Cud na stadionie

Nie było cudu w świątyni tenisa na Wimbledonie – Janowicz przegrał z Murray'em.

Aktualizacja: 12.07.2013 13:33 Publikacja: 12.07.2013 13:31

Wiesław Tupaczewski

Wiesław Tupaczewski

Foto: Rzeczpospolita

Red

Cud był w świątyni polskiej piłki nożnej: na Stadionie Narodowym. Prawie 60 tysięcy wiernych oczekiwało nieoczekiwanego. I to nie na koncercie Madonny, do którego ministra Mucha dopłaciła, ale na rekolekcjach, do których nikt nie musiał dopłacać oprócz uczestników. I to zakrawało na cud. Rekolekcje prowadził o. John Bashobora – katolicki ksiądz, o którym niektórzy sądzą, że jest obdarzony darem uleczania i wskrzeszania. Każdy z uczestników rekolekcji miał szansę dostąpić łaski. Wszyscy. Sprawiedliwie.

Sport jest niesprawiedliwy. Zawsze walczy wielu o jedno jedyne miejsce, które sprawia satysfakcję. Za dużo zależy od pogody, od pomyłek sędziów, od błędów podczas przygotowań, od kontuzji niespodziewanych, od zwykłego przypadku, który często nazywany jest szczęściem.

I jak to jest, że niektórzy ciągle mają szczęście, a inni ciągłego pecha?

Nie mówię teraz o Janowiczu, raczej o piłkarzach, którzy spadli na 75. miejsce w rankingu FIFA. Najgorzej w historii. Jak żyć, panie prezesie Boniek?

Może wziąć wzór z rekolekcji na Narodowym? Może to dobry pomysł, żeby na stadionach podczas meczów, zamiast kibicować, modlić się za naszych piłkarzy? Bo nic innego już chyba nie pomoże. Nawet Lewandowski.

Wyobrażam sobie np. mecz Legii, gdzie „Żyleta", miast odpalać race, modli się o zwycięstwo ukochanej drużyny, a w miejsce „Starucha" zbiorową modlitwą zarządza ksiądz egzorcysta – wtedy i Barcelona, a może nawet sam Bayern Monachium dostałyby baty. Trochę wyświechtane jest porównywanie aren sportowych do świątyń, ale jak się dłużej zastanowić, jest w tym sens.

Nie brakuje takich, również wśród naukowców, którzy uważają, że sami kształtujemy swój los, z pomocą modlitw albo medytacji. Że samą wiarą możemy przyciągnąć szczęście. Jest wiele poradników, które uczą medytacji, projekcji sukcesu, bo myśl ma ponoć właściwości sprawcze.

No i tak się zachowują kibice. Każdy, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, zawsze wierzy w sukces swoich i życzy im tego w swych myślach. Jak ja Janowiczowi życzyłem.

Z jednej strony ta idea uwodzi swą prostotą, z drugiej – przeraża bezdusznością statystyki.

Bo – przykładowo – naród, który ma największą populację oddającą się medytacji bądź modlitwie, osiągałby największe sukcesy na każdym polu. Narody małe byłyby skazane na brak sukcesów lub sukcesy proporcjonalne do wielkości populacji. No i niestety to się poniekąd potwierdza w praktyce. Kto wiedzie prym na świecie? Chiny, USA, Indie.

Dlaczego tylko poniekąd? Bo w przypadku „haratania w gałę" jak na razie w czubie są Niemcy i umęczone kryzysem Hiszpania oraz Włochy. No i protestująca Brazylia. Podkreślam „na razie". Za 20 lat będziemy się może fascynować pojedynkami Jangcy Szanghaj z FC Bombaj.

Wracam na nasze podwórko i do niezagojonych poEUROwych traum – w takim razie dlaczego przegraliśmy z Czechami? Przecież jest ich mniej i na pewno mniej osób modliło się o sukces w meczu z Polską, tym bardziej że i wierzących tam trudniej znaleźć. Dlaczego tylko zremisowaliśmy z Grekami, skoro jest ich dwa razy mniej? A z kolei z Rosją  powinniśmy przegrać, biorąc pod uwagę kryterium populacji.

Może istotny jest czynnik odległości od źródeł wiary? Wicemistrz Europy Włosi mają blisko do Watykanu...

Mistrz – Hiszpanie –  też w sumie niedaleko...

Może istotny jest iloczyn odwrotności odległości od źródła i liczby wierzących? I może jeszcze trzeba by uwzględnić współczynnik intensywności wiary?

Gdyby udało się sformułować matematyczny wzór oddający tę zależność?

Liczba wiernych razy współczynnik intensywności wiary dzielone przez odległość do Watykanu, Mekki albo świątyni Buddy równa się sukces?

Ale jak określić współczynnik intensywności wiary? Czym go wzmagać? A jak osłabiać u przeciwnika?

Oj, chyba zapuściłem się na śliski grunt... Kończę więc...

Ach, no i ze smutkiem informuję, że kończy się serial pt. Gdzie będzie grał Lewandowski?

Będzie grał tam, gdzie grał do tej pory.

Ale czy tak jak do tej pory?

W końcu się chłop ożenił. A to wiele zmienia.

Autor jest satyrykiem i aktorem kabaretowym, twórcą tekstów i piosenek kabaretu OT.TO.

Cud był w świątyni polskiej piłki nożnej: na Stadionie Narodowym. Prawie 60 tysięcy wiernych oczekiwało nieoczekiwanego. I to nie na koncercie Madonny, do którego ministra Mucha dopłaciła, ale na rekolekcjach, do których nikt nie musiał dopłacać oprócz uczestników. I to zakrawało na cud. Rekolekcje prowadził o. John Bashobora – katolicki ksiądz, o którym niektórzy sądzą, że jest obdarzony darem uleczania i wskrzeszania. Każdy z uczestników rekolekcji miał szansę dostąpić łaski. Wszyscy. Sprawiedliwie.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy