A co jeżeli musimy pracownika zwolnić? Mamy kryzys, coraz częściej trzeba zwalniać, a biznesmen katolik nie ma chyba tej bezwzględności w sobie...
Jeśli między pracownikiem a menedżerem jest dialog, jest komunikacja, to zawsze łatwiej znaleźć wyjście najlepsze dla firmy i dla pracownika. Jeśli się siebie nawzajem boimy, to nie mamy rozeznania w naszej sytuacji i niekoniecznie decyzje przez nas podejmowane będą słuszne. Ja nieraz zwalniałem ludzi, ale w zdecydowanej większości przypadków z tymi zwalnianymi pracownikami utrzymywałem potem bardzo ścisły kontakt. Nawet ci pracownicy przychodzili potem do mnie po rady, bo np. nie radzili sobie w nowej pracy.
I nigdy nie miał pan wyrzutów sumienia?
Zawsze rozmawiałem z ludźmi otwarcie, szczerze, prowadziłem z nimi dialog. Oczywiście, nie ze wszystkimi mi się udawało – ale też nigdy nie miałem ambicji, by tak było.
Katolik to dobry mąż, dobry ojciec, dobry sąsiad. Zostaje jeszcze czas na bycie dobrym szefem?
By być dobrym menedżerem, trzeba osiągnąć harmonię w życiu. Jeżeli jej nie mamy , trudno nam zaprowadzić ją w firmie. Kosztem życia osobistego nie osiągniemy żadnych sukcesów w pracy zawodowej, za to szczęście osiągnięte np. w rodzinie przekłada się bezpośrednio na nasze podejście do podwładnych, kontrahentów czy do klientów.
A jak ważne jest zaangażowanie społeczne dla biznesmena katolika?
To wręcz nasz obowiązek. Człowiek otrzymuje coś od społeczeństwa i powinien to w jakiś sposób temu społeczeństwu oddać. To jest jedna z takich sfer, która jest konieczna dla utrzymania wewnętrznej równowagi. Każdy katolik, a biznesmen tym bardziej, musi działać pro publico bono. Inaczej – zapewniam – sami będziemy nieszczęśliwi.