Nie było dotąd takiej książki w naszej krytyce literackiej – i coś mi mówi, że długo nie będzie. Sam mam kłopot z jej zaklasyfikowaniem, bo to trochę prywatna encyklopedia polskiej fantastyki, trochę kronika bojów ideologicznych i artystycznych, jakie toczyły się wokół różnych odmian science fiction przez ostatnie dekady, a na pewno żarliwe wyznanie wiary w potęgę fantastyki jako metody opisywania i dekodowania rzeczywistości.
Parowski jest kronikarzem cierpliwym, skrupulatnym i niesłychanie literaturze przyjaznym (sprawom filmowym poświęcona będzie druga część jego pracy). Zdaniem niektórych zbyt przyjaznym: swego czasu była to jedna z kości niezgody między nim a częścią polskich autorów, którzy uważali, że jako szef działu literatury polskiej „Fantastyki" (potem naczelny „Nowej Fantastyki") zbyt często promuje dziwaczne eksperymenty kosztem solidnej, rzemieślniczej i czystej gatunkowo roboty.
Lektura „Małp Pana Boga" pokazuje, że jeśli czasem nawet Parowski błądził, to nie z nadęcia i miłości do dzieł mętnych, ale z nadmiaru dobrej woli, próbując za wszelką cenę doszukać się znaczeń i artystycznych osiągnięć nawet tam, gdzie ich nie było. Jednocześnie ten gigantyczny zbiór jego żmudnej, recenzenckiej harówki pokazuje, że jest to najzacieklejszy kibic polskich pisarzy i najwierniejszy ogrodnik literatury fantastycznej. Taki, który po każdej kolejnej burzy, po kolejnym idiotycznym artykule w prasie głównonurtowej, po kolejnej krzywdzącej opinii salonowych pseudokrytyków, po kolejnym niesprawiedliwym werdykcie jury Nike czy Paszportu Polityki bierze głęboki wdech i znów bierze się do swojej roboty. I wyjaśnia: tego a tego nie zauważyliście, panowie; o tym pisać nie chcecie, tego nie zrozumieliście, a przecież tymczasem tutaj u nas, w świecie pisarzy, którymi z głupoty pogardzacie, rzecz ma się następująco... I zbija argumenty, dowodzi swych racji, pokazuje, że to fantaści mieli rację w swej podejrzliwości, sceptycyzmie, odwadze zadawania trudnych pytań, co najlepsi z nich czynili i w czasach PRL, i kiedy krytyka literacka III RP uprawiała aktywny do dziś kult bełkotu.
Za całą tę miłość do pielęgnowania fantastycznego ogrodu zapłacił rezygnacją z własnych literackich ambicji. A przecież jego „Burza" to jedna z najlepszych książek ostatnich lat i kto wie, co jeszcze wyszłoby spod jego pióra, gdyby zamiast analizować cudze teksty, zajął się pisaniem własnych. Jedna rzecz łączy jednak Parowskiego-pisarza i Parowskiego-krytyka: stojąc z dala od głównego nurtu, widzą wyraźniej. To kolejny powód, by przeczytać „Małpy pana Boga".
Maciej Parowski „Małpy Pana Boga – słowa. Szkice i rozmowy o wyobraźni i rzeczywistości. Polemiki", Narodowe Centrum Kultury 2012, opr. miękka, 522 strony