Fałszywy mesjasz z NKWD

Publikacja: 10.05.2013 20:00

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Rewolucja bolszewicka postrzegana jest w Polsce z perspektywy takich późniejszych wydarzeń jak zbrodnia katyńska. Nie ma miejsca na żadne niuanse. Ideologia komunistyczna, praktyka totalitarnej władzy, działania ludobójcze – wszystko zlewa się w jedno. Antykomunizm jest pod tym względem symetryczny wobec antyfaszyzmu. Nie uchodzi zajmować się nazizmem realnym, a więc całą złożoną rzeczywistością III Rzeszy. Nie może być inaczej, skoro głównym punktem odniesienia jest Holokaust.

Komunizm i nazizm to dwa demony, które w zsekularyzowanej kulturze politycznej zastępują osobowe zło. Skoro Szatan się ulotnił, to pojawia się zapotrzebowanie na zajęcie pozostawionego przez niego miejsca. W ten sposób – jak ujmował ten problem Carl Schmitt – kategorie polityczne przejęły funkcję kategorii religijnych. Bo dla człowieka XXI wieku, a więc kogoś, kto pokłada ufność w rozwoju medycyny i postępie technologicznym, nie istnieją „rzeczy niewidzialne", o których mówi Credo Kościoła katolickiego. Enkawudzista czy esesman to są przynajmniej jakieś „widzialne" konkrety.

Czy to oznacza, że komunizm i nazizm pozbawione były pierwiastków demonicznych? Niełatwo odpowiedzieć na tak sformułowane pytanie. Ciekawe tropy można w tym kontekście znaleźć w twórczości Michaiła (Melika) Agurskiego. Ten myśliciel o wykształceniu technicznym, syn pochodzącego z Grodna żydowskiego komunisty, ofiary stalinowskich represji, był w ZSRR jedną z czołowych postaci podziemnego ruchu syjonistycznego. W roku 1975 wyemigrował do Izraela. A przypomnijmy, po wojnie sześciodniowej w roku 1967 Związek Sowiecki, stając po stronie krajów arabskich, desygnował państwo żydowskie na swojego głównego antagonistę w regionie bliskowschodnim. Antysemityzm stawał się więc narzędziem polityki kremlowskiej.

Znamienne są zatem, zaskakujące jak na syjonistę, słowa Agurskiego, jakie tuż przed swoim wyjazdem wypowiedział on na łamach „Jerusalem Post": „Opuszczam Rosję, będąc nie jej wrogiem, lecz szczerym przyjacielem, który przejęty jest jej teraźniejszością i przyszłością. Starałem się zrobić wszystko dla współpracy Rosjan z żydowskimi ruchami narodowymi. Te wysiłki okazały się widocznie na tyle sukcesem, że pozwalają żywić nadzieję na przyszłą przyjaźń Izraela z odrodzoną Rosją". W roku 1991 Agurski przybył do rozpadającego się ZSRR. Przerażony scenami puczu moskiewskiego dostał zawału serca i zmarł w jednym z moskiewskich szpitali.

Zachodnia poprawność polityczna nakazuje antysemityzm rytualnie potępiać. Tymczasem Agurski próbował go zgłębić. Będąc Żydem, miał odwagę zastanawiać się na przykład nad tym, skąd się biorą antysemickie wątki w twórczości Fiodora Dostojewskiego.

Najbardziej znanym dziełem Agurskiego była opublikowana w Paryżu w roku 1980 książka „Ideołogija nacjonał-bolszewizma". Autor przedstawił w niej w oryginalny sposób historię budowy imperium sowieckiego. Zasadnicza teza, jaką stawia, brzmi: komunizm to wyłącznie środek służący realizacji wielkiego państwotwórczego projektu. Agurski zwraca uwagę na poparcie, jakie władza sowiecka z upływem czasu zyskiwała ze strony grup, które kontestowały komunizm jako ideologię. Chodzi tu szczególnie o pewne kręgi białych emigrantów. To z nich wywodziły się środowiska, które dostrzegały w bolszewizmie nie lewacką, wywrotową ideologię, lecz zrozumiałą dopiero na gruncie rozmaitych historiozoficznych koncepcji, ścieżkę przeznaczenia Rosji jako odrębnej od Zachodu, a zarazem wrogiej mu cywilizacji.

Agurski podejmuje też kwestię zaangażowania rosyjskich Żydów w bolszewizm. Podkreśla, że radykalna część zasymilowanej inteligencji żydowskiej pragnęła tak naprawdę nie tyle unicestwienia Rosji, ile unicestwienia przedrewolucyjnego społeczeństwa, które uniemożliwiało tym ludziom całkowite zlanie się z Rosją. I tak – twierdzi Agurski – dochodziło do tego, że Żydzi, uzasadniając swoje zerwanie z własnymi etnicznymi, religijnymi i kulturowymi korzeniami, stawali się – rzecz jasna skrycie – nihilistami, a zarazem rosyjskimi nacjonalistami.

To przypadek publicysty Isaja Leżniewa. W latach 30. przeszedł on już jawnie na pozycje marksistowskie. Kiedy – w okresie czystek w partii bolszewickiej – toczył się proces Jurija Piatakowa i Karola Radka, Leżniew zarzucał im, że są oni wrogami przede wszystkim narodu rosyjskiego. Agurski odkrywa w osobie Leżniewa figurę żydowskiego sekciarza, takiego jak fałszywi mesjasze: Sabbataj Cwi czy Jakub Frank, czyli kogoś, kto w imię przyspieszenia końca dziejów odrzuca na mistycznej ścieżce judaizm, a więc profanuje żydowskie świętości.

A wnioski? To nie tacy Żydzi jak Leżniew pojęli ducha Rosji – tego ducha, który sięga jej europejskich, chrześcijańskich korzeni. Można natomiast wskazać tu nieobecnych na kartach książki Agurskiego (bo żyjących już w dużo późniejszym, niż obejmuje ona, okresie) niezłomnych duchownych prawosławnych pochodzenia żydowskiego: Aleksandra Mienia (zamordowanego przez „nieznanych sprawców" w roku 1990) oraz Gleba Jakunina. Nic dziwnego, że obaj wymienieni mieli na pieńku zarówno z władzą sowiecką, jak i kolaborującym z nią Patriarchatem Moskiewskim. Oni bowiem podążyli śladami prawdziwych proroków i Mesjasza.

Rewolucja bolszewicka postrzegana jest w Polsce z perspektywy takich późniejszych wydarzeń jak zbrodnia katyńska. Nie ma miejsca na żadne niuanse. Ideologia komunistyczna, praktyka totalitarnej władzy, działania ludobójcze – wszystko zlewa się w jedno. Antykomunizm jest pod tym względem symetryczny wobec antyfaszyzmu. Nie uchodzi zajmować się nazizmem realnym, a więc całą złożoną rzeczywistością III Rzeszy. Nie może być inaczej, skoro głównym punktem odniesienia jest Holokaust.

Komunizm i nazizm to dwa demony, które w zsekularyzowanej kulturze politycznej zastępują osobowe zło. Skoro Szatan się ulotnił, to pojawia się zapotrzebowanie na zajęcie pozostawionego przez niego miejsca. W ten sposób – jak ujmował ten problem Carl Schmitt – kategorie polityczne przejęły funkcję kategorii religijnych. Bo dla człowieka XXI wieku, a więc kogoś, kto pokłada ufność w rozwoju medycyny i postępie technologicznym, nie istnieją „rzeczy niewidzialne", o których mówi Credo Kościoła katolickiego. Enkawudzista czy esesman to są przynajmniej jakieś „widzialne" konkrety.

Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”