Kreatorzy

Tym, którzy na kapitalizm patrzą jak na sumę zysków i strat, a w pieniądzach widzą konfrontacje bogactwa i wyzysku, trudno pojąć liberalną krytykę programu Donalda Tuska

Publikacja: 19.10.2012 20:00

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Ciężko pojąć mentalną przepaść między systemem centralnego zarządzania a przedsiębiorczością. Ci sami ludzie, którzy na co dzień pod niebiosa wynoszą indywidualizm, prawa jednostki, wolności obywatelskie, buntują się przeciwko ograniczeniom prawa do demonstracji (słusznie), równocześnie za naturalne uważają koncesjonowanie i regulowanie ludzkiej przedsiębiorczości i rynku pracy. Ci sami ludzie, którzy grafficiarzy bazgrzących po ścianach prywatnych domów uważają za twórców, innych ludzi, którzy otworzą na rogu sklep czy zbudują komuś dom mają w najlepszym razie za biznesmenów, ale w żadnym wypadku za kreatorów.

Wiele lat socjalistycznej propagandy, najpierw za czasów PRL i w epoce europejskiej lewicowej poprawności, złożyło się na obecne myślenie naszych elit. Zaskakujące, jak niedaleko odeszliśmy od marksistowskiej wykładni sprawiedliwości i moralności. Choćby od wciąż pokutującego w Polsce pojęcia środków kapitalistycznej produkcji – ziemia, ludzka praca i narzędzia. Co za bzdura – środkami produkcji w kapitalizmie jest umysł i serce. Bez umysłu nie powstaną ani sklepy, ani wynalazki, ani narzędzia. Bez serca, bez zasad moralnych nic z nimi nie zrobimy.

Rozwoju nie zawdzięczamy masom pracującym. Rzeczywistości nie tworzą pracownicy wykonujący swoje obowiązki od rana do wieczora. Oni co najwyżej utrzymują swoje rodziny i rynek w ciągłym ruchu. Postęp to dzieło mniejszości. Kreatywnych jednostek.

Sztuka tworzenia kapitału daje dokładnie ten sam efekt, co namalowanie pięknego obrazu czy zrobienie dobrego filmu. Zawsze towarzyszy nam szok. Wspaniałe. Że też ja tego nie wymyśliłem. To takie proste. Tak jak nie dostrzegamy kolorów, które widzi malarz, zjawisk społecznych, które dostrzega reżyser czy pisarz, tak też nie widzimy na co dzień możliwości, które dostrzega przedsiębiorca – kreator.

Gdyby kreację można było przewidzieć, gdyby wszystko było takie proste jak wygląda... Telefon Apple'a, tablet, sklepy Biedronka – każdy mógł to stworzyć, wystarczy zainwestować. Gdyby tak było, to socjalizm faktycznie mógłby działać. Państwowa spółka Inwestycje Polskie mogłaby skutecznie inwestować i pomnażać nasz dobrobyt. W końcu na pozór przypomina prawdziwy biznes. Dostanie dużo pieniędzy. Zatrudni dużo ludzi i otrzyma te wszystkie marksistowskie środki produkcji. A jednak skończy, jak każda inna spółka Skarbu Państwa. Źle zarządzana, marnotrawiąca środki  i szerząca demoralizację. O korupcji i nepotyzmie nawet szkoda gadać.

Kapitalizm faktycznie zaskakuje prostotą swoich rozwiązań. Znajomy teksański milioner Steve Shaper powiedział mi kiedyś, że „w Ameryce każdy może być milionerem. Tylko nie każdy ma tyle odwagi". Nie każdy ma w sobie tyle determinacji, serca i wiary w to, co tworzy. A potem tyle determinacji i poświęcenia swojej wizji. Twórca Wallmarta, zanim stworzył swoje sklepy, dziesięć razy bankrutował, ale nie dawał za wygraną.

XIX-wieczny austriacki ekonomista Joseph Schumpeter opisał kapitalizm jako stan umysłu, „formę ciągłych zmian". Kapitalizm nie może być statystyczny. Otoczenie biznesu może nam się czasem wydawać konserwatywne, sztywniackie, mało cool i jazzy. Ale w rzeczywistości to stan wiecznej kreacji. Niepokój ducha. Nieustające poszukiwanie szans i możliwości. Jaki niepokój mają w sobie twórcy spółek Skarbu Państwa? Martwią się o klienta, o konkurencję, o jakość? Nie, wszystko, o co się martwią, to uznanie polityków.

Wielu moich lewicowych znajomych mówi o kapitalistach, że we wszystkim widzą tylko szansę na zrobienie pieniędzy. To tak jakby zarzucać rzeźbiarzowi, że w każdej skale widzi tylko rzeźbę. Ale tym właśnie różni się twórca, kreator – od całej reszty. Jak pisała Agnieszka Osiecka: „tyle osób patrzy, a tak niewielu widzi".

Kolejny fałsz, często powielany przez lewicowe elity, to zarzucanie biznesowi bezduszności. Oderwania od świata prawdziwych ludzi. Trudno o bardziej wierutną bzdurę. Biznes oddycha życiem ulicy. W końcu tylko tam może znaleźć inspiracje do kreacji.

Francuski filozof i teolog Pierre Teilhard de Chardin ukuł interesujący koncept noosfery. To sfera ludzkiego rozumu oddziałująca na świat wokół nas. Niematerialna siła zmieniająca materię. To idealnie pasuje do kapitalizmu. Umysł, który potrafi zapłodnić ideą otoczenie. Genialni szefowie, twórcy jak Steve Jobs czy Bill Gates wokół siebie tworzyli tę twórczą aurę. Emanowali energią i byli zawsze wrażliwi na sygnały z zewnątrz. Pewien jestem, że w większym stopniu niż wielu artystów zamkniętych ze swoimi płótnami na poddaszu.

W świecie biznesu znajdziemy i takich „twórców", do których Chardin pewnie nie chciałby odnosić swoich metafizycznych teorii. Wydają nam się prymitywni, z wnętrzem pustym jak spróchniały pień. To nie przeszkadza, że z najprostszych form potrafią stworzyć dzieła, o jakich większości z nas nawet się nie śni. Ba, wielu ludziom wykształconym, o zdyscyplinowanych umysłach, czasem te kreacje wydadzą się intelektualnie obraźliwe. Kapitalizm z efektami swojej kreacji nie mieści się im w głowie, bo nie przystaje do niczego, co tak dobrze znają. Ale czy przystawał Michał Anioł? Czy Bruno Szulc był od razu doceniony?

Zachwyt państwowymi projektami Donalda Tuska w dużej mierze wynika z podejrzliwości wobec prywatnego kapitału. Przekonania, że jedynym celem przedsiębiorcy jest wyzysk pracownika. Schumpeter zwracał uwagę, że kapitaliści są nie tyle „łowcami kapitału, ile zakładnikami kapitału". Żeby zdobywać kapitał, muszą najpierw się nim podzielić. Muszą zainwestować. Muszą dawać, żeby brać. Wbrew obiegowym prawdom w kapitalizmie silniejszy nie zjada słabszego – jak bywa w polityce. Silniejszy uczy słabszego, pozwala wyciągać wnioski, tworzy warunki do rozwoju.

Natomiast państwowe spółki wchłaniają i niszczą potencjalnych kreatorów. Uniemożliwiają rozwój. Przywalą innych cielskiem wykarmionym cudzymi pieniędzmi, bez ryzyka i kreatywnej aury.

Ciężko pojąć mentalną przepaść między systemem centralnego zarządzania a przedsiębiorczością. Ci sami ludzie, którzy na co dzień pod niebiosa wynoszą indywidualizm, prawa jednostki, wolności obywatelskie, buntują się przeciwko ograniczeniom prawa do demonstracji (słusznie), równocześnie za naturalne uważają koncesjonowanie i regulowanie ludzkiej przedsiębiorczości i rynku pracy. Ci sami ludzie, którzy grafficiarzy bazgrzących po ścianach prywatnych domów uważają za twórców, innych ludzi, którzy otworzą na rogu sklep czy zbudują komuś dom mają w najlepszym razie za biznesmenów, ale w żadnym wypadku za kreatorów.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów