A Ukraińcy i zabijali Polaków, i sami byli zabijani. W kraju trwała więc jatka, Żydzi bynajmniej nie byli jedynymi jej ofiarami. I nie byli jedynymi, do których stosowano wtedy myślowo-emocjonalne schematy, które my kojarzymy jedynie z najbardziej opętanym antysemityzmem. W tym samym czasie, w którym całą Polskę obiegały pogłoski o Żydach, rytualnie mordujących polskie dzieci, plotkowano też o Ukraińcach porywających polskie dzieci, aby zrobić z nich kiełbasę... Szerszym natomiast kontekstem, w którym Zaremba sytuuje sprawy żydowskie, jest to, co w ogóle działo się wtedy w Polsce, w której trwała specyficzna, krótka epoka powojnia. „Powojnie" („Postwar") – tym terminem jego autor, brytyjski historyk Tony Judt, określa cały okres po 1945 roku.
Zaremba, chyba słusznie, używa go w znaczeniu węższym – chodzi mu o pierwsze lata po wypędzeniu Niemców. Słusznie, bo tak rozumiane powojnie jest czasem specyficznym, którego specyficzność polega przede wszystkim właśnie na tym, że nastąpiło bezpośrednio po najstraszniejszej w historii Europy wojnie. I przez ten czas to właśnie to odczucie, ta świadomość – a nie np. ustanawiania komunistycznej dyktatury – była najważniejszym czynnikiem, określającym odczucia większości Polaków. Zaremba przytacza tu historyjkę, dobrze ilustrującą jedną ze specyfik tego czasu. Latem 1945 roku warszawską ulicą Ząbkowską szedł kondukt pogrzebowy. „Nagle z głębi ulicy wyłonił się tramwaj. Żywy, czerwony tramwaj warszawski... Widok tramwaju wywołał powszechny entuzjazm. Przechodnie na chodnikach zatrzymywali się, inni biegli w stronę wozu, wiwatując głośno i klaszcząc. I, o dziwo, kondukt żałobny zatrzymał się, odprowadzający zmarłego odwrócili się ku tramwajowi i wreszcie porwani ogólnym nastrojem zaczęli także klaskać".
Pozostała Polska B
Jednak podstawowym elementem powojnia była bezprecedensowa zapaść cywilizacyjna, społeczna i moralna. Zapaść – dodajmy – zupełne zapomniana, wyparta z naszej świadomości. I łatwo zrozumieć dlaczego. Po pierwsze, takie wspomnienia są, eufemistycznie rzecz ujmując, bardzo przykre, wręcz poniżające, kompletnie niepasujące do obrazu Polaków we własnych oczach. Po drugie, pamięć zbiorową tworzy inteligencja, której zapaść dotyczyła w najmniejszej mierze. Inteligencja, której zresztą było wtedy mało, bo w sporej części wyginęła albo znalazła się na obczyźnie. „Na placu boju pozostała Polska »B«: biedna i niewykształcona, z silnym poczuciem deprywacji, pełna lęków i urazów. Bardziej związana z Kościołem, konserwatywna i tradycyjna, mieszkająca raczej na wsi i w małych miasteczkach" – pisze Zaremba.
O tej Polsce wielkomiejska inteligencja tradycyjnie wiedziała niewiele. A przede wszystkim – nie utożsamiała z nią ani siebie, ani polskości. To, co robili chłopi, w przekonaniu inteligencji nie obciążało polskości. Wręcz nie dotyczyło Polski – bo w oczach warstwy postszlacheckiej związek między polskością a chłopem nie był bynajmniej oczywisty. Rozmiary tej ówczesnej zapaści są trudne do ogarnięcia, podobnie jak warunki, w których w powojniu żyli nasi dziadkowie czy pradziadkowie. Co może najbardziej wyraziste – wielu spośród nich na co dzień czuło wtedy smród trupów, w sensie bynajmniej nie metaforycznym. I nie dotyczyło to bynajmniej jedynie Warszawy, także wielu innych miast, w których jeszcze przed chwilą toczyły się zażarte walki, jak np. Kołobrzeg. Po przejściu frontu szerzył się prawdziwy głód. Powszechny był strach przed nim. Wiosną 1945, czyli niemal rok po wyzwoleniu, w Lublinie więcej ludzi umierało, niż się rodziło, a w Kielcach władze przewidywały zamieszki głodowe. Kryminalny bandytyzm, zwłaszcza na wsiach, stał się plagą jeszcze za okupacji. Teraz osiągnął poziom powszechnego terroru.
Wciągał w swoją orbitę coraz więcej wiejskiej młodzieży. Sprzyjała temu powszechna po przejściu frontu dostępność broni, a także chaos i brak sił porządkowych (zresztą Milicja Obywatelska na początku istnienia sama bywała czynnikiem bandyckim). Stan wojny domowej, czyli nasączenie terenu różnorakimi, ale mało różniącymi się od siebie oddziałami i bandami, ułatwiał anonimowość. Niby wiele z tego nie jest nowe. Rzecz jednak w skali zjawiska. Jestem z wykształcenia historykiem od historii najnowszej. I pomimo to dopiero Zaremba, serwując cytatami z dokumentów i wspomnień, unaocznił mi jego rozmiar.
Wyprowadzić i po sprawie
Okupacja nauczyła ludzi – zwłaszcza młodych, których w jakimś zakresie ukształtowała – braku szacunku dla ludzkiego życia. Więcej. Dla chłopaka z sąsiedztwa, opisywanego we wspomnieniach przez Jarosława Iwaszkiewicza, „rozwiązywanie problemów nagle stało się łatwe: jeśli ktoś sprawia innym kłopoty, wystarczy mieć broń, wyprowadzić go gdzieś na stronę i po sprawie.