Trzeba wystrzelać gniew

Po lekturze „Widm” Orbitowskiego może przyjść do głowy myśl: jak to dobrze, że było powstanie, że Niemcy zburzyli Warszawę i wymordowali  150 tysięcy jej mieszkańców

Publikacja: 02.06.2012 01:01

Fantastyka – pisał o tym wielokrotnie mój redakcyjny kolega Rafał Ziemkiewicz – nie ma szczęścia. Traktowana jest najczęściej z góry. Mistrzowie „literatury poważnej" uważają twórców fantastyki za przedstawicieli gatunku niższego. Może i popularnego, ale między innymi dlatego właśnie niegodnego uwagi tych, którzy płodzą dzieła na miarę (w ich mniemaniu...) „Ulissesa".

Dlatego, choć fantastyką (i to polityczną!) zajmowali się najwięksi z wielkich (między innymi Adam Mickiewicz), to fantasta, który próbowałby powiedzieć coś ważnego w którymś z wielkich polskich sporów, stanąłby z góry na straconej pozycji. A już zwłaszcza gdyby spróbował uczynić to w konwencji najmniej poważnej, jaką jest – zdaniem krytyków z górnej półki – tak zwana historia alternatywna.

Na taką straceńczą szarżę zdecydował się Łukasz Orbitowski, chyba najlepszy z generacji urodzonych w drugiej połowie lat 70. polskich fantastów. Nie zostanie doceniony, z racji uprawianego gatunku właśnie. A przecież wypowiedział ważny głos w jednej z najważniejszych polskich dyskusji – tej o powstaniu warszawskim.

Bez powstania świat jest gorszy

Widma" to historia alternatywna, powiedzmy od razu, dość szczególna. Przede wszystkim dlatego, że „normalna" powieść z tego gatunku przedstawia jakąś odnogę rzeczywistości, która od tej nam znanej odgałęziła się na skutek... różnych rzeczy – innej decyzji jakiegoś decydenta czy przypadku. Z logiką bywa pod tym względem lepiej albo gorzej, tak czy inaczej punkt zwrotny historii jest czymś z porządku racjonalnego.

Tymczasem u Orbitowskiego jest inaczej. Cała intryga opiera się na tym, że nie wybuchło powstanie warszawskie. Ale nie dlatego, że na przykład dowódca wywiadu AK, pułkownik Iranek-Osmecki, który w rzeczywistości miał meldunki o załamaniu radzieckiego natarcia pod Wołominem i wzmocnieniu niemieckiego frontu doborowymi jednostkami, spóźnił się na odprawę dowództwa Armii Krajowej, na której podjęto nieszczęsną decyzję o rozpoczęciu akcji, na tę naradę zdążył, więc „Bór" podjął decyzję: „czekamy". Nie, w „Widmach" powstanie nie wybucha na skutek jakiegoś racjonalnego czynnika, tylko na skutek ingerencji czynnika nadnaturalnego.

Nadnaturalnego i, powiedzmy sobie szczerze, demonicznego. Bo – i to jest drugi element odróżniający powieść Orbitowskiego od większości historii alternatywnych – ich autorzy opisują najczęściej rzeczywistości lepsze od tych realnych. Rosyjski nurt „imperskoj fantastiki" konstruuje całe światy, w których nie było rewolucji październikowej i dziś cesarstwo rosyjskie włada połową świata. Polacy lubują się w opisach mocarstwowej Rzeczypospolitej. Albo chociaż, jak Marcin Ciszewski, który w cyklu powieści o losach współczesnego batalionu WP przerzuconego w rok 1939 realizuje wizję, w myśl której tego rodzaju ingerencja poprawia sytuację „sił dobra" taktycznie, zmniejsza ich straty, ale na wielką wojnę ma wpływ bardzo ograniczony. Polakom udaje się przedłużyć kampanię wrześniową o kilka miesięcy, ale w końcu Niemcy i tak zwyciężają. A na wielką politykę ma to wpływ niemal zerowy. Udział batalionu w powstaniu warszawskim, zajęcie całej stolicy i nawet dowiezienie do niej brygady Sosabowskiego i rządu z Londynu nie zmieniają historii – PRL powstaje i tak.

Tymczasem u Orbitowskiego powstania nie ma, ocalało więc 150 tysięcy ludzi i miasto, ale rzeczywistość dziesięć lat potem bynajmniej nie jest lepsza od tej, którą znamy.

Wampiryczna Warszawa

Odwrotnie – wiele przemawia na rzecz tezy, że jest gorsza. Czego symbolem może być los... Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. W naszej rzeczywistości zginął od kuli niemieckiego snajpera na początku powstania. W rzeczywistości „Widm" żyje, przetrwał krótkotrwałe więzienie w PRL, w okolicach roku 1954 już dawno skapitulował jednak przed systemem. Zmaga się z twórczą niemocą, wykańczającą go wódką i żoną – sekutnicą. I dociera do niego, że minął go los inny. Lepszy. Chętnie „zapłaciłby cenę za przedwczesną śmierć".

Nie tylko on. Warszawa wczesnych lat 50., którą znamy z opowieści najstarszego pokolenia, wspomnień, filmów i książek, z Osieckiej, Hłaski, Tyrmanda i Kisiela (by do nich się ograniczyć), była miastem okaleczonym, dźwigającym się z ruin, skrwawionym, sterroryzowanym. Ale zarazem w jakiś sposób porywającym, wyrywającym się w przyszłość, promieniującym élan vital.

Ocalała Warszawa Orbitowskiego jest miejscem po prostu ponurym. Miejscem, od którego niemal fizycznie (a od pewnego momentu – po prostu fizycznie) czuć gnicie. Miejscem odrażającym.

W powieści Marka Huberatha „Druga podobizna w alabastrze" nie powstało chrześcijaństwo (bo Maria odmówiła przyjęcia Zwiastowania), więc świat stracił (czy raczej: nie zyskał) sens i powoli się kończy. Ziemia wyziębia się, rosną lodowce, gasną gwiazdy... U Orbitowskiego takim światem jest Warszawa. Umknęła swojemu przeznaczeniu, ponuremu i wielkiemu, a za to się płaci.

I w miarę jak rozwija się akcja powieści (postarajmy się nie zdradzić zbyt wiele z akcji, choć to zadanie bardzo trudne), coraz bardziej to czuje. Warszawę ogarnia gorączka – miasto żyjące dotąd jakimś dziwacznym, wampirycznym „życiem po życiu" zaczyna w zupełnie innych warunkach jakby reprodukować to, co powinno uczynić dziesięć lat wcześniej, a czego nie zrobiło... Zaczyna jakby odprawiać rytuał, którego nie mogło poznać, ale którego mu brakuje, który czuje swoją podświadomością.

„Na Białobrzeskiej dziki tłum. Na placyku oczyszczonym z resztek ruin odprawiano mszę świętą. Ołtarz przykryty obrusem, ksiądz twarzą do niego i tyłem do wiernych, przybory liturgiczne zabrane z kościoła, który – jak domyśliła się Hanka – już nie istniał. Za ołtarzem wisiało godło Polski z koronowanym orłem oraz krzyż. Ksiądz modlił się na klęczkach, unosząc głowę, przed Bogiem i Orłem Białym. Tłoczący się na placyku ludzie pochylali głowy. Wyglądali jednak, jakby składali pokłon zrujnowanemu miastu, modlili się do ruin i dalekich ogni".

– Niemcy zasiali w nas wściekłość – mówi powieściowy Baczyński, gdy nowa miłość i narastające szaleństwo wyrwie go z gnijącej beznadziei. – Nie można z nią budować wolnego kraju ani założyć domu. Bo gniew nas zeżre. Trzeba go wystrzelać.

Nie wystrzelano. I dlatego świat się kończy.

To już lepiej tak jak oni...

Orbitowski mówi też coś wyrazistego i ważnego w innym sporze, tym razem nie tylko polskim, lecz ogólnoludzkim. W sporze o – boję się, że zabrzmi to pretensjonalnie, ale raz kozie śmierć – sens życia i śmierci.

Baczyński – ten z „Widm" – wie, że „rośnie cena za przedwczesną śmierć". I wszystko wskazuje, że widzi te sprawy tak jak Andrzej Waligórski. W „Rapsodzie o Warneńczyku" tak przedstawił on to, co zostało po królu, który dowiedziawszy się, że nadciągają niezmierzone zastępy Turków, a sojusznik zdradził,

odstawił kubek z winem.

Blask mu strzelił spod powieki.

Uderzamy za godzinę!

A Wenecji wstyd na wieki!

(...) I widziano jak lecieli

Pędem wielkim i szalonym,

I widziano, jak tonęli

W morzu Turków niezmierzonym.

Potem z piórem siadł nad kartką

Mnich uczony, stary skryba:

Warto było, czy nie warto?

Odwrót byłby lepszy chyba...

Chrzanił zacny zjadacz chleba,

Czas nad nami wartko goni (I tak kiedyś umrzeć trzeba,

To już lepiej tak jak oni.

Zresztą – koniec dzieło wieńczy,

Mnich w klasztorze kipnął marnie,

A szalony król Warneńczyk

Ma grobowiec w pięknej Warnie,

I szanują go Bułgarzy

I nas – dzięki niemu – cenią,

Więc na czarnomorskiej plaży

Kłaniam się królewskim cieniom.

Powieściowy Baczyński najwyraźniej zgadza się z Waligórskim. Zgadza się z nim cały świat stworzony przez Orbitowskiego. Czy zgadza się z nim sam autor?

Kordian w „Małej Apokalipsie"

A poza tym „Widma" są kopalnią erudycyjnych nawiązań i aluzji do wielu ważnych utworów. Powieść Orbitowskiego to fantastyczny opis Warszawy-świata, który umiera na skutek stopniowego rozpadu łączącego go spoiwa. Trochę tak jak w „Małej Apokalipsie" Konwickiego, do której pewne fragmenty wydają się nawiązywać.

Zupełnie otwarte są natomiast nawiązania do Tyrmanda. I nic dziwnego, bo mamy przecież do czynienia z powieścią warszawską, a w powieści warszawskiej trudno się bez Tyrmanda obejść, nieprzyzwoitością byłoby jakoś nie oddać mu hołdu...

No i Kordian. Ten belwederski, z karabinem, zmierzający do carskiej sypialni i zmagający się z upiorami...

I bardzo możliwe, że przeoczyłem coś oczywistego.

Bardzo polska i bardzo warszawska książka.

Po której wychodzi się na miasto, idzie Krakowskim czy nawet Marszałkowską i myśli:

Jak to dobrze, że było powstanie. Że Niemcy zburzyli nam miasto! Że wymordowali 150 tysięcy ludzi, a dziadkowie z mamą przez dwa tygodnie tułali się po piwnicach, a potem wymaszerowali do Pruszkowa... Bo dzięki temu teraz mamy żywe miasto, a nie dziwaczny stwór-zombi, żyjący jakimś dziwnym, ponurym, wampirycznym istnieniem.

Orbitowski jest krakowianinem. Dlatego chyba nie rozumie uczuciowego galimatiasu, w jaki udało mu się wtrącić warszawiaków...

Łukasz Orbitowski „Widma". Wydawnictwo Literackie, 2012

Fantastyka – pisał o tym wielokrotnie mój redakcyjny kolega Rafał Ziemkiewicz – nie ma szczęścia. Traktowana jest najczęściej z góry. Mistrzowie „literatury poważnej" uważają twórców fantastyki za przedstawicieli gatunku niższego. Może i popularnego, ale między innymi dlatego właśnie niegodnego uwagi tych, którzy płodzą dzieła na miarę (w ich mniemaniu...) „Ulissesa".

Dlatego, choć fantastyką (i to polityczną!) zajmowali się najwięksi z wielkich (między innymi Adam Mickiewicz), to fantasta, który próbowałby powiedzieć coś ważnego w którymś z wielkich polskich sporów, stanąłby z góry na straconej pozycji. A już zwłaszcza gdyby spróbował uczynić to w konwencji najmniej poważnej, jaką jest – zdaniem krytyków z górnej półki – tak zwana historia alternatywna.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą