Dariusz Rosiak o najważniejszych obecnych teoriach spiskowych

W świecie, w którym większość polityków okazuje się wcześniej czy później kłamcami, nie trzeba być specjalnie podejrzliwym, żeby coraz mniej wierzyć w oficjalne wersje wydarzeń – właśnie dlatego, że są one oficjalne

Aktualizacja: 21.05.2011 14:10 Publikacja: 21.05.2011 01:01

Dariusz Rosiak o najważniejszych obecnych teoriach spiskowych

Foto: Fotorzepa, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Osama bin Laden nie został zastrzelony przez komandosów Navy Seals w Abbottabad. Faktycznie szef al Kaidy przeżył atak, został porwany, a następnie podczas transportu do amerykańskiej bazy wypadł Amerykanom z helikoptera do morza. Jakiś półgłówek zapomniał przypiąć zakapturzonego jeńca pasami do siedzenia, obsunął się biedak i... pluuuusk! Tyle po nim zostało. Stąd potem te idiotyczne, wymyślone naprędce tłumaczenia o pogrzebie szejka bin Ladena na morzu. Na szczęście nagranie z tego wypadku zachowało się, można je obejrzeć na Youtubie (2,5 miliona wejść w chwili, gdy to piszę).

To oczywiście kiepski dowcip, tak naprawdę Osama od lat współpracował z Amerykanami i dalej żyje na ich utrzymaniu, ewentualnie zabili go wcześniej, zamrozili jego ciało i trzymali w pogotowiu, by użyć go w dogodnym politycznie momencie. I teraz właśnie nadszedł taki moment: prezydent Obama miał tylko jedną szansę poprawić swoje notowania przed przyszłorocznymi wyborami i wykorzystał ją w 100 procentach – wyjmując ciało bin Ladena z lodówki. Szkoda tylko, że wypadł do morza...

Niektórym się wydaje, że teorie spiskowe stanowią domenę ludzi upośledzonych psychicznie, takich co to nie potrafią sprostać wymaganiom naszych skomplikowanych czasów i, aby ułatwić sobie życie, ulegają najbardziej fantazyjnym wymysłom oszustów z chorą wyobraźnią i zwykłych idiotów. W końcu w naszych czasach zabobony, zwłaszcza religijne, są wyśmiewane, a ich głosiciele ku uciesze tłumów upokarzani. Jednak to mit, że żyjemy w świecie, w którym rządzi zdrowy rozsądek. Miliony całkiem inteligentnych ludzi wierzą w bzdury w pełnym przekonaniu, że tylko w ten sposób są w stanie zachować niezależność od władzy i autorytetów oraz wykazać się samodzielnością myślenia.  Odkrywanie spisków jest dziś również uznaną metodą badawczą stosowaną przez media, oficjalne instytucje i coraz liczniejszych polityków.

Haki jak na dłoni

Obama musiał zrobić coś dla odwrócenia uwagi publicznej, bo lada moment miała wyjść na jaw prawda o jego pochodzeniu. Co prawda, na tydzień przed wyprawą po Osamę Biały Dom upublicznił świadectwo urodzenia prezydenta, ale to nie uciszyło tzw. Birthers, czyli wątpiących w amerykańską narodowość Obamy. Skąd wiadomo, że świadectwo jest prawdziwe? Służby specjalne są w stanie bez trudu wyprodukować każdy dokument. Nigdy się nie dowiemy, czy rzeczywiście urodził się na Hawajach, a nie w Kenii, czy nie wyrzekł się amerykańskiego obywatelstwa podczas pobytu w Indonezji i czy w skrytości ducha nie jest muzułmaninem.

A nawet jeśli jest amerykańskim chrześcijaninem, to przecież nie o to chodzi, tylko o to, że Obama stał się pionkiem w globalnej grze, której celem jest przekształcenie Stanów Zjednoczonych w policyjne państwo socjalistyczne. Metoda kontroli Amerykanów jest znana od lat: elektroniczne kody paskowe na produktach pozwalają bez problemu śledzić naród, zwłaszcza dysydentów. Oczywiście, że Biały Dom, media i szefowie najważniejszych amerykańskich instytucji uważają takie opinie za absurd – w końcu co mają mówić, skoro są częścią spisku? Dodatkowo Obama jest ukrytym gejem (jego dawni kochankowie umierają po kolei w tajemniczych okolicznościach) oraz w zasadzie głupkiem: Donald Trump już po ujawnieniu przez Biały Dom świadectwa urodzenia Obamy podniósł ważki temat słabych stopni przyszłego prezydenta w trakcie studiów. Podobno całą akademicką, a potem polityczną karierę zrobił na fali pozytywnej dyskryminacji.

Amerykańscy „Birthers" w ciągu tygodnia zmienili się w „Deathers" (Obama nie mówi prawdy na temat zabicia Osamy), ale nie wolno nam zapominać, że przecież ciągle działają „Truthers", czyli ruch kwestionujący oficjalną wersję zamachów z 11 września. Najczęściej powtarzana „prawdziwa wersja" głosi, że to sami Amerykanie dokonali zamachu, by mieć powód zaatakować Irak i Afganistan. Ta sama, lekko zmodyfikowana wersja głosi, że zamachu w porozumieniu z Amerykanami dokonał Izrael, a potwierdza to fakt, że wśród ofiar podobno nie było ani jednego Żyda (dostali informację, żeby tego dnia nie przychodzić do pracy). Francuz Thierry Meyssan napisał bestseller, w którym dowodzi, że 11 września nie było zamachu na Pentagon, a zniszczenie budynku to skutek akcji dezinformacyjnej neokonserwatystów i amerykańskiego kompleksu militarno-zbrojeniowego. Książka Meyssana „L'Effroyable Imposture" (Straszne oszustwo) przez siedem tygodni po publikacji w 2002 roku była na czele listy bestsellerów we Francji, tezy autora zdobyły popularność również w innych krajach.

Potomkowie Kartezjusza specjalizują się zresztą w formułowaniu teorii spiskowych, zwłaszcza gdy ich ofiarą pada Francuz, a w tle czają się Ameryka i Amerykanie. Dziś cała Francja żyje spiskiem zawiązanym w celu pozbawienia urzędu i upokorzenia moralnego Davida Straussa-Kahna, szefa MFW i potencjalnego kandydata na prezydenta Francji w nadchodzących wyborach. Autorów spisku może być wielu (obóz prezydenta Sarkozy'ego, który chce utrącić przeciwnika w wyborach, Amerykanie, którzy tradycyjnie chcą upokorzyć Francuza), haki na Straussa-Kahna też widać jak na dłoni („Pieniądze, kobiety i mój judaizm" – tymi słowami ten znany socjalista, rzecznik francuskiej klasy robotniczej i innych wykluczonych, określał swoje wrażliwe punkty, które mogłyby stać się podstawą ataku przeciwników). I wreszcie istnieją materialne podstawy, by sądzić, że szef MFW został perfidnie sprowokowany, by rzucić się nago na pokojówkę z hotelu Sofitel: informacja o aresztowaniu Straussa-Kahna ukazała się na Twitterze, zanim ujawniły ją światowe media. Autorem tweeta miał być Jonathan Pinet, działacz partii Sarkozy'ego UMP, który wcześniej otrzymał sygnał o aresztowaniu polityka od swojego kolegi, który pracował w hotelu. Czyli że wszystko było nagrane, a Strauss-Kahn pada ofiarą spisku. Dokładnie tak uważa dziś 57 proc. Francuzów (sondaż z tego tygodnia dla „Le Nouvel Observateur").

Około jednej trzeciej Brytyjczyków uważa, że księżna Diana została zamordowana. W grę wchodzi m.in. teza, że Dianę zabito na polecenie Osamy bin Ladena, który się obawiał, że po ślubie z Dodim al Fayedem i przejściu na islam (co było dokładnie zaplanowane) księżna może stanowić zły wzór do naśladowania dla muzułmańskiej młodzieży żeńskiej. Tego typu teorie wypełniają 36 tys. adresów internetowych założonych po tragicznej śmierci Diany w 1997 roku i poświęconych spiskom na jej życie. Można również bezpiecznie założyć, że procent wierzących w spiskową wersję śmierci Diany będzie rósł, zwłaszcza po prezentacji na festiwalu filmowym w Cannes filmu pt. „Unlawful Killing" (Zabójstwo), w którym przedstawiona jest teoria od lat propagowana przez ojca Dodiego – Mohameda al Fayeda. Według niej Diana zginęła na polecenie królowej Elżbiety, która nie mogła znieść myśli, że po rozwodzie z Karolem księżna mogłaby poślubić muzułmanina.

Wieloletnie dochodzenie prowadzone we Francji i Anglii wykazało niezbicie, że Diana i jej towarzysz zginęli w nieszczęśliwym wypadku. Angielski koroner badał również wersję ewentualnego zamachu. Bez skutku.

Polska wygląda w tym towarzystwie na ostoję zdrowego rozsądku. Zaledwie 8 procent Polaków twierdzi, że katastrofa w Smoleńsku była wynikiem rosyjskiego zamachu (sondaż OBOP z początku kwietnia 2011 roku). Przez moment popularna była teoria helowa rozpowszechniana przez przedstawiciela części rodzin ofiar, pewien rozgłos zdobyła również teza zawarta w książce Leszka Szymowskiego „Zamach w Smoleńsku. Niepublikowane dowody zbrodni". Odnajdujemy w niej szokujący opis katastrofy prezydenckiego tupolewa: ścinał drzewa, ale poobijany wylądował awaryjnie w błocie. O 8.39 rozerwała go siła wybuchu bomby próżniowej i ona też zabiła część pasażerów. Ci, którzy przeżyli, zostali zamordowani strzałami z broni palnej. Wiadomo, kto strzelał.

Szymowski pisze, że Lech Kaczyński został zamordowany, ponieważ mógł ponownie wygrać wybory. Pozbyto się go, ponieważ „szkodził polityce rosyjskiego imperializmu, bo wciągał Gruzję do NATO, umacniał niepodległość Polski, przyczynił się do rozwiązania WSI i sprzeciwiał się niekorzystnym zapisom umowy gazowej". Amerykanie dysponują zdjęciami satelitarnymi potwierdzającymi tezy autora i nawet gotowi są nam je przekazać, jednak premier Tusk nie skorzystał z propozycji. Wiadomo dlaczego.

Nie mówią nam prawdy

No właśnie: dlaczego? Przykłady wyżej opisane nie pochodzą sprzed stuleci ani nie dotyczą społeczeństw wierzących w zabobony. Wszystko to dzieje się teraz, w naszym najbardziej racjonalnym ze światów, w którym nauka pretenduje do wyjaśnienia najbardziej skomplikowanych zjawisk. Dlaczego tak trudno uwierzyć, że samochód prowadzony wąskim tunelem z prędkością 160 km na godzinę przez pijanego kierowcę może się rozbić? A osoba siedząca w tym samochodzie bez zapiętych pasów bezpieczeństwa może umrzeć? To jednak takie banalne. Nie, księżna Walii nie mogła zginąć w tak prozaicznych okolicznościach.

Dlaczego Francuzi nie chcą przyjąć do wiadomości rzeczy najbardziej oczywistej: w USA osoba oskarżona o usiłowanie gwałtu zostaje zakuta w kajdany i trafia do więzienia, nawet jeśli jest szefem potężnej instytucji finansowej. I również wtedy gdy nie jest Francuzem.

Dlaczego miliony ludzi wierzą, że Kentucky Fried Chicken dorzuca do kurczaków środek powodujący impotencję u czarnych mężczyzn, Elvis zmarł ze starości dopiero około 1996 roku, a Paul McCartney nie żyje od 1966 roku i został zastąpiony sobowtórem (informacje na ten temat zawarte są na każdej płycie Beatlesów od „Rubber Soul", wystarczy w odpowiednim miejscu, znanym wtajemniczonym fanom, puścić krążek do tyłu)?

Specjaliści od wyjaśniania teorii spiskowych podkreślają często ich nieracjonalne podstawy. W to, że Osama żyje pod opieką FBI i CIA, wierzyć mogą tylko czuby. To zbyt proste wytłumaczenie. Większość teorii spiskowych wynika bowiem z braku zaufania do oficjalnej władzy. W świecie, w którym większość polityków okazuje się wcześniej czy później kłamcami, nie trzeba być specjalnie podejrzliwym, żeby coraz mniej wierzyć w oficjalne wersje wydarzeń – właśnie dlatego, że są one oficjalne. „Oni nie mówią nam prawdy" – z takim przeświadczeniem żyją miliony ludzi bez względu na to, czy mieszkają w Paryżu, Nowym Jorku czy Warszawie.

Czy choćby w świecie muzułmańskim. Zasadniczy problem z teoriami spiskowymi polega na tym, że spiski naprawdę się zdarzają, zwłaszcza w tamtym rejonie świata. To CIA obaliła w 1953 r. irańskiego premiera Mosadeka, wojna o Kanał Sueski w 1956 r. była skutkiem tajnej umowy zawartej przez Wielką Brytanię, Francję i Izrael. Jeśli spisek możliwy był pół wieku temu, to dlaczego nie dziś? W społeczeństwach rządzonych przez brutalne, zamknięte dyktatury wiara w nieustanny spisek jest w istocie jedną z nielicznych racjonalnych opcji dostępnych człowiekowi szukającemu sensu wydarzeń. „Fakt, że jestem paranoikiem, nie znaczy, że oni wszyscy mnie nie śledzą" – mówił Woody Allen w jednym ze swoich filmów i miał rację.

Rewolucja październikowa naprawdę posłużyła grupce fanatyków do przejęcia władzy nad imperium. Amerykańska mafia istniała na długo, zanim Joe Valachi ujawnił publicznie zasady jej funkcjonowania, podobnie projekt Manhattan, w ramach którego działały tajne laboratoria w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii. I jeszcze uwłaszczenie komunistów w Polsce po roku 1989 było faktem, a nie wymysłem prawicowych bolszewików. A prawdopodobieństwo, że trzej porywacze Krzysztofa Olewnika przez nikogo niewspomagani popełnili samobójstwo w celi – o czym chce nas przekonać prokuratura – jest mniej więcej takie samo jak lądowanie na Księżycu w 1942 roku załogi astronautów z hitlerowskich Niemiec (w 1969 roku Amerykanie skorzystali z ich bazy).

Szukał sensu, znalazł spisek

Każda, albo prawie każda teoria spiskowa odpowiada na autentyczne zapotrzebowanie wyjaśnienia faktów czy zjawisk, które nas przerastają. Co oczywiście stanowi ogromne pole do popisu dla polityków i innych różnego rodzaju manipulatorów. W istocie wiele teorii spiskowych rodzi się wokół rzeczywiście niewyjaśnionych albo pogmatwanych kwestii, a sprawa smoleńska jest tutaj najlepszym przykładem. Według cytowanego wyżej sondażu aż 80 procent Polaków nie wie, co tak naprawdę stało się w Smoleńsku, i jest to z pewnością najbardziej racjonalne stanowisko, jakie można przyjąć. Dochodzenie rosyjskie okazało się farsą, a polskie, na skutek wcześniejszych decyzji rządu o przekazaniu zasadniczego śledztwa Rosjanom, toczy się w atmosferze braku zaufania ze strony społeczeństwa.

Na tym braku zaufania i wątpliwościach Polaków przez ostatni rok budowane są teorie mniej lub bardziej spiskowe: od nacisków wywieranych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pilotów do zamachu zorganizowanego w celu zabicia prezydenta i sporej części polskiej elity politycznej. Co ciekawe, politycy i środowiska wspierające mniej lub bardziej milcząco obie teorie nie odcinają się od nich w jednoznaczny sposób nawet po tym, gdy kolejne etapy dochodzenia wykazują brak dowodów na poparcie którejkolwiek z tez.

Do tego dochodzą jeszcze dodatkowe teorie spiskowe formułowane wokół katastrofy, z których jedna z bardziej kuriozalnych została wymyślona przez Janusza Palikota i głosi, że „Rzeczpospolita" tuż po katastrofie smoleńskiej przygotowywała specjalne numery gazety, w których informowała o działalności Lecha Kaczyńskiego. Miało to według Palikota pomóc Jarosławowi Kaczyńskiemu utrzymywać w tajemnicy przed swoją chorą matką informację o katastrofie rządowego Tu-154. Palikot przegrał proces w tej sprawie, ale założę się, że wielu jego zwolenników wierzy w te brednie, podobnie jak na wielu zwolennikach teorii zamachu nie zrobiło wrażenia wykluczenie przez prokuraturę możliwości zamachu, a na zwolenników tezy o naciskach na pilotów nie wpłynęło ogłoszenie przez prokuraturę, że dowodów na podobne naciski nie ma.

Teorie spiskowe mają się bowiem nijak do dowodów. Cały ich urok polega na tym, że czym więcej dowodów na to, iż teza jest błędna, tym mniej realne staje się jej obalenie. Teorie spiskowe czasem umierają samorzutnie, ale obalić ich siłą argumentu nie sposób. Nie da się udowodnić, że Barack Obama nie chce wprowadzić szarijatu w  USA, a ludzkość nie znajduje się jednak pod władzą jaszczurów, którzy dzięki temu, że odżywiają się naszą krwią, potrafią upodobnić się wyglądem do  ludzi (teza byłego komentatora sportowego BBC Davida Icke'a, którą rozwinął w czterech niedawno wydanych poczytnych książkach), bo ilość argumentów na obronę tez przeciwnych jest nieskończona. Dla wielu ludzi wiara w teorie spiskowe jest sensem życia, a zdolność pamiętania wszelkich możliwych detali danego wydarzenia powoduje, że w rozmowie z nimi ich przeciwnicy nie mają szans. W istocie rezultat rozmowy z wyznawcą teorii spiskowej może być tylko jeden: jak pisał kiedyś Wojciech Młynarski o politykach, „A gdy z nimi się w dyskusję wdam/Oni nie zmądrzeją, ja zgłupieję". Nie sposób przecież znaleźć odpowiedź czy racjonalną interpretację setek niewyjaśnionych okoliczności i szczegółów, które towarzyszą każdemu skomplikowanemu wydarzeniu. Zawsze zostaje jakaś niewyjaśniona część, która może się stać początkiem spisku.

Najlepsze teorie spiskowe są epickie w swoim wymiarze. Wyjaśniają one całość rzeczywistości, wpisują się w narracje narodowe czy społeczne, takie, które kształtują świadomość całych wspólnot. Tak skonstruowane są zarówno teorie na temat 11 września, jak również mit Diany, cierpiącego niewinnego piękna, które ginie pod naporem sił zła. Spisek przeciwko Straussowi-Kahnowi tylko na pozór dotyczy podstarzałego kawiorowego socjalisty przyzwyczajonego do brania kobiet jak leci i bez żadnych konsekwencji. W istocie we francuskiej opowieści o jego upokorzeniu przez jankeskich barbarzyńców tkwi jeden z głównych tematów współczesnej Francji – jej kompleks wobec Ameryki, która bezprawnie zajęła przynależną Francji rolę światowego mocarstwa. Teoria o zamachu w Smoleńsku wpisuje się w metafizyczno-polityczne uzasadnienie tezy o wiecznym cierpieniu Polski i wyjaśnia, dlaczego, dopóki będzie istnieć Rosja, nasz kraj nigdy nie zazna wolności i pomyślności.

Zbyt okrutna prawda

Najbardziej pociągającą epicką teorią spiskową jest opowieść o rządzie światowym. Tajny rząd światowy powstał w 1973 roku z polecenia Davida Rockefellera (oczywiście Żyda), rekina finansowego, długoletniego szefa Chase Manhattan Bank. Nie szkodzi, że Komisja Trójstronna nie jest organizacją tajną, jej adres znajduje się w nowojorskiej książce telefonicznej, na jej stronie www.trilateral.org można znaleźć listę jej członków (w tym kilku Polaków), broszury i opracowania, a jej obrady są jawne i dostępne dla mediów (np. w 2004 r. doroczne spotkanie Komisji odbyło się w Warszawie. Przewodniczył Andrzej Olechowski, wśród mówców byli m.in. prezydenci Kwaśniewski i Wałęsa, prezes NBP Leszek Balcerowicz, ówczesny szef Orlenu Zbigniew Wróbel).

Bardziej skrycie działa inna odnoga „rządu światowego" klub Bilderberg – od nazwy hotelu w Oosterbeck w Holandii, gdzie w 1954 roku po raz pierwszy spotkało się kilkudziesięciu najbardziej wpływowych polityków, biznesmenów i naukowców świata. I co z tego, że się spotkali? No właśnie, nie wiadomo. W dorocznych spotkaniach biorą udział prezesi największych banków i firm, wydawcy i naczelni wielkich dzienników, posłowie, ministrowie, komisarze europejscy, członkowie rodzin królewskich. Te spotkania są zarezerwowane wyłącznie dla uczestników, protokoły przemówień nie są dostępne, mediów się nie zaprasza.

Nic dziwnego, że tajne spotkania tego typu gości budzą zainteresowanie i podejrzenia na całym świecie. Serbowie oskarżają Bilderberg o wywołanie wojny, w wyniku której rozpadła się Jugosławia.  Lewica uważa, że Bilderberg steruje sprawami świata wbrew interesom najbiedniejszych i sprzyja światowemu kapitalizmowi. Radykalna prawica oskarża klub o realizowanie syjonistycznego spisku. Publicysta „Naszego Dziennika" Stanisław Krajski zgrabnie łączy oba nurty i pisze, że efektem realizacji programu klubu Bilderberg „ma być jedno ogólnoświatowe państwo, w którym zanikną wszelkie narodowości, a religią panującą będzie nowe pogaństwo".

Prezes klubu, 79-letni były komisarz europejski Etienne Davignon, zbywa tego typu przypuszczenia i twierdzi, że Bilderberg jest po prostu klubem dyskusyjnym: „Bilderberg nie próbuje dochodzić do jakichkolwiek wniosków. Nie ma ustalonej agendy, nie dążymy do wewnętrznego porozumienia. Każdy mówi to, co myśli, a fakt, że dyskusja odbywa się bez obecności mediów, powoduje, że możemy sobie pozwolić na otwartość. Ludzie, którzy mają wpływy, mówią do innych ludzi, którzy mają wpływy, i dowiadują się, jakie są między nimi różnice".

Kto by tam wierzył w takie banialuki? Wniosek, że wydarzenia, w których uczestniczymy, tylko częściowo podlegają naszej kontroli, że naszym życiem rządzi często przypadek, albo, co gorsza, ludzka głupota, zawiść, niekompetencja, że wykorzystują nas wszelkiej maści manipulatorzy i cynicy – jest nie do przyjęcia, bo zbyt okrutny. Człowiek szukający sensu w wydarzeniach, których nie da się zrozumieć, to postać samotna i tragiczna. Może również i od tej strony warto spojrzeć na zwolenników teorii spiskowych.

Osama bin Laden nie został zastrzelony przez komandosów Navy Seals w Abbottabad. Faktycznie szef al Kaidy przeżył atak, został porwany, a następnie podczas transportu do amerykańskiej bazy wypadł Amerykanom z helikoptera do morza. Jakiś półgłówek zapomniał przypiąć zakapturzonego jeńca pasami do siedzenia, obsunął się biedak i... pluuuusk! Tyle po nim zostało. Stąd potem te idiotyczne, wymyślone naprędce tłumaczenia o pogrzebie szejka bin Ladena na morzu. Na szczęście nagranie z tego wypadku zachowało się, można je obejrzeć na Youtubie (2,5 miliona wejść w chwili, gdy to piszę).

To oczywiście kiepski dowcip, tak naprawdę Osama od lat współpracował z Amerykanami i dalej żyje na ich utrzymaniu, ewentualnie zabili go wcześniej, zamrozili jego ciało i trzymali w pogotowiu, by użyć go w dogodnym politycznie momencie. I teraz właśnie nadszedł taki moment: prezydent Obama miał tylko jedną szansę poprawić swoje notowania przed przyszłorocznymi wyborami i wykorzystał ją w 100 procentach – wyjmując ciało bin Ladena z lodówki. Szkoda tylko, że wypadł do morza...

Niektórym się wydaje, że teorie spiskowe stanowią domenę ludzi upośledzonych psychicznie, takich co to nie potrafią sprostać wymaganiom naszych skomplikowanych czasów i, aby ułatwić sobie życie, ulegają najbardziej fantazyjnym wymysłom oszustów z chorą wyobraźnią i zwykłych idiotów. W końcu w naszych czasach zabobony, zwłaszcza religijne, są wyśmiewane, a ich głosiciele ku uciesze tłumów upokarzani. Jednak to mit, że żyjemy w świecie, w którym rządzi zdrowy rozsądek. Miliony całkiem inteligentnych ludzi wierzą w bzdury w pełnym przekonaniu, że tylko w ten sposób są w stanie zachować niezależność od władzy i autorytetów oraz wykazać się samodzielnością myślenia.  Odkrywanie spisków jest dziś również uznaną metodą badawczą stosowaną przez media, oficjalne instytucje i coraz liczniejszych polityków.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał