje część swoich przeżyć. Stara się jednak wczuć w jej sytuację i jak najlepiej doradzić. Gdzieś pomiędzy kolejnymi wydarzeniami czy rozmowami kryje się uczucie łączące małżeństwo. Dość długo są już razem i dobrze się znają. Nadal są też w sobie zakochani.
Najlepiej grać w „Bury me, my Love" na komórce. Akcja programu toczy się wówczas w czasie rzeczywistym, co robi niesamowite wrażenie. Bywa, że na odpowiedź Nour trzeba czekać kilka minut, ale też parę godzin. Grać można nawet kilka razy, twórcy przygotowali bowiem aż 19 różnych zakończeń, od smutnych po szczęśliwe.
„Bury me, my Love", The Pixel Hunt, PC, NS, komórki
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95