Ciężko pojąć mentalną przepaść między systemem centralnego zarządzania a przedsiębiorczością. Ci sami ludzie, którzy na co dzień pod niebiosa wynoszą indywidualizm, prawa jednostki, wolności obywatelskie, buntują się przeciwko ograniczeniom prawa do demonstracji (słusznie), równocześnie za naturalne uważają koncesjonowanie i regulowanie ludzkiej przedsiębiorczości i rynku pracy. Ci sami ludzie, którzy grafficiarzy bazgrzących po ścianach prywatnych domów uważają za twórców, innych ludzi, którzy otworzą na rogu sklep czy zbudują komuś dom mają w najlepszym razie za biznesmenów, ale w żadnym wypadku za kreatorów.
Wiele lat socjalistycznej propagandy, najpierw za czasów PRL i w epoce europejskiej lewicowej poprawności, złożyło się na obecne myślenie naszych elit. Zaskakujące, jak niedaleko odeszliśmy od marksistowskiej wykładni sprawiedliwości i moralności. Choćby od wciąż pokutującego w Polsce pojęcia środków kapitalistycznej produkcji – ziemia, ludzka praca i narzędzia. Co za bzdura – środkami produkcji w kapitalizmie jest umysł i serce. Bez umysłu nie powstaną ani sklepy, ani wynalazki, ani narzędzia. Bez serca, bez zasad moralnych nic z nimi nie zrobimy.
Rozwoju nie zawdzięczamy masom pracującym. Rzeczywistości nie tworzą pracownicy wykonujący swoje obowiązki od rana do wieczora. Oni co najwyżej utrzymują swoje rodziny i rynek w ciągłym ruchu. Postęp to dzieło mniejszości. Kreatywnych jednostek.
Sztuka tworzenia kapitału daje dokładnie ten sam efekt, co namalowanie pięknego obrazu czy zrobienie dobrego filmu. Zawsze towarzyszy nam szok. Wspaniałe. Że też ja tego nie wymyśliłem. To takie proste. Tak jak nie dostrzegamy kolorów, które widzi malarz, zjawisk społecznych, które dostrzega reżyser czy pisarz, tak też nie widzimy na co dzień możliwości, które dostrzega przedsiębiorca – kreator.
Gdyby kreację można było przewidzieć, gdyby wszystko było takie proste jak wygląda... Telefon Apple'a, tablet, sklepy Biedronka – każdy mógł to stworzyć, wystarczy zainwestować. Gdyby tak było, to socjalizm faktycznie mógłby działać. Państwowa spółka Inwestycje Polskie mogłaby skutecznie inwestować i pomnażać nasz dobrobyt. W końcu na pozór przypomina prawdziwy biznes. Dostanie dużo pieniędzy. Zatrudni dużo ludzi i otrzyma te wszystkie marksistowskie środki produkcji. A jednak skończy, jak każda inna spółka Skarbu Państwa. Źle zarządzana, marnotrawiąca środki i szerząca demoralizację. O korupcji i nepotyzmie nawet szkoda gadać.