Kto ukradnie słońce?

Kto ukradł księżyc? Wiemy. I wiemy, jak to się skończyło. Zwłaszcza dla Polski. Nazywali się Jacek i Placek i nie byli najbystrzejsi, bo kradnąc księżyc, ukradli ciało niebieskie bez szczególnej wartości.

Publikacja: 05.10.2013 16:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

W ogóle dziwi ta ludzka fascynacja księżycem. Blade to, świeci światłem odbitym, a mimo to jest natchnieniem poetów i obiektem pierwszych kosmicznych eksploracji. Wiemy już, że wartość ma minimalną, trochę kosmicznego wiatru, popiołu, cieniutka atmosfera i nic więcej; prawdziwym olbrzymem przy tej księżycowej nędzy jest słońce. I to ono rządzi naszym wszechświatem, a Jacek i Placek, gdyby byli mądrzy, toby ukradli słońce. Mieliby w ręku prawdziwą wartość, a i Polska by na tym skorzystała.

Skąd te myśli? Po pierwsze, bo felietoniście wolno, a po drugie dlatego, że rzadko kiedy zafascynowani szukaniem energetycznych perpetuum mobile mamy świadomość, że prawdziwym paliwem, który napędza cały świat, jest słońce. Ciepło, które daje, światło, którym zalewa z natury wymarznięty glob, jest paliwem dla miliardów roślin i zwierząt, niemal całej ekosfery. Gdyby nie słońce, życie by nie istniało, i choć może ta konstatacja dla wielu zabrzmi banalnie, to zupełnie innych wymiarów nabierze, gdy popatrzymy na aktywność słońca od strony bilansu energetycznego naszej okrągłej planety.

Jeśli więc życie jest efektem słońca, jeśli obieg wody na ziemi ma związek z jego aktywnością, jeśli dynamika atmosfery z przesuwającymi się masami powietrza, zmienną zawartością tlenu i dwutlenku węgla oraz wilgotnością ma początek i koniec w aktywności słońca (ruch obrotowy Ziemi zostawmy na boku), to tylko na karb naszej ludzkiej nieudolności możemy zrzucić nieumiejętność wykorzystania nadmiaru tej energii na własne potrzeby. Spalamy węgiel oraz wydarte z ziemi gaz i ropę naftową. Rozszczepiamy atom i kombinujemy z pierwiastkami, zamiast brać to, co dają w nadmiarze siły natury, a mniej metaforycznie – energia słoneczna.

Wyobraźmy sobie, że posiedliśmy umiejętność utylizacji terenów, gdzie słońce operuje najmocniej. Wyobraźmy sobie, że światło słoneczne, zamiast wysuszać miliony kilometrów kwadratowych Sahary i Kalahari, Kizył-kum i Gobi, przekształcane jest w energię elektryczną. Wyobraźmy sobie, że na ludzkość pracuje ledwie kilka procent energii z ruchu wody w morzach i oceanach, rzekach i wodospadach, że wiejące wiatry, tornada i monsuny, zamiast niszczyć zasoby ludzkości, zostają posłusznie zaprzężone do pracy jak para poczciwych wołów; ileż razy łatwiej, a przede wszystkim bezpieczniej byłoby żyć!

Marzenia – ktoś powie. Ano nie. Powrót do korzeni – odpowiem. Może to i piękny sen, ale przecież ludzkość od tego zaczynała. Wystarczyło przeciągnąć kanały od koryt rzek w głąb stepów i pustyń, by dzięki słońcu rozkwitło rolnictwo i powstały pierwsze cywilizacje. Wystarczyła odrobina wyobraźni, by zaprząc do pracy wiatr i puścić na morza żaglowce. Albo na przekór pewnemu szlachcicowi z La Manchy posiąść umiejętność mielenia mąki mocą pędzących wiatrów. Siłę spadającej wody przerobić na energię napędzającą młyny i zegary. Wszystko to w sojuszu z potęgą ludzkiej inteligencji i wysiłkiem mięśni rządziło naszym światem przez tysiąclecia. Darem od słońca był też ogień. Najlepszy sojusznik człowieka.

Tak świat ów trwał przez całą niemal historię. I nagle wszystko się zmieniło. Tak zwana cywilizacja spuściła z łańcuchów demony maszyn. Parowych, spalinowych i elektrycznych. Ludzkość zaczęła być głodna energii. Porzuciła siły natury. Poszła na skróty. Sięgnęła do wnętrza ziemi. Zaczęła bezwzględnie wyniszczać jej zasoby. Węgiel, ropa, gaz, chwilę później uran, zaślepiły ludzkość. Płoną więc we wnętrznościach cywilizacji ostatnie rezerwy węglowodorów. Radioaktywna śmierć niszczy połacie ziemi na Ukrainie i wody u brzegów Fukushimy. Wiemy, że to źle, ale napędza nas rynek, podaż i popyt, ceny i produkcja. Wokół kłębią się dymy z milionów kominów i rosną hałdy spalonego żużlu. Stoimy w ich cieniu i rzadko nas stać na poważną refleksję o jakimś końcu tego świata.

A przecież pewne jest, że zapotrzebowanie na energię się nie zmniejszy. Dla naszego zautomatyzowanego, zmechanizowanego i zwirtualizowanego świata będziemy potrzebowali jej coraz więcej. A zasoby kopalin przecież cudownie się nie rozmnożą. Bajki o eksploatacji obcych planet nie zrealizują. Nie wymyślimy efektywniejszych technologii od rozszczepiania atomu. Trzeba będzie wrócić do pierwocin ludzkości. Przeprosić się z naturą, znów zaufać słońcu. Znów zdać się na ową harmonię jego cudownych mocy, ludzkiej inteligencji i siły mięśni. Może oceany znów zapełnią się uskrzydlonymi żaglowcami? Pustynie przysłonią fermy megawydajnych baterii słonecznych? Golfstrom będzie napędzał podmorskie turbiny, a telefony komórkowe zasili ogniwo ze szpilki wbitej w skórkę od banana? Wszystko to brzmi jak bajka lub sen, ale nie jest ani jednym, ani drugim. To przyszłość widziana już na ekranie wyświetlonym na dnie oka przez nowy model Google Glass. Przyszłość zdaje się bliska. A skoro bliska, to czemu nie zwrócić się w jej stronę już dzisiaj?

W ogóle dziwi ta ludzka fascynacja księżycem. Blade to, świeci światłem odbitym, a mimo to jest natchnieniem poetów i obiektem pierwszych kosmicznych eksploracji. Wiemy już, że wartość ma minimalną, trochę kosmicznego wiatru, popiołu, cieniutka atmosfera i nic więcej; prawdziwym olbrzymem przy tej księżycowej nędzy jest słońce. I to ono rządzi naszym wszechświatem, a Jacek i Placek, gdyby byli mądrzy, toby ukradli słońce. Mieliby w ręku prawdziwą wartość, a i Polska by na tym skorzystała.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Max Verstappen: Maszyna do wygrywania
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Kilim, który ozdobił świat
Plus Minus
Prawo stanu wojennego
Plus Minus
„Aleksandria. Miasto, które zmieniło świat”: Padł na twarz i podziękował Bogu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gabriela Muskała: Popełniamy błędy