Bankier inwestycyjny odłożył słuchawkę telefonu. Zwykle nie musiał dzwonić, bo w swoim biurze na najwyższym piętrze budynku położonego w najdroższej dzielnicy świata miał system komunikacji sterowany myślami. Wielkie tysiąccalowe ekrany wyświetlały ceny akcji, towarów i kursy walut z całego świata. Wystarczyło, że pomyślał o jakimś wykresie i natychmiast uruchamiały się mechanizmy zmieniające ceny w kierunku, jaki w danej chwili przypadł mu do gustu.
Pomyślał o cenach akcji w USA – wkrótce Rezerwa Federalna zwiększała ilość druku pieniądza, a ceny akcji rosły. Pomyślał o kursie jena i wkrótce politycy w Japonii kazali Bankowi Japonii drukować zyliony jenów, żeby kurs jena się załamał. Bankier inwestycyjny lubił nowinki technologiczne i często z nich korzystał.
Właśnie weszła jego sekretarka, przyszłoroczna Miss Świata, która wniosła filiżankę jego ulubionej kawy. Uwielbiał ten widok: piękna blondynka, kołysząc biodrami, zbliżała się do jego biurka, wykonanego z drewna, na którym tysiące lat wcześniej chiński cesarz podpisywał dekrety. Mimo że wejście do gabinetu od jego biurka dzieliła odległość 500 metrów, jego perfekcyjny wzrok mógł rozkoszować się błękitem oczu sekretarki, a jego nadzwyczajny węch już przekazywał do najwybitniejszego mózgu wszech czasów bukiet zapachu kawy z krzaków plantacji posadzonej specjalnie dla niego. Każde ziarenko kawy było tam pielęgnowane przez dziewice sprowadzane specjalnie w tym celu z Wenezueli.
A, racja, musi wysłać jakiś prezent nowemu prezydentowi, może limuzynę wypełnioną dolarami. To świetny pomysł, niech chłopaki jeszcze trochę dodrukują, pomyślał – i w zupełnie innym budynku ważny urzędnik zerwał się na równe nogi i skłonił się w pas, waląc przy okazji głową w blat zupełnie innego biurka, wykonanego z zupełnie zwyczajnego drewna. Bankier inwestycyjny wygodnie rozparł się na swoim fotelu wykonanym ze skóry z penisa rzadkiego białego wieloryba. Celebrował tę chwilę: przestał myśleć i rynki zamarły bez ruchu. Czekały na to, co pomyśli wielki umysł.
Bankier inwestycyjny, choć żywił słabość do nowinek technologicznych, w jednej kwestii był tradycjonalistą. Gdy szło o złoto, zawsze używał tradycyjnych metod. Jego ojciec, dziad i pradziad kiedyś używali gołębi pocztowych, potem telefonu. On też celebrował tę tradycję. Jego telefon był szczególny: wykonany z jednego kawałka diamentu. Sieć prywatnych światłowodów łączyła go z setką innych telefonów. Aparat działał tylko w jedną stronę: łączył bankiera z ludźmi, którzy wysłuchiwali poleceń. Myślą włączył muzykę, symfonię napisaną specjalnie dla jego przodka setki lat temu przez najwybitniejszego kompozytora wszech czasów. Zwykli ludzie nie znali tej symfonii, zresztą i tak nie doceniliby jej piękna. Jego przodkowie nazwali ją złotą symfonią.
Perfekcyjny smak kawy przenikał każda komórkę ciała bankiera, co świetnie pasowało do widoku oddalającej się piękności, przesuwającej się na tle nieznanych obrazów Picassa. Kroków sekretarki nie było słychać, szpilki od światowej sławy projektanta zanurzały się bezszelestnie w tysiącletnim perskim dywanie. Rynki pozbawione sprawczej myśli bankiera trwały w bezruchu. Tysiące analityków na całym świecie jeszcze dziś wieczorem w setkach programów telewizyjnych będą starały się wytłumaczyć, dlaczego handel zamarł.
Bankier od dawna wiedział, że system finansowy, który stworzył jego ojciec po drugiej wojnie światowej, musi się załamać. Skala długów była zbyt duża. Zresztą system trwał tylko po to, żeby rodzina mogła zarabiać pieniądze. Nadeszła chwila, kiedy znacznie więcej pieniędzy można będzie zarobić na upadku systemu niż na jego dalszym trwaniu.