Ansgar kompleksów żadnych nie ma. Na jachcie powiesił nieproporcjonalnie dużą flagę Niemiec: czarno-czerwono-żółte barwy dumnie powiewają na wietrze.
– Nikt mi jeszcze nic złego nie powiedział. Przeciwnie: wszyscy są bardzo życzliwi – mówi 36-letni informatyk z Monachium, który przyjechał na dwa tygodnie popływać między wyspami Grecji.
Od wybuchu kryzysu pięć lat temu greckie media są pełne oskarżeń pod adresem Niemiec, nieraz niewybrednych. Angela Merkel często jest wręcz porównywana z Hitlerem. Na ateńskim placu Sintagma przed budynkiem parlamentu tłum bezrobotnych regularnie zarzuca niemieckiej kanclerz winę za katastrofalne załamanie poziomu życia, rekordowe bezrobocie, upadek służby zdrowia.
Jednak jest też inny punkt widzenia. Bo kiedy czeka na wejście do Kanału Korynckiego, poza naszym jachtem Ansgar nie ma żadnego towarzystwa. 250 euro, jakie trzeba zapłacić za przepłynięcie w obie strony siedmiu kilometrów wykutej w skałach szczeliny, która oddziela Attykę od Peloponezu, to zdecydowanie za dużo na kieszeń przeciętnego Greka. Pieniądze Ansgara są więc zbyt cenne, aby ryzykować ich utratę jakimś niemiłym komentarzem.
Kanał w rozsypce
Uprzejmość Greków i tak już zresztą nie wystarcza. 120-letni kanał jest dziś za wąski, aby mogły nim przechodzić znaczące jednostki handlowe. Pozostają więc turyści. Ale i tych jest zdecydowanie za mało, aby użytkowanie kanału przynosiło godziwe zyski. Środków na utrzymanie historycznej budowli więc brakuje: ścieżki holownicze, którymi niegdyś muły ciągnęły statki, dawno zawaliły się do wody, po ozdobnych, żeliwnych barierkach nie ma już śladu, a tuż obok kei, gdzie załogi nielicznych jachtów czekają na swoją kolej, powstał dziki śmietnik. Porządne jest tylko jedno: budynek dla urzędników, którzy przyjmują opłaty. To prawdziwy kawałek Niemiec w środku kraju, który coraz bardziej pogrąża się w marazmie: klimatyzacja, nowoczesne meble, dyskretna muzyka.
– Niech Merkel jeszcze parę lat pozostanie u władzy, a zamieni ten kraj w Szwajcarię. Sami nie bylibyśmy w stanie pokonać tej kasty urzędników, przerwać powiązań korupcyjnych, zmusić ludzi do pracy – oburza się Apostolos Agelopulos, który dwa dni wcześniej czarterował nam jacht w marinie w Atenach.
W ciągu trzech tygodni pobytu w Grecji kilkakrotnie usłyszę podobną opinię: Niemców nienawidzą przede wszystkim ci, którzy pracowali lub wciąż jeszcze są zatrudnieni w sferze budżetowej. Ci, którzy pracują na swoim, sprawy widzą już zupełnie inaczej.
Wszystko zaczęło się od Andreasa Papandreu (premier Grecji w latach 80. XX wieku – red.). Po pierwszym roku jego urzędowania dług kraju skoczył z 44 mld do 1,4 bln drahm. – Potem już było tylko gorzej – oburza się Jeorjios Anagnostopoulos. Staruszek jest właścicielem malutkiego hotelu w Delfach, kilkaset metrów od miejsca, gdzie w starożytności znajdowała się słynna wyrocznia. Do Polaków odnosi się ze szczególną atencją, bo jego stałymi klientami są warszawskie biura podróży Itaka i Rainbow Tours.