Reklama
Rozwiń

Czeska i niemiecka pamięć lat komunizmu

Są takie miejsca na ziemi, z których nie trzeba się ruszać, by poznać tego świata wcale niemałą część. Tak właśnie jest z Libercem

Publikacja: 28.07.2011 19:23

"Grandhotel"

"Grandhotel"

Foto: materiały prasowe

Wcześniej był to Reichnberg, Reichmberg, Reychinberg. A poza tym – czytamy w powieści Jaroslava Rudisa „Grandhotel" – „Rychberg, Lychberg, Liberec i może jeszcze jakoś inaczej, ale tego już nikt nie pamięta, nawet Franz, który poza tym pamięta prawie wszystko".

Franz jest chorym na pamięć Niemcem sudeckim, który wie jedno: „Człowiek musi skończyć tam, gdzie się urodził". A on się urodził w Libercu i dlatego musiał tam wrócić, by symbolicznie pochowawszy swoich przyjaciół, strzelić sobie w łeb. Trudno powiedzieć, by w rodzinnych stronach przyjęto go godziwie. Nazywano go naziolem i życzliwie doradzano, że skoro rozejrzał się już w rodzinnych stronach, to teraz – won do Reichu.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Plus Minus
Jan Rulewski: Elity stały się ministrantami w kościele Leszka Balcerowicza
Plus Minus
Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody
Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Antropolog kultury: Pozorna moc obrazów trzyma się mocno
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Dwie nowe ekranizacje „Lalki” Bolesława Prusa? O dwie za dużo