Kiszona kapusta, czyli kanon sztuki totalnej

Kultura masowa okazała się wielkim zwycięzcą XX wieku.

Publikacja: 05.07.2013 12:00

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska MS Magda Starowieyska

Wcześniej europejski mieszczuch mógł się jeszcze łudzić, przypuszczając, że historia świata podąży w innym kierunku. Rozwarstwienie społeczne nieodłącznie towarzyszące pierwszej fazie rozwoju kapitalizmu boleśnie przypominało o tym, co było oczywistością w zbiorowościach feudalnych – ludzie nie są między sobą równi, próżne są więc próby ich zglajszachtowania.

A jednak z upływem czasu dokonał się gigantyczny postęp. Jesteśmy świadkami jego efektów. Upowszechnianie się dobrobytu stało się trwałą tendencją, a aspiracje niższej części dawnego stanu trzeciego zaczęły rosnąć (dało to o sobie znać nawet w gierkowskim Peerelu).

I tak od około 100 lat mamy epokę mas. W Polsce bywa ona często kojarzona negatywnie – jako epoka totalitarnych reżimów dążących do brutalnego zniwelowania różnic między ludźmi w imię budowy nowego, wspaniałego świata. Te skojarzenia są błędne i tym samym spłaszczają one rzeczywistość. Bo tak naprawdę mamy tu do czynienia z procesami kulturowymi, tyle że z polityką sprzęgniętymi.

Tydzień temu byłem w Poznaniu na występie Kraftwerk. To było coś więcej niż koncert. W postindustrialnej scenerii Starej Gazowni odbył się multimedialny spektakl, którego istotny element stanowiły trójwymiarowe wizualizacje. Pochodzący z Düsseldorfu zespół w doskonały sposób oddaje charakter naszych czasów. Szczególne wrażenie mogło zrobić wykonanie przez muzyków instrumentalnego utworu „Metropolis" z albumu „Die Mensch-Maschine" (z roku 1978) na tle czarno-białej kubistycznej animacji przedstawiającej przestrzeń całkowicie zabudowaną przez bezduszne wieżowce.

Kraftwerk, obok takich grup jak Can czy Tangerine Dream, uchodzi za klasyka muzyki elektronicznej. Ale warto zwrócić uwagę na inny nurt muzyki, do którego zaliczane są te niemieckie zespoły. To krautrock – czyli w wolnym tłumaczeniu na polski – „szwabski rock". Nazwę tego nurtu ukuli ironicznie brytyjscy dziennikarze. W trakcie pierwszej wojny światowej słowem „kraut" żartobliwie określano na Wyspach Brytyjskich niemieckich żołnierzy, czyniąc aluzję do popularności w Niemczech (i w ogóle w Europie Środkowej) kiszonej kapusty (sauerkraut).

Po roku 1945 alianci zachodni zmusili żyjących w ich strefach okupacyjnych Niemców do rozliczenia się ze swoją nazistowską przeszłością. Przebiegało to dość opornie, bo funkcjonariusze III Rzeszy pozaszywali się w rozmaitych instytucjach nowego państwa. Tymczasem w latach 60. świat ogarnęła gorączka młodzieżowego buntu. W NRF przybrała ona specyficzny charakter. Pokolenie dwudziestolatków zarzuciło swoim rodzicom i dziadkom mało zdecydowane i zbyt powolne rozstawanie się z tradycyjnymi „autorytarnymi" wzorcami kultury niemieckiej, w których upatrywało korzeni nazizmu. Paradoksalnie jednak nie pozbyło się ono własnej narodowej tożsamości. Było oczywiście otwarte na wpływy anglosaskiej kultury masowej, ale nie uległo jej w sposób niewolniczy, o czym świadczy właśnie krautrock. Warto przy okazji nadmienić, że dla przedstawicieli tego nurtu istotnym źródłem inspiracji stała się twórczość wybitnego eksperymentatora XX-wiecznej muzyki, niemieckiego kompozytora Karlheinza Stockhausena.

Kiedy Kraftwerk wykonywał w Poznaniu „Metropolis", utwierdzałem się w przekonaniu, że istnieje jakiś pomost łączący tę grupę z XIX-wiecznym „szwabskim" (nie bójmy się używać tego przymiotnika) neoromantyzmem. Nowoczesność jako epoka mas rzuciła artystom wyzwanie, które trafnie odczytał już Ryszard Wagner w swojej koncepcji sztuki totalnej (Gesamtkunstwerk) – sztuki łączącej słowo, obraz i dźwięk w jedno. A potem pojawił się jeszcze „szwabski" ekspresjonizm jako między innymi artystyczna manifestacja samotności człowieka w wielkomiejskiej dżungli, czemu z pewnością sprzyjało doświadczenie kryzysu międzywojennego (o czym dobitnie się przekonali mieszkańcy Republiki Weimarskiej). W kinematografii niemieckiej okres ten zaowocował takimi produkcjami jak monumentalna mroczna wizja przyszłości – nomen omen – „Metropolis" Fritza Langa (z roku 1927). I tak stajemy przed dylematem: czy nowoczesność to nowy wspaniały świat czy też duchowa katastrofa?

Komunizm, nazizm, ale także – jak zauważa niemiecki filozof Boris Groys – rooseveltowski New Deal patetycznie sławiły epokę mas. Kiedy „Bóg umarł", artyści przestali po platońsku sięgać idei piękna. W zamian zaczęli naśladować życie, które w nowoczesnej wersji ma być zrealizowaną utopią (taka miała być Moskwa przyszłości, ale Wielka Wojna Ojczyźniana pokrzyżowała plany jej stalinowskim architektom). A zrealizowana utopia jest już sama w sobie awangardową czy – jak twierdzi wspomniany Groys – post- awangardową sztuką. Tworzy ją całe społeczeństwo. Historia dobiegła końca. Możemy wysiadać. Kraftwerk puszcza do nas oko...

Wcześniej europejski mieszczuch mógł się jeszcze łudzić, przypuszczając, że historia świata podąży w innym kierunku. Rozwarstwienie społeczne nieodłącznie towarzyszące pierwszej fazie rozwoju kapitalizmu boleśnie przypominało o tym, co było oczywistością w zbiorowościach feudalnych – ludzie nie są między sobą równi, próżne są więc próby ich zglajszachtowania.

A jednak z upływem czasu dokonał się gigantyczny postęp. Jesteśmy świadkami jego efektów. Upowszechnianie się dobrobytu stało się trwałą tendencją, a aspiracje niższej części dawnego stanu trzeciego zaczęły rosnąć (dało to o sobie znać nawet w gierkowskim Peerelu).

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą