Cud był w świątyni polskiej piłki nożnej: na Stadionie Narodowym. Prawie 60 tysięcy wiernych oczekiwało nieoczekiwanego. I to nie na koncercie Madonny, do którego ministra Mucha dopłaciła, ale na rekolekcjach, do których nikt nie musiał dopłacać oprócz uczestników. I to zakrawało na cud. Rekolekcje prowadził o. John Bashobora – katolicki ksiądz, o którym niektórzy sądzą, że jest obdarzony darem uleczania i wskrzeszania. Każdy z uczestników rekolekcji miał szansę dostąpić łaski. Wszyscy. Sprawiedliwie.
Sport jest niesprawiedliwy. Zawsze walczy wielu o jedno jedyne miejsce, które sprawia satysfakcję. Za dużo zależy od pogody, od pomyłek sędziów, od błędów podczas przygotowań, od kontuzji niespodziewanych, od zwykłego przypadku, który często nazywany jest szczęściem.
I jak to jest, że niektórzy ciągle mają szczęście, a inni ciągłego pecha?
Nie mówię teraz o Janowiczu, raczej o piłkarzach, którzy spadli na 75. miejsce w rankingu FIFA. Najgorzej w historii. Jak żyć, panie prezesie Boniek?
Może wziąć wzór z rekolekcji na Narodowym? Może to dobry pomysł, żeby na stadionach podczas meczów, zamiast kibicować, modlić się za naszych piłkarzy? Bo nic innego już chyba nie pomoże. Nawet Lewandowski.