Fantastyka – pisał o tym wielokrotnie mój redakcyjny kolega Rafał Ziemkiewicz – nie ma szczęścia. Traktowana jest najczęściej z góry. Mistrzowie „literatury poważnej" uważają twórców fantastyki za przedstawicieli gatunku niższego. Może i popularnego, ale między innymi dlatego właśnie niegodnego uwagi tych, którzy płodzą dzieła na miarę (w ich mniemaniu...) „Ulissesa".
Dlatego, choć fantastyką (i to polityczną!) zajmowali się najwięksi z wielkich (między innymi Adam Mickiewicz), to fantasta, który próbowałby powiedzieć coś ważnego w którymś z wielkich polskich sporów, stanąłby z góry na straconej pozycji. A już zwłaszcza gdyby spróbował uczynić to w konwencji najmniej poważnej, jaką jest – zdaniem krytyków z górnej półki – tak zwana historia alternatywna.
Na taką straceńczą szarżę zdecydował się Łukasz Orbitowski, chyba najlepszy z generacji urodzonych w drugiej połowie lat 70. polskich fantastów. Nie zostanie doceniony, z racji uprawianego gatunku właśnie. A przecież wypowiedział ważny głos w jednej z najważniejszych polskich dyskusji – tej o powstaniu warszawskim.
Bez powstania świat jest gorszy
Widma" to historia alternatywna, powiedzmy od razu, dość szczególna. Przede wszystkim dlatego, że „normalna" powieść z tego gatunku przedstawia jakąś odnogę rzeczywistości, która od tej nam znanej odgałęziła się na skutek... różnych rzeczy – innej decyzji jakiegoś decydenta czy przypadku. Z logiką bywa pod tym względem lepiej albo gorzej, tak czy inaczej punkt zwrotny historii jest czymś z porządku racjonalnego.
Tymczasem u Orbitowskiego jest inaczej. Cała intryga opiera się na tym, że nie wybuchło powstanie warszawskie. Ale nie dlatego, że na przykład dowódca wywiadu AK, pułkownik Iranek-Osmecki, który w rzeczywistości miał meldunki o załamaniu radzieckiego natarcia pod Wołominem i wzmocnieniu niemieckiego frontu doborowymi jednostkami, spóźnił się na odprawę dowództwa Armii Krajowej, na której podjęto nieszczęsną decyzję o rozpoczęciu akcji, na tę naradę zdążył, więc „Bór" podjął decyzję: „czekamy". Nie, w „Widmach" powstanie nie wybucha na skutek jakiegoś racjonalnego czynnika, tylko na skutek ingerencji czynnika nadnaturalnego.