Fabuła jest sensacyjna, akcja szybka, realia historyczne, a zawiązanie akcji – szpiegowskie. Moskwa, trwa wojna, Niemcy dostały już łupnia pod Stalingradem. Profesor Jakub Henefeld, galicyjski Żyd, specjalista od mumifikowania ciał, pracujący przy konserwacji zwłok Lenina i mający również w przyszłości balsamować samego Stalina, szuka kontaktu z niemieckim wywiadem. Chce wyjawić Niemcom tajemnicę pewnej mumii, dzięki właściwościom której Rosjanie nie dali się Niemcom w pierwszych dwóch latach wojny. O sekrecie ma osobiście opowiedzieć Hitlerowi, a ten – jak na prostaka przystało – łyka ezoteryczny haczyk i wysyła do Moskwy komando w celu wykradzenia truchła spoczywającego w kremlowskich podziemiach. Zaczyna się ciąg świetnie opisanych, sensacyjnych przygód. Dlaczego jednak mieszkający w Moskwie i rozmawiający z samym Stalinem Żyd chce wesprzeć kata swego narodu? Chodzi mu o dzieci. Jego synowie pozostali w getcie w Drohobyczu, który wciąż jest w niemieckich rękach. Za ujawnienie największej tajemnicy Stalina profesor chce ocalić synów. Co za bzdura!

Phil Collins powiedział w jednym z wywiadów: „Niektórzy ludzie zdają się zapominać, że jesteśmy tu po to, by dostarczać rozrywki". Takiej właśnie rozrywki na majowy czas grillowania dostarcza Marek Ławrynowicz, znakomity pisarz, autor kilku powieści i wielu opowiadań, słuchowisk, także współautor radiowej sagi „W Jezioranach", której słuchają miliony Polaków. Nie byłby jednak sobą, gdyby w ramach gatunku nie wykazał się właściwym mu kunsztem pióra. Mnie w książce najbardziej podobały się opisy zimowej Moskwy: ślizgawka na stawie patriarszym, tłumy przelewające się ulicą Gorkiego, klimat przywalonego śniegiem podmoskiewskiego Pieriediełkina, dzielnicy artystów. Z kart powieści wynika, że Moskwa to miasto Ławrynowiczowi szczególnie bliskie. Epizody z nieprzytomnym towarzyszem Malenkowem opuszczającym bankiet u Stalina należą do najlepszych w książce. Za to opisany los niemieckich uciekinierów z Prus Wschodnich, ich zagłada, przypomina stronice „Muzeum ziemi ojczystej" Siegfrieda Lenza i dowodzi, że polscy twórcy ten temat również podjęli. To bardzo dobrze.

Już gotowa?  Upiekła się? Profesor Henefeld ucieka z bunkra pod Kancelarią Rzeszy, a mumia gdzieś znika. Na szczęście w lodówce jest jeszcze kilka butelek złocistego napoju, szwagier nie mógł dzisiaj przyjechać, więc wszystkie będą twoje. Chyba lepiej z Markiem Ławrynowiczem zgubić niż z Harlanem Cobenem znaleźć?

Marek Ławrynowicz, „Mumia świętego Piotra", Zysk i S-ka, Poznań 2013.