Czeska i niemiecka pamięć lat komunizmu

Są takie miejsca na ziemi, z których nie trzeba się ruszać, by poznać tego świata wcale niemałą część. Tak właśnie jest z Libercem

Publikacja: 28.07.2011 19:23

"Grandhotel"

"Grandhotel"

Foto: materiały prasowe

Wcześniej był to Reichnberg, Reichmberg, Reychinberg. A poza tym – czytamy w powieści Jaroslava Rudisa „Grandhotel" – „Rychberg, Lychberg, Liberec i może jeszcze jakoś inaczej, ale tego już nikt nie pamięta, nawet Franz, który poza tym pamięta prawie wszystko".

Franz jest chorym na pamięć Niemcem sudeckim, który wie jedno: „Człowiek musi skończyć tam, gdzie się urodził". A on się urodził w Libercu i dlatego musiał tam wrócić, by symbolicznie pochowawszy swoich przyjaciół, strzelić sobie w łeb. Trudno powiedzieć, by w rodzinnych stronach przyjęto go godziwie. Nazywano go naziolem i życzliwie doradzano, że skoro rozejrzał się już w rodzinnych stronach, to teraz – won do Reichu.

Franz znajduje poplecznika i pomoc w osobie Fleichsmana, bohatera powieści Rudisa. Nie potrafi on sobie poradzić z traumą, jaką było porzucenie go przez rodziców. Matka umarła, ojca pochłonęło Monachium, skąd przychodziły karty pocztowe. Nieotwierane, nieczytane przez syna.

Fleichsman (dopiero pod koniec książki dowiemy się, jak ma na imię) dostał się pod opiekę rzekomego krewniaka Jegra, najpierw kierownika sklepu, a potem – po tzw. transformacji – szefa Grandhotelu, architektonicznego cudu na szczycie góry Jested. Zatrudnia tam za grosze swego wychowanka, który interesuje się wyłącznie stanem pogody, bo to ona, jego zdaniem, rządzi światem.

Jegr katuje go wspomnieniami z „pociągów przyjaźni", wakacji na Rugii czy z festiwali piosenki w Polsce, Bułgarii i na Węgrzech. Wspomnienia te kraszone są utworami, żeby tylko Gotta i Matuski, ale i Udo Lindenburga oraz NRD-owskiej grupy Pudhys. Były jeszcze takie kapele jak Katpolk czy Karat. I to, co najważniejsze: „Jegr mówił, że Gagarinowi kiedyś kłaniał się i Wschód, i Zachód, bo Gagarin naprawdę coś osiągnął – w 108 minut obleciał cały świat i odkrył, że wokół Ziemi jest coś jakby aureola, ale Jegr w to akurat nie wierzy.

I jeszcze coś: według Jegra pasuje do naszego Grandhotelu, bo Jested też wygląda jak rakieta. I Gagarin był kiedyś w naszym mieście, i dał Jegrowi autograf do pamiętnika, a także zrobił sobie z nim zdjęcie. To zdjęcie i autograf Jegr trzyma w ramce na honorowym miejscu swojego muzeum bloku wschodniego, tuż nad sztucznym jeziorkiem z czerwonymi rybkami, które kiedyś jeden pijany prażak wyłowił, zjadł na miejscu i potem zwymiotował, a my musieliśmy wzywać karetkę".

Wszystko jasne? Może poza Fleichsmanem, który nie był nigdzie poza Libercem, a dzięki chmurom rozumie świat cały. I buja w obłokach...

Pięć lat temu David Ondricek nakręcił film „Grandhotel". Ale trzeba zauważyć: ani książka nie jest scenariuszem filmowym, ani film nie jest adaptacją powieści.

Jaroslav Rudis „Grandhotel". Przeł. Katarzyna Dudziec. Good Books, Wrocław 2011.

KONKURS:

Dla naszych czytelników mamy 3 książki:

Wygrają 3 pierwsze zgłoszenia na adres kultura@rp.pl z linkiem do zamieszczonej w Serwisie Kulturalnym rp.pl recenzji książki. W tytule mejla proszę wpisać "Grandhotel".

Start konkursu: czwartek, 28 lipca, godz. 18.00.

Znamy już zwycięzców, poinformujemy ich  drogą elektroniczną.  Dziękujemy za udział w konkursie :)

Zostań fanem serwisu na Facebooku

.

Wcześniej był to Reichnberg, Reichmberg, Reychinberg. A poza tym – czytamy w powieści Jaroslava Rudisa „Grandhotel" – „Rychberg, Lychberg, Liberec i może jeszcze jakoś inaczej, ale tego już nikt nie pamięta, nawet Franz, który poza tym pamięta prawie wszystko".

Franz jest chorym na pamięć Niemcem sudeckim, który wie jedno: „Człowiek musi skończyć tam, gdzie się urodził". A on się urodził w Libercu i dlatego musiał tam wrócić, by symbolicznie pochowawszy swoich przyjaciół, strzelić sobie w łeb. Trudno powiedzieć, by w rodzinnych stronach przyjęto go godziwie. Nazywano go naziolem i życzliwie doradzano, że skoro rozejrzał się już w rodzinnych stronach, to teraz – won do Reichu.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał