Powiedział pan kiedyś, że kocha tabloidy. Za co?
Sławomir Jastrzębowski:
Aktualizacja: 22.06.2013 01:00 Publikacja: 22.06.2013 01:01
Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik
Powiedział pan kiedyś, że kocha tabloidy. Za co?
Sławomir Jastrzębowski:
Za to, że są najbliżej życia, za to, że są jak życie. Śmieszne i smutne, trywialne i rubaszne, podniosłe i pełne patosu, a przede wszystkim nigdy nie są nudne, bo uważam, że życie nie jest nudne.
Tyle że tabloidy smutek pokazują w skrajny sposób, zarabiają pieniądze na ludzkiej tragedii.
Wszystkie media robią pieniądze na ludzkiej tragedii. Jeżeli ktoś pokazuje walące się wieże World Trade Center i jeżeli są to telewizje informacyjne, a widać, że słupki oglądalności rosną wtedy w sposób niebotyczny, to też można wystąpić z oskarżeniem, że robią pieniądze na ludzkiej tragedii.
Tu nie chodzi tylko o krew. Te telewizje pełnią też funkcję informacyjną. Ale gdy przez cały rok nakręca się i pompuje sprawę matki Madzi, to chodzi chyba o coś innego?
Chodzi i nie chodzi. Ostatnio byłem w bardzo dobrej warszawskiej restauracji i podsłuchiwałem – ponieważ uwielbiam podsłuchiwać – o czym rozmawiały dwie panie w bardzo drogich garsonkach, które siedziały przy sąsiednim stoliku. Jak sądzę, topowe menedżerki. I mówiły o mamie Madzi. I nią się oburzały. Pisząc więc o sprawie Madzi, „Super Express" spełnia funkcję informacyjną.
Twierdzi pan, że tabloidy, a więc także pańska gazeta, wychodzą do ludzi z tematami, których oni pragną? A może ludzie zaczynają pragnąć tych tematów wtedy, kiedy pan je publikuje?
To znaczy, że żyjemy w symbiozie z czytelnikami i odbiorcami. Patrzymy, czego ludzie oczekują i o czym mówią. Codziennie zadaję swoim dziennikarzom pytanie: „O czym dzisiaj ludzie mówią? W windzie, w metrze, w samochodzie, o czym mówią twoi znajomi, co mówi twoja żona, twój przyjaciel". Pytamy, gdzie jest puls informacji. Jeżeli okazuje się, że taką informacją jest mama Madzi, taką informacją na Zachodzie jest do dziś sprawa Madeleine McCann, to my o tym informujemy, od tego jesteśmy.
Czy jest granica wchodzenia z butami w ludzkie życie? Tematy, których nie powinno się poruszać? Może jednak nie trzeba było publikować zdjęcia zakrwawionego pułkownika Przybyła w ubiegłym roku?
Przecież ta cała sprawa jest śmieszna. Facet zrobił sobie piercing policzka, bo to nie była żadna próba samobójcza. Człowiek, który jest wojskowym, próbuje, ale teoretycznie, popełnić samobójstwo przed kamerami i przy dziennikarzach, którzy stoją przed drzwiami. Wie, jak się można zabić, chyba coś o tym czytał, więc zdaje sobie sprawę, że lufę trzeba sobie włożyć do ust albo przystawić do skroni. A robi sobie piercing policzka. To jest żałosna i śmieszna historia. To jest tragifarsa.
I pokazali państwo to zdjęcie, bo...?
Ponieważ on chciał znaleźć się w mediach, jestem o tym przekonany. Poza tym co w tym drastycznego, jeśli porównamy to zdjęcie z najważniejszymi światowymi fotografiami? Widziała pani zdjęcia nagradzane Word Press Photo z Turcji, z Palestyny, Izraela, Wietnamu, Indii, gdzie eksponowane są skrajnie zmaltretowane ludzkie ciała? Jeżeli mamy zdjęcie, które wygrywa Word Press Photo, i na tym zdjęciu widać, jak ciała nieżywych haitańskich dzieci są rzucane na kupę ciał, i to zdjęcie wygrywa, to wtedy co? Czy ci, którzy je nagradzają i publikują na pierwszych stronach tak zwanych opiniotwórczych gazet, to hieny i padlinożercy? Więc najlepsze na świecie zdjęcia są robione przez hieny i hienom się podobają? Czy tak?
Pan nie krytykuje takiego podejścia?
Absolutnie tego nie krytykuję. Uważam, że tak właśnie powinno być.
Dlaczego?
Bo my, dziennikarze, jesteśmy od tego, żeby pokazywać życie. A życie jest właśnie takie. Żyjemy, umieramy, cierpimy, bawimy się, jesteśmy radośni, jesteśmy spontaniczni, ale jesteśmy też trupami. Jeżeli ja pokazuję zdjęcie pułkownika Przybyła, a Rada Etyki Mediów twierdzi, że to jest zbyt drastyczne, to Rada Etyki Mediów totalnie się ośmiesza. To jest grupka ignorantów, którzy nie znają osiągnięć fotografii światowej. Oni tego nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć. Albo po prostu dostali nakaz od kogoś, kto nas nie lubi, pod tytułem: „nie lubimy tabloidów, potępcie ich, bo już dwa miesiące ich nie potępialiście". Przecież w grę wchodzić też mogą interesy, a interesy są takie, że „Super Express" wyprzedził kolejną gazetę w sprzedaży kioskowej.
Bo buduje pan sprzedaż na ludzkiej tragedii. Jak sam pan mówi, daje ludziom to, czego potrzebują.
Ale ja od tego jestem, żeby dawać ludziom to, czego potrzebują. Tak samo jak dobry producent samochodów czy garniturów. Natomiast zapewniam panią, że nie zbuduje się sprzedaży gazety wyłącznie na tragedii.
Prowadzenie gazety to dla pana wyłącznie biznes?
Absolutnie przeciwnie. To misja. A teraz powiem coś strasznego: uważam, że nic się nie sprzedaje tak dobrze jak misja. Misja sprzedaje się najlepiej i jest najlepszym towarem. Pokaż swoim czytelnikom, że jesteś z nimi, że reprezentujesz ich interesy, pokaż, że walczysz o to, żeby w Polsce było sprawiedliwie, żeby nie kradli, żeby nie wykorzystywali stanowisk. To jest misja i ona się świetnie sprzedaje.
Pan walczy o sprawiedliwość?
Ależ oczywiście, że tak. Codziennie stajemy po stronie zwykłego człowieka. Codziennie pokazujemy nadużycia władzy. To przecież „Super Express" odebrał marszałkom Sejmu po 40 tysięcy złotych nagrody. Wszystkie media w kraju powtarzały po nas informację o skandalu z przyznawaniem niezasłużonych nagród. I marszałkowie te pieniądze oddali. To jest skuteczność tabloidu.
Ale pan na pewno zyskał na sprzedaży...
Przecież po to mnie zatrudniono. Ale wiele osób próbuje zrobić z tego jakiś infantylny zarzut: „A bo on to robi dla pieniędzy". Przecież mówimy o komercyjnych mediach. Wszyscy w mediach pracujemy dla pieniędzy.
To znaczy, że skoro pracujemy tylko dla pieniędzy, to wszystko wolno?
Nie, bo pracujemy dla pieniędzy między innymi. Ale my mamy okazję i szansę bycia dziennikarzami, reporterami. Możemy zarabiać pieniądze w taki sposób, że nam się wydaje, iż polepszamy świat.
No właśnie, wydaje się nam.
Bo świat idzie swoją drogą i ludzie mają swoją naturę. Mordowali się 10 tysięcy lat temu, dzisiaj się mordują i pewnie jeszcze będą się mordować. Ale naszym zadaniem jest robić wszystko, żeby świat był lepszy.
Spełniacie funkcję czyścicieli?
Bez wątpienia. Ponieważ tabloidy zaczęły publikować zdjęcia polityków robionych przez paparazzich, politycy naprawdę zaczęli obawiać się kompromitacji i zachowywać bardziej przyzwoicie, niż się zachowywali. Między innymi ze strachu, strach jest doskonałą motywacją. Ludzie nie robią różnych rzeczy, bo boją się kary więzienia czy ostracyzmu społecznego. Bo boją się tego, że zostaną pokazani, na przykład w tabloidzie, w jakichś dla siebie niewygodnych sytuacjach. Ale nie tylko tabloidy, chociaż one robią to chyba najbardziej ofensywnie. Wszystkie media powinny to robić.
Trzymacie się państwo jakichś zasad?
Pierwsze przykazanie tabloidu: nie nudzić. Jeżeli dajesz człowiekowi coś do ręki, ten człowiek ma za to zapłacić 2 czy 5 złotych, to musi być usatysfakcjonowany produktem na wielu różnych poziomach. Czyli w przypadku tabloidów musi dostać informacje, wachlarz emocji, musi dostać ciekawe zdjęcia, musi też dostać rozrywkę.
To dlatego tabloidy zajmują się celebrytami?
Zajmujemy się nimi między innymi dlatego, że ludzie – wszyscy ludzie – uwielbiają plotkować. A głównym powodem wymyślenia przez kulturę masową celebryty jest stworzenie obiektu do plotek. Podstawowe zadanie stojące przed celebrytą brzmi: o tobie ma się plotkować. Więc my znowu wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom czytelników. Przy czym generalnie w plotce nie ma nic złego. Plotka – według mojej definicji – to informacja w fazie potwierdzania. Właśnie dlatego jest taka smaczna, bo jeszcze trochę niepotwierdzona.
Piszecie więc państwo o wszystkich ekscesach celebrytów bez skrupułów...
Bez skrupułów? Mam góry zdjęć, które z powodu moich skrupułów nie zostały opublikowane. Mówimy o kolejnej symbiozie, której celebryci się uczą. Oni by bardzo chcieli, żebyśmy my puszczali informacje wyłącznie o tym, jacy są piękni, mądrzy, bogaci i wspaniali, chcieliby, żebym ja był ich firmą PR-owską. A ja mogę nią być tylko w pewnym procencie, bo mam inne interesy. Moim interesem jest to, żeby mówić o nich prawdę, to znaczy – i dobrze, i źle. A oni nie chcą, żeby mówić o nich źle, bo wtedy się bardzo denerwują i idą ze mną do sądu. Tymczasem nic nie poradzę na to, że osoba X robi rzeczy niegodne w miejscu publicznym. Mam zdjęcia i powinienem mieć prawo, żeby pokazać je w swojej gazecie. Tyle że w Polsce prawo jest absurdalne pod tym względem, zupełnie inne niż amerykańskie czy angielskie, bo teoretycznie muszę mieć zgodę takiego pana, żeby jego zdjęcie opublikować, chociaż robi rzeczy niegodne, i to w miejscu publicznym.
Tabloidyzacja mediów to słuszny kierunek?
Twierdzę, że tak, mając pełną świadomość, iż jestem sędzią we własnej sprawie. Tak zwane opiniotwórcze media uczą się od tabloidów, jak pracować. Oczywiście udają, że się tym brzydzą, oczywiście mówią, że jesteśmy okropni, a w nocy podglądają, nie śpią, zazdroszczą wyników sprzedaży i zastanawiają się, czemu my się tak dobrze sprzedajemy.
Które z mediów są bardziej wartościowe: gazety opiniotwórcze czy tabloidy?
W demokracji tabloidy są bardziej wartościowe. Potrafię to udowodnić. Największy europejski dziennik to niemiecki tabloid „Bild", największy dziennik w Anglii to tabloid „Sun". W Polsce dwie najlepiej sprzedawane w kioskach gazety to dwa tabloidy. To nie jest przypadek. Żyjemy w demokracji, czyli w systemie, w którym na przykład przy wyborach głos mechanika samochodowego, który czyta „Super Express", znaczy tyle samo co głos wielokrotnie habilitowanego profesora, który czyta mniej popularne gazety. To znaczy, że skoro ja mogę wpływać na dziesięcioro różnych ludzi, a inna gazeta na pięcioro, to ja jestem silniejszy i bardziej wartościowy. Zdumiewająco proste i dla wielu niewygodne.
Silniejszy tak, ale czy bardziej wartościowy w kwestiach merytorycznych?
Bardziej wartościowy w kwestiach tego, jakie ludzie mogą podejmować decyzje i jakich będą dokonywać wyborów.
To znaczy, że ma pan większy wpływ. W jaki sposób wpływa pan na ludzi informacjami o celebrytach?
Otóż celebryci to są ludzie, którzy pokazują innym, jak powinni się ubierać, jak powinni się czesać, jak powinni się zachowywać, co jest cool albo nie jest. Ci ludzie są wyznacznikami pewnych trendów. Ale potem przestają, przemijają i pojawiają się nowi, a starzy czasem stają się obiektem drwin i szyderstw. Są jak moda i przemijają. Są tacy celebryci na polskim rynku, którzy trwają, bo zrozumieli specyfikę funkcjonowania mediów – po prostu trzeba z nimi współpracować i nie ma sensu prowadzić wojny totalnej. Ja jej nie prowadzę. Mam przekazać ludziom pewne informacje. Mam dawać towar. Mam publikować artykuły, które ludzie będą chcieli sobie wzajemnie pokazywać i mówić: „o, zobacz". Żona ma mówić do męża: „tak wyglądaj, a nie ten brzuch masz od piwa spasiony, grubasie". Każdy materiał powinien być impulsem do tego, żeby się chcieć nim podzielić. To jest sytuacja, do której ciągle dążymy.
To nie świadczy dobrze o wzorcach, jakich ludzie potrzebują.
Czemu? Bo ludzie potrzebują też banałów? Potrzebują. Banałem jest na przykład jedzenie w McDonald's, ale ludzie potrzebują McDonalda. Czy to znaczy, że mamy pozamykać wszystkie fast foody i wszystkim nakazać jedzenie kawioru? Lubię kawior, ale się nim nie zajadam. Najbardziej na świecie uwielbiam golonkę. Czy ona jest wyszukana? Raczej nie. Ale jeśli ktoś w demokracji coś lubi, to niech on sobie to ma. Niech sobie sam wybierze.
Sławomir Jastrzębowski ukończył polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim. Pracował jako dziennikarz śledczy w „Łódzkich Wiadomościach Dnia", był też szefem działu śledczego w „Dzienniku Łódzkim". Od 2003 dziennikarz „Faktu", od 2005 – zastępca redaktora naczelnego tej gazety. W 2007 roku został redaktorem naczelnym „Super Expressu"
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Powiedział pan kiedyś, że kocha tabloidy. Za co?
Sławomir Jastrzębowski:
Gdy wokół hulają polityczne emocje związane z pierwszą rocznicą powołania rządu, z głośników w supermarketach sączą się już bożonarodzeniowe przeboje, a my w popłochu robimy ostatnie zakupy, warto pozwolić sobie na moment adwentowego zatrzymania. A nie ma lepszej drogi, by to zrobić, niż dobra lektura.
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej” Grażyny Bastek jest publikacją unikatową. Daje wiedzę i poczucie, że warto ją zgłębiać.
Dzięki „The Great Circle” słynny archeolog dostał nowe życie.
W debiucie reżyserskim Malcolma Washingtona, syna aktora Denzela, stare pianino jest jak kapsuła czasu.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Jeszcze zima się dobrze nie zaczęła, a w Szczecinie już druga „Odwilż”.
Wszyscy już się przyzwyczailiśmy, że fatalnie długi jest czas oczekiwania na rozpatrzenie skargi kasacyjnej od wyroku WSA w sprawach podatkowych zwykłych obywateli, bo to prawie 3 lata(!). Taka sytuacja – gdy skarga podatnika finalnie okaże się zasadna, co nie jest zjawiskiem rzadkim - jest nie tylko krzywdząca dla obywateli ale również generująca zbędne koszty po stronie budżetu. Można odnieść wrażenie, że państwo z jakąś dziwną premedytacją nie pilnuje wpłacanych przez wszystkich obywateli podatków, bo przecież w budżecie innych pieniędzy nie ma.
ABC News i jej czołowy prezenter George Stephanopoulos zawarli ugodę z Donaldem Trumpem w sprawie o zniesławienie. Stacja wpłaci 15 milionów dolarów na rzecz fundacji prezydenta-elekta oraz pokryje koszty jego prawników.
Na łamach Rzeczpospolitej 6 listopada nawoływałem, aby kompetencje nadzoru sztucznej inteligencji (SI) oddać Prezesowi Urzędu Ochrony Danych Osobowych (PUODO). 20 listopada ukazał się tekst polemiczny, autorstwa mecenasa Przemysława Sotowskiego, w którym Pan Mecenas powołuje kilkanaście tez na granicy dezinformacji, bez uzasadnienia, oprócz „oczywistej oczywistości”. Tak jakby autor był bardziej politykiem niż prawnikiem. Niech mottem mojej repliki będzie to, co 12 sierpnia 1986 roku powiedział Ronald Reagan “Dziewięć najbardziej przerażających słów w języku angielskim to „Jestem z rządu i jestem tu, aby pomóc”
W dniu 4 grudnia 2024 r. na łamach dziennika "Rzeczpospolita" ukazała się publikacja „Sankcja kredytu darmowego – czy narracja parakancelarii jest zasadna?” autorstwa mecenasa Wojciecha Wandzela, przedstawiająca tezy i argumenty mające przemawiać za możliwością skredytowania kosztów kredytu i pobierania od tego odsetek, które w ocenie autora publikacji są pewnym wyjściem naprzeciw konsumentom, którzy chcą pozyskać kredyt.
Wysunięty przez Gruzińskie Marzenie Micheil Kawelaszwili został wybrany – decyzją kolegium elektorów – na nowego prezydenta Gruzji. Polityk i były piłkarz był jedynym kandydatem na to stanowisko.
Ludzie Donalda Trumpa rozmawiali z Białym Domem i przedstawicielami Ukrainy na temat zakończenia wojny - podaje telewizja NBC News. Z doniesień wynika, że dotychczas zespół amerykańskiego prezydenta-elekta nie przedstawił w tej kwestii żadnego konkretnego planu.
Rafał Trzaskowski zachwycił swoich sympatyków rozmową po francusku z Emmanuelem Macronem. Jednak w kontekście kampanii, która miała odczarować jego elitarny wizerunek, pojawia się pytanie, czy to nie oddala go od przeciętnego wyborcy.
Jeśli rząd weźmie Polsat i TVN pod prawną ochronę, próby ich wrogiego przejęcia byłyby znacznie utrudnione. I to mimo wątpliwości prawnych wokół tego, czy telewizję można tak chronić.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas